Po ukazaniu się numeru o żeńskich klasztorach niektóre zgromadzenia przestały prenumerować miesięcznik.
Pierwszy numer w drodze, drugi w rowie, a trzeci się nie ukaże – słyszy ojciec Marcin Babraj od współbraci po debiucie miesięcznika „W drodze”.
Jest rok 1973. Niektórym dominikanom nie podoba się linia nowego czasopisma: że zbyt otwarte i mało katolickie. – Byli i tacy, którzy uważali pismo za żydowskie – wspominał później w wywiadzie ojciec Babraj.
– Pod tym względem do dziś nic się nie zmieniło – mówi ojciec Roman Bielecki, obecny naczelny miesięcznika. – Nadal są bracia, którym stale się coś nie podoba.
Ojciec Paweł Kozacki, następca Babraja i poprzednik Bieleckiego: – W polskim Kościele brak jest tradycji myślenia i wadzenia się w ważnych sprawach. To bardzo przeszkadza w robieniu katolickiego pisma.
Siostry nie chcą czytać
„Kapłaństwo kobiet?” – to nie tytuł okładki „Newsweeka”, ale temat numeru „W drodze” z 2004 roku. Szefem pisma jest ojciec Paweł Kozacki, dziś przeor krakowskich dominikanów. „Przyznam szczerze – pisze we wstępie – że kiedyś myślałem, iż zwolennikami święceń kapłańskich kobiet są nawiedzone feministki, dla których jedynym argumentem jest fiksacja na punkcie zrównania praw kobiet i mężczyzn, a każde niedostępne dla nich miejsce traktują jako przejaw patriarchalnego ucisku. Jednak spokojne zapoznanie się z tekstami osób optujących za ordynacją kobiet przekonało mnie, że sprawa nie jest taka prosta”.
Redakcja opisuje też życie w żeńskich klasztorach. W Polsce prasa katolicka pisze czasem o siostrach zakonnych, ale tylko w sposób lukrowany. Redaktorzy „W drodze” lukrować nie chcą – namówili na szczery wywiad matkę Celestynę Giertych, dziś przełożoną generalną felicjanek.
Prowadzący rozmowę ojciec Kozacki rzuca:
– Niektórzy księża wobec sióstr zakonnych są jak tyrani, którzy pomiatają siostrami.
– W wielu wypadkach tak jest – podchwytuje wątek matka Celestyna Giertych. – Często siostry są niedoceniane i używane raczej jako siła robocza. Niekiedy nie dostrzega się w nich człowieka.
Po takich tekstach do redakcji dzwonią i piszą listy oburzeni księża i świeccy. Niektórzy biskupi naciskają na prowincjała polskich dominikanów, żeby ukrócił praktyki redaktorów.
Ojciec Kozacki: – Pozostaliśmy przy naszej dominikańskiej dewizie, która brzmi: „Veritas” – prawda. I nie ugięliśmy się.
Po ukazaniu się numeru opisującego żeńskie klasztory kilka zgromadzeń przestało prenumerować miesięcznik.
Róbcie pismo bez papieru
Na początku 1971 roku Edward Gierek, świeżo upieczony pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, jeździ po zakładach pracy i obiecuje, że zbuduje nową Polskę. Ojciec Babraj uważa, że warto wykorzystać moment i nacisnąć na władze, żeby zgodziły się na wydawanie dominikańskiego miesięcznika.
Razem ze współbraćmi Konradem Hejmo i Aleksandrem Hauke-Ligowskim, przeorem poznańskiego klasztoru, wysyłają pismo do Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Piszą, że Kraków ma „Znak”, Warszawa wydaje „Więź”, a na ziemiach odzyskanych nie ma podobnego pisma. Przyłączone do Polski po wojnie ziemie zachodnie i północne to dla komunistów czuła struna – przy każdej okazji podkreślają ich polskość.
Żeby wyglądało bardziej oficjalnie, dominikanie ułożyli pismo po łacinie i przyłożyli pieczęć poznańskiego klasztoru. – I, o dziwo, poskutkowało – opowiada ojciec Babraj.
Zgodę na wydawanie dostali, ale bez przydziału papieru (był to ulubiony chwyt komunistów, żeby wybijać z głowy podobne pomysły). Jednak dzięki znajomościom zakonnikom udało się załatwić papier piątej klasy – najgorszy.
Ojciec Marcin Babraj zostaje naczelnym miesięcznika. W stopce redakcyjnej są dominikanie Jan Andrzej Kłoczowski i Konrad Hejmo. Gdy trzydzieści lat później Instytut Pamięci Narodowej ujawni dokumenty o współpracy tego ostatniego z komunistyczną bezpieką, pojawią się zarzuty, że ojciec Hejmo wykonywał w redakcji krecią robotę. – Bzdury – skomentuje ojciec Babraj.
Pierwszy numer ukazuje się we wrześniu 1973 roku. Debiut zbiegł się z zakonnym jubileuszem – 750 lat wcześniej święty Jacek przyprowadził do Polski dominikanów.
Numer otwierają teksty z błogosławieństwem arcybiskupa poznańskiego i prymasa Wyszyńskiego. Wtedy redakcji udawało się jeszcze dobrze żyć z kościelną hierarchią – później bywało różnie.
Miesięcznik drukuje głośny tekst „Dlaczego kocham Kościół” słynnego teologa dominikańskiego Yves’a Congara – wtedy cenionego już ojca soboru, ale wcześniej niepokornego syna Kościoła, objętego zakazem publikowania.
Od początku pojawia się dział „Szukającym drogi”. Ojciec Jacek Salij rozwiązuje w nim dylematy wierzących. Chcą wiedzieć: Dlaczego Pan Bóg jest niewidzialny? Czy spowiednikom wolno dopytywać się o liczbę grzechów? Dlaczego chrzcimy niemowlęta? Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód? Co robić, gdy dziecko nie chce chodzić do Kościoła?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.