Grzech, bunt przeciw Bogu nie są postępem, ale – wręcz przeciwnie – oddaleniem się od prawdziwej istoty świata. Człowiek, który uważa się za konkurenta Boga, postępuje w sprzeczności z tym, czym tak naprawdę jest. Skoro jesteśmy jednak świadomi źródeł tych „usterek”, to dlaczego z takim trudem przychodzi nam uporanie się z nimi? Dlaczego w naszej naturze drzemie to coś, co skłania nas do szukania „rozlicznych wybiegów”?
Spójrzmy raz jeszcze na cytat z Księgi Jeremiasza. Czy, bardzo konkretnie patrząc, nie jest jednak tak, że sposób, w jaki odżywia się matka w czasie ciąży, ma wpływ na zdrowie jej dziecka? Nie mówiąc już o palącym tytoń w jej obecności ojcu. Nauka pokazała w ostatnich dziesięcioleciach, jak ogromny wpływ na nasze życie mają pierwsze jego chwile, jeszcze przed narodzeniem. Z innej strony: jak często poznając rodzinę jakiegoś człowieka, uświadamiamy sobie, dlaczego jest on właśnie taki. Ten konkretny sposób patrzenia na to może przybliżyć nas do tego, co doktryna o grzechu pierworodnym tak naprawdę mówi o naszym życiu.
Nazywanie Adama i Ewy pierwszymi rodzicami zakłada, że ludzkość nie składa się z istniejących obok siebie niezależnych jednostek, lecz że stanowi ona jakąś całość. Nazwijmy ją rodziną ludzką. Żaden nowo narodzony nie zaczyna życia od zera. Pochodzimy od naszych rodziców, dziedzicząc w jakiś sposób historię naszej rodziny, naszego narodu. Nosimy to wszystko w sobie. Uczymy się myśleć i mówić, posługując się językiem, który kształtował się przez wieki i nosi ślady rozwoju kultury i rozmaitych losów tych, którzy przed nami się nim posługiwali. Przykłady można by mnożyć. To, co najistotniejsze, stało się jednak chyba już jasne. Rodzimy się zawsze w konkretnym świecie, który nas kształtuje od samych początków. Doktryna o grzechu pierworodnym mówi: ten świat zanieczyszczony jest grzechem i złem. Grzech to nie tyle wybór zła, co zaprzepaszczenie dobra. Poprzez pierwszy grzech została zaprzepaszczona szansa na to, jaki świat mógłby być, gdyby ludzkość słuchała Boga. Żyjemy w świecie zaprzepaszczonej szansy, której nie da się już ot tak nadrobić. Tą hipoteką zostaje obarczony każdy nowo narodzony. Stając się częścią rodziny ludzkiej, nie stajemy się w ten sposób częścią solidarnej wspólnoty, która wspiera się nawzajem w drodze do Boga i tym samym do pełni człowieczeństwa. Brak tej rzeczywistości, którą Pan Bóg pierwotnie dla nas zamierzył, utrudnia nam wybór dobra. Z drugiej strony, grzesząc, sami przyczyniamy się do utrwalania i pogłębiania tego stanu rzeczy. Błędne koło! Taką wizję rzeczywistości można nazwać pesymistyczną. W rzeczywistości wydaje się ona niezwykle realistyczną.
IV.
Wszystko, co powiedzieliśmy dotychczas, swoje pełne znaczenie uzyskuje dopiero wtedy, kiedy spojrzymy na sposób, w jaki Pan Bóg nas zbawia. Jak się to dokonuje? Otóż tak, że powołuje on osoby takie, jak Abraham, Mojżesz i wiele innych, aby stały się początkiem nowej wspólnoty ludu Bożego. „Kiedyś byliście nie ludem, teraz zaś jesteście Ludem Bożym” (por. 1 P 2, 10). Tak oto pośród tego świata kształtuje się historia zbawienia. Odbywa się ona w konkretnym ludzie i w konkretnej przestrzeni Izraela, ale za cel ma bycie narzędziem, dzięki któremu Bóg może uzdrawiać cały świat.
Swoją pełnię historia ta uzyskała w Jezusie Chrystusie. Bóg sam stał się czlowiekiem, gdyż ludzkość o własnych siłach nie jest w stanie wydobyć się z ambarasu. W człowieczeństwie Jezusa świat stał się tym, czym miał być w zamyśle Boga. To początek nowego stworzenia, kawałek świata wolnego od grzechu. We wspólnocie Ludu Bożego świat ten ma stawać się rzeczywistością. Dlatego Sobór Watykański II naucza, że „Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (Lumen Gentium 1).
Dostęp do tej nowej rzeczywistości mamy nie poprzez fakt narodzenia, ale przez Chrzest święty. Sakrament ten nazywany jest powtórnym narodzeniem, gdyż czyni nas członkami wspólnoty zbawienia, w której poprzez przylgnięcie do Chrystusa, wiarę i nawrócenie, grzech i zło tracą swą moc. Chrzest czyni nas dziećmi Bożymi i członkami Kościoła, czyli mistycznego Ciała Chrystusa, i w ten sposób oczyszcza nas z grzechu pierworodnego i uzdalnia do walki z jego skutkami.
No właśnie, ale czy to wszystko naprawdę jest rzeczywistością? Czy każdy nowo ochrzczony ma szansę zobaczyć, jak to jest, gdy ludzie, nawzajem się wspierając, starają się żyć z Chrystusem i kształtować przez to rzeczywistość? To pytania do nas samych, którzy Kościół tworzymy. Jednocześnie to jedno z najważniejszych zadań nowej ewangelizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.