Siła i piękno wiary

Brak komentarzy: 0

KS. PROF. DR HAB. PAWEŁ BORTKIEWICZ

publikacja 18.02.2013 22:16

Coraz częściej przekonujemy się, że telewizor lub komputer stają się dziś ważniejsze od Biblii, mają zdecydowanie większą siłę oddziaływania i kształtowania poglądów. Czy wobec tego nie jest tak, że idea postępu – coraz mocniej tworzona poza przestrzenią Boga i w opozycji do sił natury – nie wymaga korekty?

 

 

Wiara jako korekta postępu

Pod wpływem wizji postępu jako nieuchronnie dobrego procesu, a zarazem procesu, który dość mocno redukuje człowieka, czyniąc z niego istotę jednowymiarową, warto się zapytać: czy w nowej rzeczywistości postępu zmianie ulega również prawda o osobie ludzkiej? Czy przemiany technologiczne i społeczne faktycznie spowodowały także zmianę istoty człowieka? Czy człowiek postrzegany dziś niemal wyłącznie jako rezultat jedynie ewolucji przyrody – ma teraz być uważany za produkt ewolucji urządzeń?

Czy w takiej wizji człowieka mieści się temat cierpienia?

No właśnie, temat cierpienia… Wielki nieobecny temat w projektach rewolucji szczęścia. Wielki nieobecny temat człowieczy w projektach postępu, traktujących człowieka jako wyłącznie rozum oświecony, jako cząstkę kolektywu, jako libido kierowane przyjemnością, jako produkt poddany biotechnologii czy jako wiązka bitów.

Tymczasem cierpienie jest obecne. Kolejne rewolucje przypominają niezwykle dosadnie o jego istnieniu. Od cierpienia ofiar terroru Wielkiej Rewolucji Francuskiej, poprzez cierpienia łagierników – ofiar rewolucji bolszewickiej, po cierpienie zdefektowanych ofiar eksperymentów biotechnologicznych czy ofiar ludzi zanurzonych bez reszty w świecie wirtualnym kosztem realnego.

To także dlatego potrzebna jest wiara. Wiara, która nie kreśli wizji postępu, ale proponuje rozwój człowieka, wskazując na jego przeznaczenie.

Fakt, że człowiek jest osobą, a zatem kimś nieporównywalnie więcej niż sam rozum, samo ciało czy sama struktura genów, określa to, że człowiek jest istotą racjonalną i wolną, ale także zdolną do przekraczania własnych ograniczeń. Ma także możliwość stawiania (rozpoznawania) celu i jego realizacji. Wszystko to wyróżnia zdecydowanie człowieka spośród innych stworzeń. Nakłada też obowiązek formowania własnych postaw życiowych, stosownie do potencjału osobowego. Jest też znamieniem dojrzałości, gdyż człowiek dojrzały reflektuje nad sensem własnego życia, nad celem swoich wysiłków i zamierzeń. Dla człowieka religijnego sfera tego celu i jego autorstwo pozostają w ścisłym i bezpośrednim związku z Bogiem. Czytelne stają się wówczas słowa św. Pawła: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna (...) Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał – tych też usprawiedliwił, obdarzył chwałą” (Rz 8, 29–30).

Zarówno Pismo Święte, Tradycja Kościoła, jak i współczesne nauczanie Magisterium nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że kresem ludzkiego przeznaczenia jest sam Bóg i wspólnota osobowa z Nim. „Bóg bowiem stworzył nas, byśmy Go poznawali, służyli Mu, miłowali Go, i w ten sposób doszli do raju. Szczęście czyni nas «uczestnikami Boskiej natury» (2 P 1, 4) i życia wiecznego [por. J 17, 3]. Wraz z nim człowiek wchodzi do chwały Chrystusa (por. Rz 8, 18) i do radości życia trynitarnego” (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 1721). Charakter wielu wypowiedzi biblijnych na ten temat jest przy tym tak dobitny, że mają one znamię świadectwa.

Właśnie owe świadectwa określają  rzeczywistość trwałej wspólnoty z Bogiem w kategoriach „widzenia” (por. 1 Kor 13, 12; 1 J 3, 2; Ap 7, 9–16; 22, 4). Jednak z danych Objawienia wynika jednoznacznie, że przeznaczenie człowieka do bezpośredniego oglądania Boga należy do sfery nadprzyrodzonej, to jest do poziomu, do którego tylko sam Bóg może wynieść człowieka. Tak więc treść przeznaczenia jest w jak najbardziej ścisłym tego słowa znaczeniu – nadprzyrodzona.

Obiektywny finalizm ludzkiego życia w postaci trwałej wspólnoty z Bogiem nie wyczerpuje misterium przeznaczenia. Pozostaje przecież jeszcze aspekt subiektywny – podmiotowy. Jest nim przede wszystkim miłość do Boga i udział w Jego miłości. Oznacza to, że chrześcijańska egzystencja jest ukierunkowana na miłość, która jest wartością najistotniejszą. Dodatkowo, przy tym zetknięciu się ludzkiej miłości z Bogiem, który jest Miłością, dokonuje się całkowite wyniesienie ludzkiego bytu. Nie oznacza to zniweczenia naturalnej struktury bytowej osoby, ale nadanie zupełnie nowej relacji do rzeczywistości.

Pytanie o cierpienie

I w tym właśnie miejscu pojawia się dramat i tajemnica cierpienia. Ono jest ideowo nieobecne w ideologiach postępu. Ono jest natomiast obecne jako wielki temat w przestrzeni wiary, ale tu wydaje się być szyderstwem.

Jak bowiem pogodzić prawdę o przeznaczeniu człowieka do widzenia Boga, do życia z Nim w chwale, jak pogodzić owo ukierunkowanie ludzkiego życia na miłość z cierpieniem?

To jest odwieczne pytanie człowieka cierpiącego, człowieka, który nie uległ pokusie naiwnej ideologii postępu, ale oddając się przeznaczeniu – doznaje ucisku cierpienia.

To odwieczne pytanie uszczegółowione zostaje na szereg innych. Najbardziej dramatyczne z nich to pytanie o milczenie Boga.

To przecież w obliczu doświadczanego zła i cierpienia wzywamy Boskiej pomocy, a wówczas niejednokrotnie wydaje się nam, że Bóg milczy. Pytanie o milczenie Boga, pytanie o Jego obecność rozlegało się bardzo donośnie w XX w., tworząc tzw. teologię po Auschwitz czy teologię po Kołymie.

To właśnie w tych przestrzeniach życia pojawiało się uderzające podobieństwo współczesnego milczenia Boga z tym milczeniem, które kryło się w tajemnicy Wielkiego Piątku. Tamto milczenie ukazywało bez słów ogrom tajemnicy Krzyża. Historia Jezusa Ukrzyżowanego pokazywała i pokazuje, do czego prowadzi ludzka złość, bezwzględność, zaślepienie, ograniczenie i niewierność. Dlatego Jezus wołał: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Swój ból z powodu zła sięgającego tak radykalnie i tak niszcząco Zbawiciel wyraził słowami psalmu: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15, 34). Odpowiedź Boga przyszła nie w słowach, ale w czynie Zmartwychwstania.

Wiara nie pokazuje nam, że cierpienie samo w sobie ma sens. Nie ma, jest destrukcyjne. Ale człowiek swoim życiem może nadać mu jakiś sens. Człowiek wierzący szuka religijnego sensu cierpienia. To są bardzo osobiste poszukiwania i bardzo indywidualne odkrycia sensu.

Bywa zatem i tak, że człowiek zmiażdżony cierpieniem odnajduje głębszą duchowo formę własnego istnienia. Cierpienie mija, ale to, co stało się udziałem człowieka cierpiącego, pozostawia trwały ślad. Coś się w człowieku wskutek cierpienia może zmienić i wykrystalizować. Staje się on wówczas mniej egoistyczny, bardziej wrażliwy na drugich.

Przeznaczenie do chwały. Zaangażowanie w to przeznaczenie całej osoby ludzkiej, jej władz, jej wymiaru osobistego i wspólnotowego. W tym zaangażowaniu uwzględnienie trudnej prawdy o cierpieniu, które przemienia człowieka. To wszystko są składowe rozwoju osoby ludzkiej. To program nieco inny od postępu człowieka.

Dlatego każdego roku na drogę Wielkiego Postu wkraczają ci, którym zależy na rozwoju własnego człowieczeństwa, niezależnie od tego, co dyktuje postęp – duch czasu.          

Każdego roku na drogę Wielkiego Postu wkraczają ci, którym zależy na rozwoju własnego człowieczeństwa, niezależnie od tego, co dyktuje postęp – duch czasu

 

 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..