Reżyser niecenzuralny

Niedziela 50/2013 Niedziela 50/2013

Medale i wyróżnienia przyniosły artyście wiele radości, ale – jak podkreśla reżyser – największą „nagrodą” był wybór Karola Wojtyły na papieża. Niebawem doszła i druga – powstanie „Solidarności”. – Wybór Jana Pawła II stał się powodem mojego powrotu do Kościoła – opowiada reżyser. – Zbyt wcześnie podjąłem samodzielne życie i wcześnie odstąpiłem od życia religijnego, choć moja rodzina była bardzo wierząca.

 

Kolejne szanse Antoniego Krauzego

Antoni Krauze dostał więc „kolejną szansę” i scenariusz od swoich szefów. Chodziło o przeniesienie na ekran prozy partyjnego pisarza Zbigniewa Safjana. Krauzemu miało to pomóc w powrocie do kina. Film „Strach” nawet się podobał. Ale – jak mówi reżyser – nie był tym, czego oczekiwano. Krauze bowiem z przeciętnego kryminału Safjana wyreżyserował obraz „niepryncypialny ideologicznie”, jak napisał cenzor. Mimo, że ekranizacja otrzymała nagrodę za reżyserię w San Sebastian, wyprodukowano nawet kopie kinowe – do szerokiej dystrybucji filmu jednak nie dopuszczono. I tak kolejny obraz Krauzego trafił na półki. Wówczas poradzono mu, aby zrealizował serial telewizyjny. W tamtym czasie współpraca z telewizją była traktowana przez środowisko jako coś gorszego. Wyreżyserowanie zaś serialu uważano za… „produkcję” pozaartystyczną.

Mimo to Antoni Krauze przystąpił do realizacji 7-odcinkowego serialu „Zaklęty dwór” XIX-wiecznego pisarza Walerego  Łozińskiego. Opowieść dotyczyła przygotowań do bliżej nieokreślonej rewolucji. Temat powieści Łozińskiego w XIX wieku od razu skazywał ją na ingerencję cenzury – pod zaborem austriackim. Ponad wiek później film Krauzego został skazany na ingerencję cenzury – pod zaborem sowieckim. – Koledzy uważali, że zszedłem na manowce, ale serial bardzo mi pomógł – mówi reżyser. – Cieszyłem się tym filmem, bo nie wypadłem z zawodu.

Cieszyli się także widzowie, bo w serialu Krauzego dopatrywali się aluzji do Polski lat siedemdziesiątych XX wieku. Jednocześnie dzięki temu obrazowi Antoni Krauze dostawał „kolejne szanse”. Reżyserował więc dalsze obrazy filmowe, nagradzane na krajowych i międzynarodowych festiwalach: „Party przy świecach” – jedyną komedię, jaką stworzył Krauze; film „Podróż do Arabii” i wreszcie – „Prognozę pogody”, nagrodzoną w 1987 r. dwoma prestiżowymi statuetkami w San Remo: Grand Prix oraz nagrodą specjalną jury młodzieżowego.

A jeśli prawda okaże się prawdą…?

Medale i wyróżnienia przyniosły artyście wiele radości, ale – jak podkreśla reżyser – największą „nagrodą” był wybór Karola Wojtyły na papieża. Niebawem doszła i druga – powstanie „Solidarności”. – Wybór Jana Pawła II stał się powodem mojego powrotu do Kościoła – opowiada reżyser. – Zbyt wcześnie podjąłem samodzielne życie i wcześnie odstąpiłem od życia religijnego, choć moja rodzina była bardzo wierząca. Wybór Jana Pawła II był dla mnie nieprawdopodobnym wydarzeniem, Polak – jedną z największych osobistości na świecie… niezwykłe. Do dziś nie mam żadnych wątpliwości, że modlitwa Jana Pawła II do Ducha Świętego na placu Zwycięstwa w Warszawie to był początek wszystkiego, co dobre dla Polski. Nie byłoby przecież „Solidarności” bez działania Ducha Świętego. Nie byłoby naszej odwagi. W komunizmie w każdej chwili każdy człowiek mógł zostać aresztowany, zabity. A myśmy już wtedy przestali się tego bać. Myśmy z tego drwili. Skąd ta odwaga, której dzisiaj nie ma? Ludzie boją się podejmować decyzji przeciwnych rządowi. Może odeszli od wiary?

Pracuję od dwóch lat nad filmem „Smoleńsk”. Spotykam się z ludźmi, którzy się wszystkiego boją. Oni się boją nawet prawdy… Czy nam wtedy, w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, przyszło do głowy, że nie chcemy poznać prawdy? Nie! Pewien szanowany przeze mnie aktor powiedział mi niedawno, że on się boi wystąpić w filmie „Smoleńsk”, bo może się okazać, że zamach to prawda. I co wtedy...? Sądziłem, że immanentną cechą każdego człowieka jest chęć poznania prawdy. Że jest ona nam potrzebna jak powietrze do życia. Okazuje się jednak, że dzisiaj, mimo iż nic wielkiego nikomu nie grozi, poza utratą jakichś apanaży, zerwaniem kontaktów z innymi ludźmi, to ludzie rezygnują z prawdy. Do dzisiaj mi się to w głowie nie mieści. A przecież prawda to jest podstawowa wartość w życiu człowieka.

Pasmo udręk

Mimo wszystkich wcześniejszych przeciwności – Antoni Krauze, wchodząc w koniec XX wieku, kiedy Polska pozbywała się komunizmu – miał opinię doświadczonego i uznanego reżysera. Początkowo w niekomunistycznej już Polsce postanowił skupić się głównie na realizacji filmu dokumentalnego. Dopiero przypadek sprawił, że na rok przed czterdziestoleciem zbrodni komunistycznej na Wybrzeżu i Pomorzu zdecydował się na realizację filmu fabularnego „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł”. Przez lata bowiem nosił w sobie chęć zrealizowania filmu o tym, co się stało w grudniu 1970 r. Nie mógł jednak znaleźć producenta. – Może dwa lata przed realizacją filmu fabularnego „Czarny czwartek...” zadzwonił do mnie Mirek Piepka, w roku siedemdziesiątym 16-latek, obecnie dziennikarz i producent filmowy. Zaproponował, abym pomógł mu w zrobieniu rekonstruowanego dokumentu o 1970 r. Ze swoim kolegą Michałem Pruskim, też dziennikarzem, zrobili bardzo dobrą dokumentację – opowiada Antoni Krauze o genezie powstania filmu. – Zasugerowałem więc, by zrobić film fabularny. Szybko znaleźliśmy sponsorów. Ludzi nam pomocnych, którzy przychodzili nie tylko z opowieściami, ale też z rekwizytami tamtego czasu. Bardzo nam pomogły władze Gdyni. Budżet jednak mieliśmy „z dnia na dzień”. Dystansowały się od naszej produkcji władze państwowe. Ciągle gdzieś z ich kręgów bądź „okolic władzy” dostawaliśmy sygnały, że film jest niepotrzebny, bo „po co rozdrapywać rany” itp. Wprawdzie później władze państwowe były na premierze filmu, ale miałem wrażenie, że raczej z obowiązku. Słowem – robiono wokół naszej realizacji nieprzyjazną atmosferę. Choć Polski Instytut Sztuki Filmowej przyznał nam dotacje, to pieniądze otrzymaliśmy dopiero po zakończeniu zdjęć.

Zło nazwać złem

Decyzję o opisaniu największej narodowej traumy – Smoleńska – Antoni Krauze podjął niemal natychmiast, kiedy tylko pojawiła się taka możliwość. Jego zdaniem, to, co się stało w Smoleńsku, jest konsekwencją nierozliczonej zbrodni z grudnia 1970 r. – Dziś praca nad realizacją filmu to jedno wielkie pasmo trudności, udręk, jakie spotykamy ze strony władz państwowych czy samorządowych – mówi Antoni Krauze. – Pracując nad filmem, nie wiem, czy Polska jest dzisiaj wolna, czy nie... Obecne lata przypominają mi lata stalinowskie. Oczywiście, żeby nie było nieporozumień, w wielokrotnie zminimalizowanej formie. Ale uważam, że obecnie władza terroryzuje ludzi psychicznie. Szczególnie tych, którzy myślą inaczej niż ona. Jeszcze przed dwoma laty myślałem, że jest to powtórka z Gierka. Nie, to terror przypominający czasy stalinowskie. Czy dzisiaj Polska jest wolna? Cały czas nie jestem pewien, czy tak... Śpiewam w kościele z innymi: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie…”. A jaki jest dzisiaj nasz kraj? To przecież Polska nierozliczonych zbrodni i różnego rodzaju współczesnych przestępstw, które wymagają rozliczenia. Jeżeli więc przyszłe pokolenia chcą, żeby Polska zmieniła się w wolną, lepszą, to muszą rozliczyć zbrodnie. Tu już nie chodzi o to, by tych starych komunistów sadzać do więzienia, ale żeby sąd powiedział, że to była zbrodnia i powinna być kara. Bo nie może być tak, że ludzie dokonują strasznych zbrodni i w ogóle nawet nie usłyszą od nikogo, że dokonali zbrodni i są za nią odpowiedzialni. Zło trzeba nazwać złem, bo bez tego nie ma życia. A my mamy Polskę nierozliczoną. Żyjemy jako naród – w kłamstwie. I w ten sposób możemy niszczyć tych, którzy służą prawdzie. A to jest zbrodnia. Tak dalece zaakceptowaliśmy tę sytuację, że nie interesuje nas już dzisiaj prawda. Dramatem naszego społeczeństwa jest to, że nie chcemy wiedzieć, jak naprawdę było ze Smoleńskiem.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...