Jesień to pora, gdy Bieszczady pięknieją w sposób szczególny. Rozpoczyna się wielki festiwal kolorów. Barwami mienią się liście bukowe porastającej stoki gór puszczy, płoną wrzosowiska i trawy połonin... To widok niezapomniany
Coraz mniej na mapach miejsc, gdzie człowiek, pogodzony z codziennością cywilizacyjnego hałasu, może się zatrzymać , poznać i wsłuchać w naturalną ciszę. Bieszczady są pod tym względem naprawdę wyjątkowe - mimo postępów „cywilizacji zgiełku” pozostają enklawą spokoju.
Ten spokój ma swoją cenę. Stała się nią zagłada istniejącego tu do końca II wojny światowej świata. Tragiczne wydarzenia konfliktu polsko-ukraińskiego, którego mimowolnymi ofiarami stali się mieszkańcy Bieszczadów, a także powojenne „porządki” etniczne radzieckiego NKWD i polskiego KBW zniszczyły bezpowrotnie krainę Bojków i Łemków, wyludniły bieszczadzkie doliny i pozwoliły przyrodzie na nowo objąć te tereny we władanie. Po tamtym świecie pozostało jedynie wspomnienie, nazwy nieistniejących już wsi, zdziczałe drzewa owocowe i gdzieniegdzie zarastające ruiny. Dostrzegając ten triumfalny pochód natury na gruzach przeszłości, nie sposób schylić głowy w pokorze wobec ulotności ludzkiego życia i nietrwałości wytworów rąk człowieka.
W trosce o prawdziwy obraz dodać trzeba, że w Bieszczadach również poczuć się można niczym na ruchliwym deptaku - zwłaszcza w sezonie wakacyjnym, gdy najkrótsze ścieżki i szlaki tętnią gwarem wycieczek. Ale Bieszczady to nie tylko kilka szczytów, dwie najpopularniejsze połoniny i trzy zgiełkliwe miejscowości. Ten zakątek Polski jest niczym poezja – to co najpiękniejsze znaleźć można pomiędzy wersami: poza zadeptanymi ścieżkami masowej turystyki.
Dolina górnego Sanu
Gwarna i tętniąca życiem do 1939 r., po II wojnie światowej przez dziesięciolecia XX w. stanowiła trudny do zrealizowania cel bieszczadzkich turystów. Niedostępna – z jednej strony odcięta granicznym Sanem, z drugiej - stromymi stokami Bukowego Berda i szczytów tzw. worka bieszczadzkiego, zamknięta dla postronnych osób, długi czas była rajem dla państwowych notabli rozmiłowanych w myślistwie. Chociaż po tamtych czasach pozostało tylko wspomnienie i widok rzędu starych ulicznych latarń w Mucznem, dolina górnego Sanu pozostaje miejscem rzadko odwiedzanym. W efekcie łatwo ujrzeć tu zmierzającego do wodopoju żubra lub niedźwiedzia (bieszczadzkie misie nie mają w sobie nic z natręctwa swoich tatrzańskich pobratymców – nie są oswojone z obecnością ludzi i raczej trudno zrobić sobie z nimi zdjęcie), natrafić na odciśnięty w błocie ślad rysia i z obawą ominąć wylegującą się w słońcu pośrodku ścieżki żmiję.
Turysta, który zdoła tu dotrzeć, może podjąć wędrówkę ku Przełęczy Użockiej i źródłom Sanu, czyli ku najdalej na południe wysuniętemu skrawkowi Polski. Wędrówka nie jest specjalnie uciążliwa, ale wiedzie przez prawdziwe odludzie. Poza przyrodą znacznie więcej tu śladów przeszłości niż teraźniejszości cywilizacji. Wrażenie sprawia Grób Hrabiny - grobowce należące do właścicieli majątku w Siankach – Franciszka i Klary Stroińskich. Kilkaset metrów dalej ścieżka doprowadza do punktu widokowego nad Przełęczą Użocką, z którego podziwiać można panoramę leżących już po ukraińskiej stronie Sianek. Uderza kontrast pomiędzy odludnym charakterem polskiej strony i „ucywilizowanym” po drugiej stronie granicy. Sianki w okresie międzywojennym pełniły rolę zimowego kurortu, bywał w nich płk Stefan Rowecki - późniejszy komendant główny AK. Dziś, trafiwszy na odpowiedni moment, można co najwyżej usłyszeć zapowiedź pociągu dojeżdżającego do pobliskiej stacji kolejowej.
Doliny nadsańskie
Hulskie, Krywe, Tworylne to nazwy niegdyś wsi, a dziś – zagubionych wśród gór, niemal zapomnianych, sielskich dolin. Przed wojną żyło tu łącznie blisko 2,5 tysiąca osób, dziś – zaledwie kilka. Po cerkwiach, młynach, folwarkach pozostały mniej lub bardziej malownicze ruiny, śladów po mieszkalnych chyżach już nie uświadczysz.
Dojechać do dolin najłatwiej rowerem lub samochodem terenowym. W rezultacie - docierają nieliczni. Dla wytrwałych nagrodą jest niezapomniany krajobraz, przywodzący na myśl rajską dolinę (widok zdziczałych jabłoni tylko umacnia to wrażenie). Doliny żyją bardzo intensywnie – słychać niekończący się koncert świerszczy, zewsząd dobiega szczebiot ptaków. Cicho szumi, leniwie tocząc wody, dość szeroki, za to bardzo płytki San, nad brzegami unoszą się roje ważek. W przepływających przez dolinki strumieniach umiejętności inżynierskie ćwiczą rodziny bobrów. O świcie cicho przemknie wilk-samotnik. Wieczorem słychać sowie pohukiwania, w zapadającym zmroku mignie nietoperz. W bezksiężycową noc mroku nie rozświetla tu nic prócz gwiazd – widoku tak rozgwieżdżonego nieba, wyrazistej Drogi Mlecznej i licznych spadających gwiazd nie sposób zapomnieć.
Bukowe Berdo
Pisząc o Bieszczadach, trudno nie wspomnieć o połoninach – wysokogórskich łąkach, z których góry te słyną . Najbardziej znane – Wetlińska i Caryńska - na stałe ozdobione są, zwłaszcza latem i na najpopularniejszych szlakach, sznurem ludzkich postaci, niemiłosiernie zadeptujących szlaki. Wystarczy jednak zboczyć nieco z utartych tras, by natrafić na równie piękną, zdaniem wielu nawet piękniejszą od swych słynniejszych sióstr, połoninę. To liczące sobie około 4 kilometrów długości Bukowe Berdo. Połonina w części ozdobiona jest skalnymi wychodniami, wokół których, niczym wokół ogniska malowniczo przycupnęły potargane silnymi wiatrami krzewy i skarłowaciałe drzewa.
Widok z Bukowego Berda i wiatr zapierają dech w piersiach. Jak okiem sięgnąć - wzburzone morze zieleni z grzywami płowych połonin. Turystów – jak na lekarstwo. Maszerując wśród wysokich traw, przeciskając się pod jarzębinowym dachem, dużo łatwiej wejrzeć w głąb samego siebie, dużo prościej poczuć radość i wdzięczność za dar życia, który się otrzymało.
...zwłaszcza te w Bieszczadach
Jesień to pora, gdy Bieszczady pięknieją w sposób szczególny. Rozpoczyna się wielki festiwal kolorów. Barwami mienią się liście bukowe porastającej stoki gór puszczy, płoną wrzosowiska i trawy połonin... To widok niezapomniany. Ale Bieszczady warto odwiedzić o każdej porze roku – po to, by w ciszy gór móc usłyszeć głos własnej duszy. I poczuć dotknięcie bieszczadzkiego anioła z piosenki zespołu Stare Dobre Małżeństwo, której tekst napisał Adam Ziemianin.
Anioły są takie ciche
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Gdy spotkasz takiego w górach
Wiele z nim nie pogadasz...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.