Bo jest w nim Pan Jezus

W drodze 10/2013 W drodze 10/2013

Z Kościołem jest jak z domem – mamy w nim dorosnąć, żeby potem z niego wyjść. Nie można siedzieć w Kościele cały czas, jak przy mamusi, trzeba w końcu zacząć dorosłe życie. Z Kościoła trzeba wyjść.

 

Dziecinne zachowanie kojarzy mi się z jeszcze jednym tematem: z wewnętrznymi podziałami w polskim – i nie tylko – Kościele. Jak ojciec na nie reaguje?

Bólem. Myślę, że te nasze wojny odbywają się na zasadzie: jest mi źle, więc ktoś musi być winny. Najbardziej dostaje się tym, którzy są najbliżej mnie. To też dobrze znamy z naszych domów, prawda?

Widzi ojciec szansę na to, żeby ludzie w Kościele zaczęli się pięknie różnić, czy to raczej marzenie ściętej głowy?

Pod tym hasłem wszyscy chętnie się podpisujemy tak długo, dopóki nas samych bezpośrednio to nie dotknie. Wtedy zaczyna się: owszem, chcę się pięknie różnić, ale przecież… Dlatego spójrzmy jeszcze raz na wielkich świętych XVI wieku. Oni nie zmienili ówczesnego Kościoła, ówczesnej Europy i świata, pięknie się różniąc, tylko odwołując się do Pana Jezusa w najbardziej radykalny sposób, czyli idąc za Nim na serio i na zabój.

Gdyby ktoś chciał odkryć prawdziwy Kościół, który jest czymś o wiele większym, niż grupa obcych ludzi chodzących w niedzielę do parafialnej świątyni, od czego powinien zacząć poszukiwania?

Kiedy ktoś zapragnie znaleźć prawdziwy Kościół, to raczej Kościół znajdzie jego, a nie odwrotnie. Bo Kościół to przecież Pan Jezus, Mistyczne Ciało Chrystusa. To On woła nas po imieniu, pozwala doświadczyć swojej miłości i włącza nas w Swoje Ciało. Każdego inaczej. Świętej pamięci biskup Józef Życiński opowiadał o pewnej siostrze zakonnej, która przeżyła nawrócenie i odczuła głos powołania zakonnego podczas wykładu z fizyki, gdy profesor tłumaczył zasadę nieoznaczoności Heisenberga. Powiem szczerze, że mnie chyba by to nie ruszyło, ale ją tak (śmiech). Święty Paweł doświadczył Pana Jezusa pod Damaszkiem, a Samarytanka przy studni. Dla kogoś innego przełomowe okaże się jakieś inne wydarzenie czy spotkanie.

W odkryciu prawdziwego Kościoła, jego sensu, na pewno nie pomagają nam dziś media, które z lubością wywlekają wszystkie jego grzechy.

Od początków chrześcijaństwa, kiedy była potrzeba wewnętrznego oczyszczenia, Pan Bóg nieraz dopuszczał na Kościół jakiś bicz Boży. Był Neron, było paru innych cesarzy i mnóstwo najprzeróżniejszych tyranów, a potem był komunizm, Hitler itp. A dzisiaj są media.

Widzi je ojciec w tym mało zacnym gronie?

Ale czemu mało zacnym? Być biczem, czyli narzędziem w ręku Pana Boga, to przecież nobilitacja, prawda? Ale mówiąc już zupełnie poważnie, to jestem przekonany, że Pan Bóg dopuszcza taką sytuację po coś.

Po co?

Jak zawsze po to, by nas nawrócić, czyli znów skierować na właściwe tory, ku Niemu. Mamy nóż mediów na gardle, więc po pierwsze, stajemy na paluszkach i wyciągamy się jak struna. Dzięki temu znosimy się na wyżyny naszych możliwości. Po drugie, mając nóż na gardle, musimy się określić. Jeśli zaczniemy się szarpać, protestować i kłócić, to już po nas. Ale mamy przecież inne wyjście, które chrześcijanie zawsze stosowali w czasach prześladowań. To wyjście nazywa się wiernością Chrystusowi. To dzięki niej chrześcijaństwo wychodziło obronną ręką z wszelkich opresji. Tak będzie i tym razem. Jeżeli będziemy wierni Panu Jezusowi, to oczywiście mogą nam to gardło poderżnąć, ale przecież i tak kiedyś wszyscy pomrzemy. Nikt jednak nie zaprzeczy, że istnieje zdecydowana różnica między chwalebną śmiercią wiernego do końca męczennika a haniebną śmiercią konformistycznego tchórza.

To, że media – na swój sposób – rozprawiają się z grzechami Kościoła, to jedno, ale my musimy też uporać się z nimi wewnątrz wspólnoty. Jak to robić? Mam wrażenie, że duchowni lepiej radzą sobie z takimi sytuacjami od świeckich.

Nie sądzę. Wszyscy jesteśmy tak samo nieporadni, wystarczy popatrzeć na apostołów i w lustro. W radzeniu sobie z grzechami Kościoła potrzeba nam wszystkim wielkiej pokory. To jest podstawa. Pokora pozwoli nam przyznać się do wszystkiego bez zamiatania pod dywan wyrządzonych krzywd, ale też pokora podpowie, że rany, które zadaliśmy i które przy tym ponieśliśmy, są po coś.

Znowu zapytam: po co?

Przede wszystkim po to, by mógł je opatrzyć i przemyć sam Pan Jezus, czyli Miłosierny Samarytanin. To wzór dla nas wszystkich. Nieraz narzekamy, że musimy się zajmować kolejnymi skandalami, a nie opracowywaniem nowych strategii działania i rozwoju Kościoła. Takie myślenie jest bardzo fałszywe. Kolejne ujawniane i nagłaśniane skandale oraz konieczność zajmowania się nimi są dla nas czymś bardzo pożytecznym. Dzięki temu przypominamy sobie, że misją Kościoła nie jest strategia rozwoju, ale – na wzór Syna Człowieczego – opatrywanie ran serc złamanych. Zapomnieliśmy o tym.

Ma ojciec swoją własną pieśń pochwalną na cześć Kościoła?

Gotowej nie mam, ale jeśli miałbym ją zaśpiewać, to refren mógłby być tylko jeden: Bo jest w nim Pan Jezus! Tak, kocham Kościół rzymskokatolicki za to, że od zawsze jest dla mnie jak Matka, że daje mi bardzo dużo serdeczności, ciepła i przebaczenia. Bo jest w nim Pan Jezus! I dlatego że nigdy nie przestał nazywać dobra dobrem, a zła złem, że mnie uczy, wymaga ode mnie i ciągle mnie zawstydza, bo pokazuje, że to, co robię, ma się nijak do tego, co powinienem robić. Bo jest w nim Pan Jezus! Wiem, że nie ma takiego grzechu na świecie, którego by nie popełniono w Kościele, ale wiem też, że wiele z nich – dzięki Panu Jezusowi – stało się początkiem wielkiego dobra. Kocham Kościół, bo właśnie w nim doświadczyłem najczulszej miłości Pana Jezusa, który kiedyś przebaczył mi moje grzechy, który obmył moje rany i moje nogi. Kocham mój Kościół, bo jest w nim Pan Jezus! Amen.

         rozmawiała Anna Sosnowska

Wojciech Ziółek – ur. 1963, jezuita, studiował filozofię i teologię, był duszpasterzem akademickim w Opolu i Krakowie, od 2008 jest prowincjałem Prowincji Polski Południowej, mieszka w Krakowie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...