Nikt nie chce życia zmieniać. Nie jesteśmy zainteresowani konkretnymi zobowiązaniami, bo wtedy musielibyśmy przestać kłamać, a my kochamy to robić.
Roman Bielecki OP: Co to jest smutek?
Michał Zioło OCSO: To naturalny stan życia. Radość przeżywana głęboko i prawdziwie zmusza nas do wyjścia poza siebie. Jest czasem wyjątkowym i świątecznym. Natomiast smutek to spokój. Czas skupienia. Smucimy się, bo próbujemy objąć umysłem otaczający nas świat, który jest trudny i ciężki. Uczymy się całe życie, że w jego istotę wpisana jest strata, to znaczy świadomość tego, że nie osiągniemy wszystkiego, co byśmy chcieli w życiu osiągnąć, bo albo jest już za późno i nie mamy tyle sił i możliwości, albo jest jeszcze za wcześnie i musimy poczekać. Trafnie opisuje to napięcie Kohelet, mówiąc, że jest czas radości i jest czas smutku, czas budowania i burzenia, milczenia i mówienia, szukania i tracenia.
I to jest dobra nowina?
Ależ tak! Bo Dobra Nowina jak potężna rzeka niesie w sobie mądrość Pierwszego Przymierza. A poza tym jest nie tylko dobra, ale też piękna i prawdziwa – te trzy boskie strumienie się w niej splatają. Takie jest chrześcijaństwo. Za Koheletem stoi doświadczenie życia. Długo podpatrywał on zachowania ludzi i dlatego może spokojnie powiedzieć, że wszystko jest marne. Na przykład władza. Funkcje do pewnego momentu są zaszczytem, a potem zaczynają być ciężarem i albo ktoś nas z nich zwalnia, albo sami odchodzimy ze względu na zdrowie lub wiek. Marność nad marnościami. Albo weźmy urodę. Najpierw biegamy, trenujemy sporty, ludzie się za nami oglądają, a potem ręka drży, ledwo laskę może utrzymać, a wejście po trzech schodach to gigantyczny wysiłek. Marność nad marnościami. Nie da się na tym nic zbudować. I to jest dowód na wartość smutku, czyli stanu ducha, który ćwiczy nas w umiejętnym wybieraniu. Żeby nasza radość była prawdziwa, trzeba odsuwać od siebie fałszywe radości i rezygnować ze strategii przetrwania.
To znaczy, z czego?
Mogę się na przykład upić albo najeść ponad miarę, albo chodzić nałogowo na zakupy, żeby zapomnieć o swoim cierpieniu. Mogę mieć mały sukces życiowy lub żyć od książki do książki. Wyznaczam sobie doraźne cele i w ten sposób nadaję sens mojemu życiu. I jeden sukces próbuję przekuć w następny. To jest jednodniowa strategia przetrwania, która nie ma nic wspólnego z życiem. To próba oswojenia i opanowania rzeczywistości.
Jeśli jednak takiego planu nie ma, to życie przecieka przez palce.
Za takim myśleniem kryje się obawa przed byciem bezproduktywnym. Każda minuta musi być „po coś”, bo inaczej jesteśmy sfrustrowani, że nie służymy ludziom i jesteśmy leniwi. Rzecz nie w tym, by nie robić planów, ale żeby być elastycznym i umieć przyjąć nieprzewidywalne, które w życiu zdarza się co chwilę. Już wychodzimy z konfesjonału, a tu facet wyskakuje zza filaru i chce spowiedzi, bo nie był trzydzieści lat w kościele. I co? Powiemy mu, że mamy inne plany, że na obiad teraz idziemy, więc jeśli chce, to niech poczeka albo przyjdzie później? Nie przyjdzie. On chciał teraz i dzisiaj.
Trzeba odróżnić życiowe zorganizowanie, bycie na czas, w pogotowiu, w wirze niezwykle ważnych i najważniejszych spraw, od otwartości na nieprzewidywalne. Bo nagle Pan Bóg mówi, na przykład przez chorobę, która nas dotyka: Spróbujmy porozmawiać inaczej.
Przez chorobę to raczej wymierza nam karę, niż chce rozmawiać.
Taka jest nasza pierwsza reakcja. Ale Pan Bóg naprawdę w takich sytuacjach mówi: Porozmawiajmy, kim ty właściwie jesteś. Bo ta choroba czy utrata stanowiska pokazują, że świat nie jest taki, jak go sobie zaplanowałeś. Uderza cię coś, czego nie przewidziałeś – to może być coś bardzo prostego. Ktoś się z ciebie naśmiewa, niszczy twoje dobre imię, wyprowadza cię z równowagi. Możesz udawać, że cię to nie obchodzi, kryjąc się za maską obojętności, albo możesz dbać o równowagę ducha, czyli smutek pojęty jako pewien rodzaj powagi w bólu i zmienności świata.
Jak się uczyć tej równowagi ducha, o której mówisz?
Przypominać sobie i medytować spotkanie Pana Jezusa z Nikodemem. W ich dialogu jest dużo powagi, bo ta nocna rozmowa dwóch rabinów dotyczy spraw zasadniczych. Nikodem słyszy, że ma się powtórnie narodzić. Nie rozumie tego lub nie chce zrozumieć. Może przeczuwa, że narodzenie z Ducha jest zarówno wielką radością, jak i wielką niepewnością. Narodzenie to wyjście nago z łona matki. Gdy się rodzimy z Ducha, jest podobnie – jesteśmy nadzy, zależni we wszystkim od Boga, który każe wybrać to, co najważniejsze, a resztę pogodnie zostawić. To posłuszeństwo Bogu i ponawianie wyboru „tego, co najważniejsze” jest fundamentem równowagi ducha. W tej rozmowie smuci się nie tylko Nikodem, ale i Jezus – Narodzony z Ducha, bo wie, że na Kalwarii zostanie wywyższony ponad ziemię nagi – Jego ręce, które uzdrawiały, zostaną przybite, stopy posłańca przygwożdżone, serce kochające przebite, pozostanie Jego ufność Ojcu. Radość zmartwychwstania, która później nastąpi, to owoc tego samotnego zmagania.
Może świadomość tej samotności podpowiada nam, żeby uważać ze smutkiem?
To raczej lęk przed pozostaniem z samym sobą, swoim życiem i swoimi problemami, lęk przed decyzją zasadniczą – postanowieniem poprawy, nawróceniem, narodzeniem. Kiedy pojawia się taka szansa, nie wiemy, jak się zachować. Przeczuwamy, że będziemy musieli odpierać pokusy szatana, który będzie nas brutalnie oskarżał lub wyśmiewał, bo skoro mamy wszystko, co jest potrzebne do szczęścia, to czego nam jeszcze trzeba, obawiamy się reakcji naszych bliskich, wyobrażamy sobie zdziwione oczy kolegów z pracy. Dlatego wolimy być w ruchu i budować na ulotnych radościach. I jeśli słyszymy, że trzeba się zatrzymać i zrobić rekolekcje, to odpowiadamy, że zwariujemy. A to jest unik przed konfrontacją z wewnętrzną przeciętnością i naszymi ograniczeniami. Nikt nie chce zmieniać życia. Nie bądźmy naiwni, z grzechem można się jakoś poukładać i jest w tym jakaś grzeszna przyjemność. Nie jesteśmy zainteresowani konkretnymi zobowiązaniami, bo wtedy musielibyśmy przestać kłamać, a my kochamy to robić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.