O potrzebie zawarcia Paktu Obywatelskiego na czas kryzysu i konieczności powrotu do wartości dobra wspólnego z prof. Piotrem Glińskim, socjologiem, ekonomistą, kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na premiera rządu technicznego, rozmawia Alicja Dołowska
ALICJA DOŁOWSKA: – Chce Pan tworzyć rząd techniczny, czyli jaki? Czy można tworzyć rząd bez zaplecza politycznego? Byłby mniejszościowy...
PROF. PIOTR GLIŃSKI: – Możliwość powołania rządu technicznego na drodze konstruktywnego wotum nieufności przewiduje Konstytucja.
Taki rząd bywa powoływany na ogół w kryzysie politycznym. W momencie, kiedy istnieją nierozwiązane poważne kwestie społeczne, czy też niesprawny jest – lub też nie spełnia oczekiwań – normalny rząd większościowy, i w zasadzie nie można z większości parlamentarnej powołać innego rządu. W takiej sytuacji partie polityczne, czy też posłowie w parlamencie, mogą się zdecydować na utworzenie rządu, który nie reprezentowałby bezpośrednio większości politycznej, albo też reprezentowałby taką większość, ale nie byłby bezpośrednią emanacją polityków do władzy wykonawczej. Opierałby się na założeniu, że skoro większość polityków twierdzi, iż dla wyłonienia nowego rządu nie można zdobyć ściśle politycznej większości, to odwołują się oni do grupy ekspertów, którzy są w miarę apolityczni. Taki rząd może przybierać różne formy. Po pierwsze – składać się z polityków nowej większości, która powstała z rozpadu dotychczasowej, albo z ekspertów, którzy są oddelegowani przez poszczególne ugrupowania i środowiska polityczne. Albo też – w trzeciej formule – tworzą go eksperci powołani przez premiera, do którego ta nowa większość parlamentarna ma zaufanie. Wtedy rząd ma charakter autorski.
– Pytam, bo w Polsce do tej pory takiego rządu nie mieliśmy.
– Po wojnie nie. Myślę – po 1989 r., bo przedtem nie było procedur demokratycznych. Ale przed wojną mieliśmy dwukrotnie rząd Władysława Grabskiego o takim właśnie charakterze. W tej chwili podobny rząd jest we Włoszech. Takie rozwiązania przyjmowane są niekiedy na trudne czasy, na moment kryzysu, przesilenia politycznego i bywają uzasadnione.
– Zamierza Pan rozmawiać z klubami parlamentarnymi w sprawie poparcia dla takiego rządu i deklaruje jednocześnie, że jest katolikiem. Czy nie sądzi Pan, że odrzucając sprawy światopoglądowe, w wielu kwestiach społecznych program PiS i to, co Pan proponuje, jest bliskie programowi SLD: w sprawach bezrobocia, ochrony zdrowia, systemu emerytalnego?
– Właśnie taki jest kierunek mojego myślenia. Rząd techniczny zajmuje się przede wszystkim rozwiązywaniem najbardziej pilnych problemów społecznych czy gospodarczych. W tym przypadku stoimy w obliczu kryzysu, bezrobocie wzrasta, wiele instytucji nie funkcjonuje –
i to są sprawy wymagające natychmiastowego działania. W zaistniałej sytuacji rząd ekspertów „odłożyłby” sprawy obyczajowe (zostawiając debatę na ich temat parlamentowi) i szukałby największego wspólnego mianownika pomiędzy poszczególnymi partiami. I chociaż mnie osobiście nie byłoby łatwo rozmawiać z niektórymi ugrupowaniami parlamentarnymi, to uważam, że moim obowiązkiem byłoby takie rozmowy podjąć i szukać wspólnych programowych obszarów. Dla dobra Polski. Mam takie zadanie i myślę, że takie obszary by się znalazły. Chociażby SLD ostatnio mówi o powrocie stołówek do szkół, PSL o żywieniu w szkołach. Ludzie, którzy mają dzieci w szkołach, doskonale wiedzą, o co chodzi. I tu na pewno moglibyśmy się dogadać. Myślę, że w wielu trudnych kwestiach, np. walki z bezrobociem, również znaleźlibyśmy wspólne pola porozumienia.
– Reakcje na misję, której się Pan podjął, są różne. Po tym, gdy premier Donald Tusk uzyskał w Sejmie wotum zaufania, wielu polityków uznało, że Pana misja się wyczerpała. Ale są i pochlebne, np. prof. Paweł Ruszkowski, socjolog z UKSW, stwierdził publicznie, że Pana działania „to bardzo korzystny czas dla demokracji, bo oto mamy alternatywę. Presja PiS- u i debat, które trwają, spowoduje większą dynamikę w PO”. Ale nie wiem, czy o to drugie Panu chodzi…
– To też jest jakaś interpretacja misji, którą prowadzę. Ponieważ każde uaktywnienie się opozycji, zwłaszcza merytoryczne – a rozumiem, że wpisuję się w tej chwili w działania merytoryczne polskiej opozycji – poprawia funkcjonowanie demokracji, a więc poprawia także funkcjonowanie obecnej władzy wykonawczej. Wymusza na pewno mobilizację w szeregach PO. Zresztą to widać.
– Stwierdził Pan, że po 1989 r. elity zdradziły. Wielu Polaków też tak sądzi. Co takiego zawiodło, przecież wszystkie te elity wywodziły się z „Solidarności”, tak jak Pan...
– Kilka czynników. Mówiąc o zdradzie, odnosiłem się głównie do postulatu z lat 70. i później – 80. – samoorganizacji społecznej, budowy i wspierania społeczeństwa obywatelskiego. Elity porzuciły tę ideę, nie zbudowały systemu, który by polską demokrację rozwijał również w sensie partycypacyjnym. Oczywiście, także w wielu innych dziedzinach elity nie stanęły na wysokości zadania. Jakie były przyczyny? Myślę, że kilka. Po prostu założono, że polskie reformy powinny być realizowane odgórnie, właśnie przy pomocy wąskich elit, które „lepiej wiedzą niż społeczeństwo”. Kierując się tą zasadą, rozwiązano m.in. komitety obywatelskie na początku polskich przemian. Najpierw były błędy intelektualne i programowe, potem już interesy w różnego typu sprawach gospodarczych. To wszystko spowodowało, że polskie elity nie stanęły na wysokości zadania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.