Wojna zaskoczyła nas jak zima polskich drogowców. A jest nas tu do wyżywienia 39 chłopa, w tym jeden Krzyżak (zakon Krzyżaków nadal istnieje!), który przyjechał na konferencję na temat pokoju. Teraz czeka na samolot i powtarza: „przecież wszystko będzie dobrze”.
Polscy misjonarze znaleźli się w centrum kolejnej wojny. Tym razem we wschodnim Kongo, gdzie oddziały rebeliantów z Ruchu 23 Marca (M23), walczące z siłami rządowymi podległymi prezydentowi Josephowi Kabili, zdobyły 600-tysięczną Gomę, stolicę bogatego w złoża minerałów regionu Północnego Kivu (w mieście pozostawały od 20 listopada do 1 grudnia). O konflikcie w Kongo pisaliśmy kilkakrotnie – ostatnio w 33. numerze „TP”. Tym razem przedstawiamy fragmenty dziennika ks. Stanisława Stawickiego, pallotyna z misji w Gomie, który przez ponad dwa tygodnie opisywał codziennie życie przechodzącego z rąk do rąk miasta.
PIĄTEK, 16 LISTOPADA
Walka trwa, w mieście wzrasta napięcie. Jak na ironię, w naszym centrum rekolekcyjnym kończy się projekt „Pokój dla Afryki”. Dwudziestu siedmiu uczestników otrzymuje dyplomy „budowniczych pokoju”. Wygłoszono kilka podniosłych przemówień na ten temat. Wieczorem były tańce.
NIEDZIELA, 18 LISTOPADA
Rano SMS: „Ze względu na wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo, dzień skupienia dla zakonnic został odwołany”. Podczas śniadania słyszymy spadające bomby. W południe rebelianci z oddziałów M23 docierają na przedmieścia Gomy. Nastaje cisza. W Keshero słychać tylko śpiewające ptaki i uderzające o skalisty brzeg fale jeziora. Docierają do nas wieści, że wojska ONZ zatrzymały siły M23, skłaniając je do negocjacji. Z Kinszasy miał nadejść rozkaz, aby wojska rządowe wycofały się bez stawiania oporu. Chodzi o to, by uniknąć paniki wśród cywilów. Rzeczywiście, po południu żołnierze rządowi zaczynają się wycofywać w kierunku Sake (na południe od Gomy), wykrzykując na prezydenta Konga: „naiwny zdrajca”. Kilku naszych sąsiadów ucieka do Bukavu.
PONIEDZIAŁEK, 19 LISTOPADA
Szkoły i urzędy zamknięte. Rebelianci z M23 dali armii rządowej dobę na opuszczenie miasta. Jezioro dziś nadzwyczaj spokojne! Nie widać nawet łodzi płynących na cotygodniowy targ do sąsiedniego Kituku. Cisza, jakby to była jeszcze niedziela. 8 lipca, kiedy rebelianci po raz pierwszy zajmowali Ruthsuru, też była niedziela! Upodobali sobie świąteczny dzień tygodnia.
WTOREK, 20 LISTOPADA
Od południa jesteśmy w rękach rebeliantów. W centrum Gomy, na powitanie nowych władz – tańce, śpiewy i piwo. Wojska rządowe wycofują się w kierunku Bukavu. Nie wszyscy jednak odeszli ze spuszczoną głową. Nawet w naszej dzielnicy słychać jeszcze pojedyncze strzały – to rebelianci przeczesują dzielnicę po dzielnicy. Podali nawet przez radio numer telefonu, na który można dzwonić, w razie gdyby „wrogowie atakowali”. Na jutro zapowiedzieli też zbiórkę na stadionie „des Volcans”. Policjanci i żołnierze, którzy chcą współpracować z nową władzą, mają się tam spisać i zdać broń.
Tysiące uchodźców przemieszczają się do obozu na południu miasta. Nowo przybyli nie mają nic. „Obawiamy się głodu, nie mamy dla nich wystarczająco dużo jedzenia i wody pitnej” – mówi pracownik jednej z organizacji humanitarnych. Obóz w dzielnicy Mugunga już wcześniej liczył 90 tys. uchodźców, którzy opuścili swoje domy w czerwcu i lipcu.
Rano dotarły do nas dwie siostry ze Zgromadzenia Benebikira. Jedna z nich przeżyła wojnę w Rwandzie w 1994 r. Teraz nie wytrzymała psychicznie w swoim klasztorze w dzielnicy Keshero. Wczoraj w nocy była tam strzelanina. Dzwoniłem też do biskupa, ordynariusza Gomy. Był w konfuzji. Brak rzetelnych informacji, trzeba czekać, nie ruszać się z miejsca.
Nasz ekonom musiał jednak wybrać się dziś do pobliskich sklepów, aby zorientować się, czy można tam zdobyć jakieś zapasy. Wojna zaskoczyła nas bowiem jak zima polskich drogowców. A jest tu nas do wyżywienia 39 chłopa: 9 postulantów, 26 kleryków i 4 księży, w tym jeden Krzyżak (zakon Krzyżaków nadal istnieje), który przyjechał do nas na międzynarodową konferencję na temat pokoju. Teraz Jean-Marie cierpliwie czeka na samolot i powtarza: „przecież wszystko będzie dobrze”. Po południu zorganizowaliśmy krótkie zebranie strategiczne. Chodziło o to, aby podliczyć nasze zapasy żywnościowe. Nie jest tak źle.
ŚRODA, 21 LISTOPADA
Jak każde „miasto rebelianckie”, Goma została ukarana – odcięto prąd. Miasto w ciemnościach. Znowu zaczną się problemy z wodą. Przed chwilą na godzinę włączyliśmy generator, aby przepompować do pustych cystern trochę wody z jeziora Kivu. Kończą się zapasy paliwa.
CZWARTEK, 22 LISTOPADA
Wczoraj dzwoniłem do braci marystów, którzy prowadzą szkołę w Bobandanie, 25 kilometrów od Gomy. Jeden z nich odwiedza nas czasem, gdy robi zakupy w mieście. Powiedział, że wojska rządowe zatrzymały się na ich terenie. Dowódca oddziału twierdził, że to nie ucieczka, ale „strategiczna zwłoka”.
Również w środę na stadionie „des Volcans” w Gomie, przy gromkim aplauzie ludności, Sulutani Makenga, przywódca Rewolucyjnej Armii Kongijskiej (tak nazywa się zbrojna gałąź M23), mówił: „Nasz kraj jest pozostawiony na pastwę losu (oklaski) – Prezydent i jego klika bogacą się, a reszta cierpi głód (oklaski) – Nie mamy dróg (oklaski) – Nasi żołnierze nie są wynagradzani (oklaski)” etc.
Wcześnie rano, po raz pierwszy od kilku dni, dotarły do naszej kaplicy głosy śpiewających na jeziorze rybaków. W normalne dni towarzyszą nam każdego poranka. Kolejny znak powrotu do normalności? Z pewnością nie bez zasługi patronki dzisiejszego dnia, świętej Cecylii!
PIĄTEK, 23 LISTOPADA
Wczoraj dowiedziałem się, że na stadionie „des Volcans” w Gomie broń złożyło 2 tys. żołnierzy i 700 policjantów. Każdy musiał zawiązać na karabinie białą kokardkę, symbol kapitulacji. Kilku złożyło świadectwa. „Mam sześcioro dzieci – mówił jeden z nich. – Najmłodsze ma 6 miesięcy. Nie miałem możliwości, by uciekać z całą rodziną. Zdecydowałem, że zostanę z wami”. Wszyscy, którzy przeszli na stronę rebeliantów, przejdą wkrótce specjalne szkolenie ideologiczne.
Biskupi Konga wzywają do dialogu i wyczulają świat na tragedię humanitarną. Wojna zmusiła do ucieczki ponad 120 tys. osób. „Tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci bez dachu nad głową wałęsa się po ulicach miasta i w jego okolicach w poszukiwaniu podstawowych środków do życia – piszą biskupi. – Wystawieni są na niebezpieczeństwa i cierpienia: deszcz, zimno, głód, gwałty, prostytucję, rekrutację dzieci do oddziałów zbrojnych. Wszystko to uwłacza godności człowieka i dziecka Bożego. Wzywamy wspólnotę międzynarodową do położenia kresu tej sytuacji”.
SOBOTA, 24 LISTOPADA
Do obozu dla uchodźców w dzielnicy Mugunga dotarło kolejne 55 tys. ludzi. Jego szefowa Charlie Amunazo mówi: „Nowo przybyli nie mają dachu ani pożywienia. Nie mamy lekarstw w aptece. Przepracowani i zmęczeni lekarze stracili panowanie nad sytuacją i wycofali się z obozu. Katastrofa wisi w powietrzu, ponieważ uchodźcy nie mają dostępu do wody. Obawiamy się epidemii cholery”. W ciągu ostatnich trzech dni w obozie zmarło czworo dzieci.
Trzy dni temu o pomoc poprosiła nas dyrektorka sierocińca „Płomień miłości”, w którym przebywa ok. 40 sierot. Pani Alvera, była karmelitanka, otrzymała od „pallotyńskiego Caritasu” tysiąc dolarów. Wsparliśmy też rodziny robotników zatrudnionych w naszych instytucjach w Keshero (centrum rekolekcyjne, postulat i seminarium).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.