Dziś może, gdybym mógł, nie przyznałbym się do połowy rzeczy, które zrobiłem, ale żadnej z nich nie żałuję – każda pokazała, że umiem coś zrobić i z każdym miesiącem, a nawet dniem, jestem lepszy, jestem bliżej ideału, do którego dążę.
– Czy te wszystkie aktywności Cię nie przytłaczają?
– Jeśli ktoś ma wiele talentów, dlaczego ma nie korzystać ze wszystkich? Oczywiście nie jestem w stu procentach zaangażowany w rozwijanie każdego, ale pewne rzeczy mogę wykorzystać, gdy nadarza się okazja. Przede wszystkim jednak jestem wokalistą. Muzykę zaś, z której jestem najbardziej znany, piszę hobbystycznie – najpierw były pojedyncze kompozycje, utwory, później Tryptyk, mój pierwszy sztandarowym projekt z całkowicie autorską muzyką.
– Jak z grania doszedłeś do komponowania? Tu potrzeba innego rodzaju wiedzy.
– Po prostu słyszę, co mam napisać. Nie wymyślam, nie układam, ale stoję na przystanku, siedzę na fotelu przed telewizorem i słyszę dane dźwięki. Stałem pod prysznicem i wymyśliłem temat do trąbki w Epilogu w Tryptyku Smoleńskim. Nie wiem, kiedy coś przyjdzie mi do głowy.
– To, co słyszysz w głowie, słyszysz też w realizacji muzyków? Ile ma wspólnego dźwięk, który wydobędą muzycy, z tym, co chciałeś osiągać?
– Zazwyczaj to jest 100%. Czasem tylko zdarza się, że dźwięki nie pasują.
– Nie zmieniasz kompozycji pod wpływem tego, że usłyszysz coś w wykonaniu orkiestry na próbie?
– Na szczęście mamy XXI wiek i różne programy komputerowe, które umożliwiają pisanie nut oraz odsłuchiwanie tego, co się napisało. Ale rzeczywiście z muzykami trzeba porozmawiać, oni sami coś czasem proponują, więc wprowadza się poprawki.
– Szlifujecie, dopracowujecie – aż udało się odnieść sukces. Naprawdę sami do tego doszliście?
– Do dziś nie mamy żadnego profesjonalnego menadżera. Wszystkim zajmuję się ja – rozmowy, negocjacje, dopinanie spraw logistycznych, dojazdów, noclegów, załatwianie sponsorów, produkcja płyty...
– Nikt z orkiestry Ci nie pomaga?
– Może faktycznie nie powinienem mówić, że wszystko sam. Zewnętrznym menadżerem jest nasz perkusista. On przyjmuje telefony i e-maile, ale gdy pojawią się jakieś wstępne ustalenia, wszystko kierowane jest do mnie.
– Jak jesteś traktowany przez kolegów z uczelni – nie zżera ich zazdrość?
– Trudno powiedzieć. Mam przyjaciół, mam wrogów. Nie wszyscy też wiedzą o tym, co tworzą inni. Ogólnie atmosfera na uczelni jest bardzo dobra – czuję się tam jak w domu.
– A profesorowie?
– Popierają mnie, są za projektami, które organizuję.
– Musicie mieć mało zajęć, byś miał czas uczyć siebie, uczyć innych, występować.
– Prawie 30 godzin zajęć w tygodniu, więc chyba nie tak mało. Ale gdyby zapytać moich znajomych, powiedzieliby, że jestem po prostu bardzo dobrze zorganizowanym człowiekiem. Potrafię znaleźć czas i na pracę, i na naukę, i dla znajomych. Oczywiście nie zawsze dla każdego znajdę chwilę, ale staram się nie zaniedbywać rodziny czy przyjaciół.
– Masz kiedy spać?
– Sen czasem zdarza mi się zaniedbać. Zawsze podkreślam, że można znaleźć czas na wszystko, wystarczy tylko chcieć.
– Chcieć to chyba mało. Orkiestra to także finanse.
– Oczywiście od pierwszego koncertu bierzemy za koncerty pieniądze. Grał u mnie skrzypek. Miał trzynaście lat i nauczyłem go, że nieważne czy jest murarzem, pracownikiem biurowym czy muzykiem – należy się zapłata za pracę. Nie siedzisz przed komputerem, nie bawisz się z kolegami, tylko jedziesz i pracujesz. Więc należy się zapłata. U mnie muzycy zawsze mają zapłacone.
– Skąd takie podejście?
– Nie lubię wykorzystywać ludzi i jeśli mam okazję, to uczę ich, by się nie dawali wykorzystywać. Sam pewne rzeczy zauważyłem, mając lat siedemnaście, teraz przekazuję swoje doświadczenie trzynastolatkowi. Oczywiście nie chodzi o to, że ma nie pomagać rodzicom w domowych obowiązkach, że ma brać pieniądze za wyniesie śmieci. To jest obowiązek, ale praca muzyka obowiązkiem nie jest.
– Nie masz obowiązku pracować, jesteś jeszcze młody. Czy nie z młodości właśnie bierze się Twoja sława?
– Ludzie przychodzą na koncerty nie dlatego, że jestem najmłodszy, tylko dlatego, że podoba im się moja muzyka. Ale zgodzę się po części: jeśli za dwadzieścia lat nadal będę pisał, jak piszę, a ludzie będą przychodzili, to dopiero wtedy nie będzie to miało związku z marketingiem, który teraz jest wokół mojej osoby.
– I nie boisz się?
– Nie boję, choć rynek muzyczny jest zamknięty i nie wiem, co będzie jutro. Jeśli jutro na rynku pojawi się młodszy ode mnie dyrygent i kompozytor – świetnie, bo często jest tak, że człowiek się rozwija, gdy poczuje konkurencję.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.