Infrastruktura we mgle

Niedziela 5/2011 Niedziela 5/2011

O niszczeniu polskich kolei i o tym, dlaczego Częstochowa będzie wkrótce najbardziej „zakorkowanym” miastem w Polsce, z posłem Jerzym Polaczkiem rozmawia Wiesława Lewandowska

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Niemiecka prasa alarmuje, że do roku 2012 niemieckie koleje będą miały ogromne trudności. Robi się nam raźniej, gdy okazuje się, że problemy z infrastrukturą nie są wyłącznie polską specjalnością. Jaki jest dziś stan polskich kolei na tle krajów UE?

POSEŁ JERZY POLACZEK: – Na pewno naszych problemów nie można nawet porównywać z niemieckimi.

– Dlaczego? Są na tyle znikome, że po wielkim zamieszaniu na polskiej kolei w grudniu 2010 r. oskarżany „niewinnie” przez opozycję minister infrastruktury dostaje bukiet kwiatów na forum polskiego parlamentu…?

– To wręczenie kwiatów po tym, jak nie udało się odwołać ministra Grabarczyka, jest tylko odzwierciedleniem irracjonalności całej sytuacji, wytworzonej – nie tylko zresztą na kolei – przez obecny rząd.

– Minister infrastruktury nie zasłużył na kwiaty?

– Pan minister Grabarczyk zapewne jest dzieckiem szczęścia, bo trafił na okres, na który przypada największa pula środków europejskich na lata 2007-2013, dzięki czemu nawet najbardziej „piłkarski rząd” czy minister mogą się chwalić, że wydają na modernizację infrastruktury więcej niż 3 czy 5 lub 10 lat temu. Szkoda, że bez pełnych dla Polski efektów! A z drugiej strony, jeśli jako pasażerowie kolei dowiadujemy się, że już teraz rząd Tuska przesuwa kilka miliardów złotych z inwestycji kolejowych na inwestycje drogowe (aby w ten sposób skompensować dokonane tu cięcia!), to trzeba wołać w pewnej przenośni: „pull up!”, „pull up!”, „ciągnij do góry!”, bo za chwilę będzie katastrofa!

– Już widać jej horyzont?

– Tak, bardzo wyraźnie! Tworzą się narastające szybko napięcia budżetowe. Pozostał bardzo krótki termin – do roku 2013 – na rozliczenie środków z funduszy europejskich. A biorąc pod uwagę to, co rząd Tuska wygenerował w sferze zadłużenia państwa, wkrótce może zabraknąć tzw. wkładu własnego, który jest warunkiem uzyskania z programów europejskich refundacji już poniesionych wydatków. Wtedy pasażerowie polskich kolei odczują to bardzo dotkliwie. I tak w sytuacji, kiedy inni idą szybko do przodu, w Polsce następny rząd będzie musiał ogłosić Polakom konieczność zwrotu miliardów niewykorzystanych euro!

– Zamiast wspaniałych obietnic…

– Niestety, tak… Przypominam, że premier Tusk zapowiadał rozpoczęcie jeszcze w swojej kadencji budowy kolei tzw. dużych prędkości. Po roku sprawowania urzędu mówił już o terminie roku 2015, a teraz sprawa rozpłynęła się we mgle…

– Czy nie dziwi Pana to, że koleje w III RP od początku były źle traktowane, nie miały tak silnego lobby jak sektor samochodowo-paliwowy?

– Rzeczywiście, działo się tak, że kolej zawsze musiała ponosić pełne koszty ekonomiczne – zarówno przy przewozach towarowych, jak i osobowych. Natomiast wobec gwałtownie zwiększającego się ruchu, ciężarowego i osobowego, przewoźnicy nie byli w żaden sposób obciążani rosnącymi wciąż kosztami utrzymania państwowej sieci drogowej, ponosili tylko koszty paliwa. A rząd SLD w 2005 r. wprowadził nawet mechanizmy wypłaty 70-procentowych rekompensat dla przewoźników za opłaty za przejazd ciężarówek na ok. 200-kilometrowych odcinkach prywatnych polskich autostrad (na utrzymanie których z budżetu państwa wydaje prawie miliard zł rocznie). Obecny rząd przedłużył ten mechanizm do 2011 r., mimo że przecież skorzystał z projektu przygotowanej jeszcze przeze mnie i poprzedni rząd ustawy, która ten niekorzystny dla budżetu mechanizm miała „wygasić” już w 2008 r.!

– Od pewnego czasu dość nieskutecznie przebijało się w polskich mediach hasło „tiry na tory”. To chyba nie tylko propozycja „nawiedzonych” ekologów?

– Przeciwnie, to bardzo sensowne rozwiązanie. W poprzedniej kadencji rządu zostały stworzone podstawy formalne do wsparcia takiego właśnie intermodalnego transportu. Ten mechanizm można wdrażać skutecznie przy stosowaniu zasady „użytkownik płaci” – tylko wtedy możemy mówić o konkurencyjności przewozów towarowych na drogach i sieci kolejowej.

– Czy polskie koleje byłyby jeszcze w stanie udźwignąć dużą część tych przemieszczających się przez Polskę ładunków?

– Tak. Mimo niesprzyjających warunków dzisiaj Polska nadal przewozi sporą część ładunków koleją (PKP Cargo to drugi przewoźnik towarowy w Europie). Można nawet powiedzieć, że jesteśmy państwem kolejowym.

– To znaczy, że wciąż mamy dobrą infrastrukturę kolejową?

– Mamy w Polsce sieć kolejową, która w warunkach umożliwiających poprawienie prędkości i standardu przejazdów stwarzałaby przewoźnikom towarowym warunki do lepszej konkurencji z transportem drogowym, a pasażerom dawałaby alternatywny i bezpieczniejszy od samochodu środek komunikacji.

– Jako minister transportu próbował Pan forsować ten „prokolejowy” sposób myślenia?

– Tak, przez mozolną pracę, która polegała na przygotowaniu takich rozwiązań systemowych, które zwiększały udział wydatków na inwestycje kolejowe w całości wydatków państwa. Chciałbym tu zwrócić uwagę na to, że dopiero poprzedni rząd gwałtownie zwiększył wydatki na inwestycje kolejowe (jeszcze w końcówce rządów SLD kwota ta nie przekraczała kilkuset milionów, dzisiaj sięga niecałych 3 mld), ale trzeba tu dodać, iż w ubiegłym roku obecny rząd nie pozyskał z Unii ani jednego euro (!) zwrotu.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...