Życie Maryi było wypełnione miłością i ludzkim cierpieniem. Jednak, poza jedną wymówką w jerozolimskiej Świątyni, z Jej ust nie padły słowa skargi, żalów czy pretensji. Wszystkie trudne sprawy przechowywała w swoim sercu, rozważała i kontemplowała.
W Maghdouche w pobliżu biblijnego Sydonu znajduje się znane libańskie sanktuarium maryjne. Tradycja mówi, że gdy Jezus przybył w te okolice, wraz z innymi kobietami towarzyszyła Mu Maryja. Sydon był miastem kananejskim, pogańskim, zamkniętym dla kobiet Izraela. Maryja nie mogła więc iść dalej z Jezusem. Wobec tego na powrót Syna i Jego uczniów oczekiwała w grocie na modlitwie i medytacji. Grota ta stała się miejscem modlitwy pierwszych chrześcijan, a od czasów Konstantyna Wielkiego Sanktuarium Pani Czekającej. Przesłaniem sanktuarium jest hasło: „Nasza Pani czeka na nas”. Miejsce to oddaje istotę duchowego piękna Maryi. Jest Ona Matką Pięknej Miłości o wielkim sercu, oczekującą na każdego z tęsknotą i niecierpliwością u boku swego Syna, w domu Ojca.
Melania Calvat, świadek objawień Maryi w La Salette, próbuje naszkicować piękno duchowe i głębię miłości Maryi: „Najświętsza Dziewica była przepiękna i utkana z miłości; patrząc na Nią, marzyłam o tym, by stopić się z Nią w jedność. W jej stroju, tak jak i w Jej osobie wszystko tchnęło majestatem, wspaniałością, chwałą niezrównanej królowej. Wydawała się biała, niepokalana, krystaliczna, olśniewająca, niebiańska, świeża, nowa, tak jak Dziewica. Wydawało się, że słowo «miłość» wychodziło z Jej srebrnych i przeczystych warg”[1].
Piękno miłości Maryi wynika z Jej relacji do Trójcy Świętej. Bóg Ojciec posłał anioła Gabriela i napełnił Maryję nadzwyczajną łaską, Duch Święty dokonał w Niej dziewiczego poczęcia, a Syn Boży zstąpił na ziemię, rodząc się z Dziewicy. Maryja została napełniona najwyższą „dawką” miłości, gdyż stykała się z nią na co dzień, co więcej – nosiła w sobie samą Miłość. Bóg wybrał Ją jako nieskalaną i czystą, zdolną odpowiedzieć na miłość do końca. W czasie Zwiastowania anioł pozdrowił Ją słowami: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą (Łk 1, 28). Użyte tu greckie słowo chaire oznacza również: „raduj się, wesel się, bądź szczęśliwa”, natomiast kecharitomene wskazuje na zachwycające piękno dziewczyny. Pozdrowienie anioła można zatem przełożyć: „Raduj się Ty, która zostałaś uczyniona przepiękną, Ty, która jesteś uosobionym pięknem”[2]. Maryja od początku swej egzystencji jest piękna, wybrana jako pełna miłości i wdzięku w oczach Boga.
Stwórca w sposób najpełniejszy „skumulował” wszystkie boskie przymioty w Matce swego Syna. Maryja z kolei rozwijała je i żyła miłością od dziecka. Wszak była wychowana na najważniejszym przykazaniu: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6, 4-5). Jej miłość była wzorowana na miłości Bożej. Maryja była nierozdzielnie związana z Jezusem. Żyła dla Niego i w Jego cieniu. Jej powołanie, sens życia i misja wyrażały się w oddaniu Mu całej osobowości i przestrzeni życia. W Niej w sposób szczególny dopełniły się słowa
św. Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20).
W sztuce eksponowane są szczególnie dwa aspekty duchowe Maryi wskazujące na radosne i bolesne tajemnice Jej życia. Z jednej strony przedstawia się Maryję jako Matkę o głębokim pokoju wewnętrznym, dającą swojemu Dziecku poczucie bezpieczeństwa, z drugiej – jako Matkę Boleściwą, która nie unika cierpienia, lecz je podejmuje, przeżywa i przemienia. Oba aspekty znajdują dopełnienie w tajemnicach chwalebnych. Piękno Maryi, które wyraża się w miłości, znaczyło całe Jej ziemskie życie, radości i smutki. W Nazarecie odpowiedziała Bogu całym sercem: Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego (Łk 1, 38). Ta hojna odpowiedź miłości będzie potwierdzana przez całe życie Maryi.
Pierwszym testem dla tej odpowiedzi była relacja Maryi z Józefem. On był Jej najbliższy. Kochała go miłością czystą, widziała ból, jakiego doświadczał, gdy odkrył, że jest brzemienna, i nie mogła mu pomóc. Nie czuła się zobowiązana do wyjawienia tajemnicy Boga i dlatego – podobnie jak Józef – cierpiała w milczeniu. Radością i zarazem cierpieniem było dla Maryi narodzenie Syna Bożego. Jezus przyszedł na świat w grocie dla bydła. Żadna matka nie życzyłaby sobie podobnego porodu. Maryja nie mogła zapewnić Jezusowi ani podstawowych warunków sanitarnych, ani poczucia bezpieczeństwa. W lęku o życie Jezusa musiała uciekać do Egiptu. Przeżywała trudy wędrówki i życia związanego z emigracją.
W kolejnych latach źródłem bólu Maryi było Jej niezrozumienie Syna i wynikające z niego nieporozumienia. Ludzkie myślenie Maryi nie zawsze nadążało za myślami Jezusa. Tak było w czasie pielgrzymki do Świątyni. Dwunastoletni Jezus nie wrócił z Rodzicami do Nazaretu, ale pozostał w domu Ojca. Maryja i Józef z bólem serca szukali Go przez trzy dni (Łk 2, 48). Maryja cierpiała również po odejściu Jezusa. W wieku około trzydziestu lat Syn rozstał się z Nią i rozpoczął ewangelizację. Zapewne wtedy oczekiwała Jego pomocy. Po śmierci Józefa była przecież samotną, starzejącą się wdową. Jednak dla Jezusa najważniejszy był Ojciec i Jego misja. W czasie nielicznych późniejszych spotkań z Jezusem Jej miłość wystawiana była na próbę. W Kanie Galilejskiej ucieszona spotkaniem czuła się w pełni jako matka, która może prosić Syna. Tymczasem Jezus zachował pewien dystans. Nie chciał zapewne zerwać więzów miłości wynikających z macierzyństwa, które trwają również w wieku dojrzałym. Jednak wyraźnie podkreślił, że o Jego misji decyduje Ojciec Niebieski.
Największy ból i egzamin z miłości przeżyła Maryja na Drodze Krzyżowej i w czasie śmierci Jezusa. Nic wówczas nie mówiła. „Jedynie” kontemplowała i współprzeżywała z Synem Jego ból. Serca Matki i Syna były złączone miłością i cierpieniem. Pod krzyżem dojrzewała do ostatecznego „tak”. Jej ofiara została przyjęta.
Życie Maryi było wypełnione miłością i ludzkim cierpieniem. Jednak, poza jedną wymówką w jerozolimskiej Świątyni, z Jej ust nie padły słowa skargi, żalów czy pretensji. Wszystkie trudne sprawy przechowywała w swoim sercu, rozważała i kontemplowała. Brzmi to być może paradoksalnie, ale nie ma miłości bez cierpienia. Prawdziwa miłość jest przebijaniem swego serca i wydawaniem go dla innych. Jest więc bolesna i pozostawia ranę. Bez niej jednak nie ma miłości. Jest egoizm. Przebite Serce Jezusa na krzyżu i przebite serce Maryi na Golgocie odsłaniają głębię i piękno miłości do końca.
Dziś Maryja uwielbiona w niebie promieniuje pięknem, chwałą, miłością, gdyż trwa nieustannie w kontemplacji samego Boga. „Z jej duszy, przepełnionej obecnością Jej Syna, chwała promienieje na całe Jej ciało i przemienia je”[3]. Każdy, kto kontempluje Jej piękno i zwraca się do Niej w modlitwach, otrzymuje cząstkę z owej niezwykłej miłości, piękna i głębi ducha.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.