Gdy premier Donald Tusk zapowiedział zmiany w systemie emerytalnym, zagotowało się nie tylko w środowisku ekonomistów i polityków. Temperaturę wrzenia odnotowano również na warszawskiej giełdzie, gdzie spadki były największe od dwóch lat. Dziś trudno orzec, czy „zamach na OFE” – jak to niektórzy określają – przyczyni się rzeczywiście do ich likwidacji. Zdecydują ludzie. Po raz pierwszy od 1999 r. sami wybiorą, czy ze składkami emerytalnymi pozostać w publicznym ZUS, czy też zostawić ich akcyjną część w prywatnych funduszach kapitałowych
Minister finansów Jan Vincent-Rostowski mówi, że po latach zostanie w końcu „naprawiona swego rodzaju niesprawiedliwość dziejowa”, która polegała na ustawowym przymuszaniu obywateli, by część pieniędzy przeznaczanych na emeryturę lokowali w grających na giełdzie OFE.
– To był diabelski pomysł Balcerowicza i Buzka. To oni, sprawując w kraju władzę, wprowadzali reformę w życie – stwierdza szef SLD Leszek Miller. Zdradza też skrywaną przez lata informację, że po oddaniu władzy przez koalicję AWS-UW, gdy jako premier sformowanego w 2001 r. rządu próbował w Brukseli przekonać Komisję Europejską o konieczności likwidacji w Polsce instytucji OFE, rozpętało się piekło. Był szantażowany przez płynące z Komisji Europejskiej jednoznaczne sugestie, że wskutek likwidacji OFE Polska nie zostanie do Unii przyjęta, bo dla Brukseli oznaczać to będzie, iż polska gospodarka jest na tyle niekonkurencyjna i niewydolna, że się do Unii nie nadaje. W Brukseli działa bowiem tak silne lobby międzynarodowych korporacji zarządzających funduszami emerytalnymi, że pójście na wojnę z mającą ogromne wpływy międzynarodową finansjerą, naciskającą na działającego pod jej dyktatem Romano Prodiego, zablokowałoby naszemu krajowi wejście do UE. Tego Miller nie chciał ryzykować, bo akces Polski do Unii był dla jego rządu priorytetem. – Teraz Tusk może zlikwidować OFE, jest mu łatwiej, bo Polska funkcjonuje w Unii już od 10 lat – twierdzi Miller.
Połowiczne rozwiązanie
Ale Tusk OFE rozwiązywać nie zamierza. Chce tylko zlikwidować obowiązkowość OFE i zabrać z funduszy emerytalnych obligacje Skarbu Państwa, które dotąd OFE ustawowo musiały mieć w swoich portfelach inwestycyjnych do 60 proc. własnych zasobów, przenieść je do ZUS, umorzyć, a następnie ich wartość – ocenianą dziś na 120 mld zł – zapisać na indywidualnych subkontach emerytów i waloryzować, żeby nie traciły na wartości.
Andrzej Sadowski – wiceszef Centrum im. Adama Smitha uważa, że ustawowe stworzenie OFE obowiązku zakupu obligacji państwowych, za które pobierały prowizję do 10 proc. bez żadnego ryzyka, było unikalnym modelem biznesowym w skali świata, bo przecież każdy obywatel mógł kupić te obligacje w banku czy na poczcie z prowizją 0,5 proc…
W OFE mogłyby teraz zostać same akcje giełdowe (ok. 50 proc. aktywów funduszy). Proponuje się im jeszcze możliwość lokowania kapitału w akcje korporacyjne i samorządowe, a pula akcji zostałaby zwiększona z 2,3 proc. środków, jakie obecnie ZUS odprowadza z emerytalnej składki, do 2,9 proc.
Jest jednak jedno „ale”. Dla bezpieczeństwa tych, którzy zdecydują się na pozostanie w OFE, aby uniknęli „zjawiska złej daty”, gdy w czasie przejścia na emeryturę wartość akcji na giełdzie dramatycznie spadnie, przewiduje się na 10 lat przed osiągnięciem przez pracownika wieku emerytalnego przenoszenie co roku do ZUS 1/10 jego zasobów z OFE.
W końcu jeśli emeryt nie uzbiera ze składek środków na minimalne świadczenie, to państwo jest ustawowym gwarantem wypłaty dożywotniej minimalnej emerytury i musi mu dołożyć. OFE zaproponowało przecież wariant wypłat emerytur gwarantowanych tylko przez… 10 lat.
Krupier zarobił swoje
Podczas gdy jedni ekonomiści podnoszą larum, że zmniejszenie środków w OFE dobije giełdowe przedsiębiorstwa, inni uważają, że lokowanie przez OFE pieniędzy na giełdzie nie jest zjawiskiem korzystnym. Nie tylko z powodu faktu, że przez 14 lat giełdowej ruletki OFE w wyniku bessy straciły 30 mld zł przyszłych emerytów. – Fajnie się gra w kasynie cudzymi pieniędzmi. Na zasadzie: może kupimy akcje Ziutka albo Rycha, bo z nami dobrze żyje – mówi główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak. Andrzej Sadowski jest przekonany, że gdyby nie obfity i stały dopływ pieniędzy z OFE, niektóre spółki w ogóle nie powinny się na giełdzie znaleźć, bo nie miały tam racji bytu.
Podobnie uważa prof. Leokadia Oręziak z Katedry Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej: – Te spółki, które są na giełdzie, skorzystały na tym, że ich akcje, które być może nie znalazłyby nabywcy albo byłyby nabyte po znacznie niższej cenie, zostały kupione dzięki ogromnemu strumieniowi pieniędzy publicznych, który co miesiąc płynie na giełdę. W ten sposób nabito bańkę spekulacyjną i wykreowano całkowicie fałszywy obraz giełdy, bo akcje tych firm są kształtowane w wyniku sztucznego popytu, zresztą naszym kosztem – podkreśla profesor.
Janusz Szewczak domaga się, by twórcy reformy emerytalnej z obowiązkowym przez 14 lat filarem kapitałowym zostali postawieni przed Trybunałem Stanu za największy przekręt w dziejach III RP. Niektórzy przebąkują, że warto powołać komisję sejmową, bo zachowanie OFE na giełdzie należy szczegółowo zbadać. Powinno nas zainteresować, z jakich powodów jakaś spółka na giełdzie otrzymywała duże środki i z jakich powodów pompowano jej wartość, a po 2 latach wartość tej spółki gwałtownie malała. Gdy zwyżkowała, różni wtajemniczeni spieniężali akcje, konsumując nadwyżkę. – Opinię publiczną powinno zainteresować, jak te przepływy wyglądały, jak wyglądały kontakty personalne między OFE a spółkami giełdowymi, kto na tym zarabiał i dlaczego aż tyle.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.