Pierwsza wojna światowa nazwana została Wielką Wojną, jednak jej wielkość nie polegała na globalnym wymiarze – już wcześniej zdarzały się przecież konflikty, które z Europy rozprzestrzeniły się na inne kontynenty, dość wspomnieć wojnę siedmioletnią (1756–1763), toczoną również w Ameryce Północnej. La Grande Guerre zasłużyła na swoje miano z całkiem innych powodów, przede wszystkim dla straszliwych, niewyobrażalnych dotąd ofiar ludzkich.
W ciągu dwóch pierwszych miesięcy wojny, w sierpniu i wrześniu 1914 roku zginęło 329 tysięcy Francuzów i – na samym tylko froncie zachodnim – 116 000 Niemców (podczas całej wojny prusko‑francuskiej toczonej w latach 1870–1871 straty po stronie niemieckiej wyniosły „zaledwie” 43 000 żołnierzy). W ciągu czterech pierwszych miesięcy konfliktu Brytyjczycy stracili cztery razy więcej żołnierzy niż w czasie całej wojny burskiej (1899–1902).
The Great War pociągnęła za sobą radykalną przebudowę ładu politycznego Europy i wraz z tym całego świata. Last but not least, była dramatycznym przełomem cywilizacyjnym. Definitywnie skończyła się la belle epoque. Nie trzeba było czekać na okres powojenny, gdy z nostalgią wspominano epokę, gdy wychowawcami całych narodów byli francuscy guwernerzy i angielskie nianie (Jacques Bainville). Już na początku wojny wielu jej uczestników miało przeczucie nadchodzącego końca.
Atmosferę sierpnia 1914 roku – daleką od stereotypowych opinii o ogólnym entuzjazmie – tak oto zapamiętał pewien Anglik (J. B. Booth): Nie było wśród nas nikogo, kto nie miałby świadomości, że stoimy przy łożu śmierci starego, przyjemnego porządku rzeczy; że to życie, które znaliśmy i kochaliśmy, nieodwołalnie dobiegło końca. Jego słynny rodak, Rudyard Kipling pod datą 4 sierpnia 1914, czyli w dniu, w którym Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom, zanotował w swym dzienniku: A propos, zaczyna się apokalipsa…
Niezaciągnięty hamulec sumienia i wyobraźni
Z kolei księżna Zdzisławowa Lubomirska w prowadzonym na bieżąco dzienniku zanotowała 29 lipca 1914 roku: Włosy mi się na głowie piętrzą devant l’Inconnu [przed Nieznanym]! Noce są fatalne, ciemność staje się widmem. Ale Zdziś [ks. Zdzisław Lubomirski] jeszcze powątpiewa w wojnę – sądzi, że monarchowie założą hamulec sumienia.
Istotnie, latem 1914 roku los wojny, która miała zadecydować o upadku wielu monarszych tronów, decydował się nie w kancelariach dyplomatycznych i sztabach generalnych, ale – po raz ostatni w tym zakresie – na cesarskich dworach. Ostatnie słowo, co do treści ultimatum wysłanego z Wiednia do Belgradu miał cesarz Austrii i apostolski król Węgier Franciszek Józef. Bez zgody cara Wszechrusi Mikołaja II nie zostałaby ogłoszona mobilizacja armii rosyjskiej, która z kolei wywołała reakcję Niemiec. Ta zaś nigdy nie przybrałaby formy powszechnej mobilizacji, a następnie wypowiedzenia wojny Rosji bez zgody cesarza niemieckiego i króla Prus Wilhelma II. We Francji i Wielkiej Brytanii decyzje podejmowały rządy odpowiedzialne przed parlamentami (brytyjski król Jerzy V tylko podpisywał decyzje podjęte przez rząd Asquitha).
Przełom lipca i sierpnia 1914 roku okazał się czasem próby sumień, charakterów i wyobraźni cesarzy i królów. W każdym przypadku walory te występowały w ilościach deficytowych. Słusznie zauważa Henry Kissinger (historyk i polityk w jednej osobie), że do wybuchu Wielkiej Wojny przyczyniła się przede wszystkim dominacja względów militarnych (planowanie mobilizacji) nad względami politycznymi, czyli, krótko mówiąc, brak politycznego przywództwa w Europie. W feralnych dniach lipca i sierpnia 1914 roku nie wykazali się nim ci, którzy uchodzili (lub chcieli uchodzić – jak cesarz niemiecki) w oczach europejskiej opinii publicznej za władców autokratycznych.
Do kryzysu politycznego, a następnie jego eskalacji militarnej w roku 1914 nie doprowadziła bynajmniej silna władza monarsza, ale odwrotnie: brak woli jej wykorzystania w słusznym celu (zachowania pokoju). Nieszczęściem dla Europy i świata było to, że w Niemczech panował mocny w gębie cesarz, typowy bully, który – jak trafnie zauważył Winston Churchill – chciał być Napoleonem bez wygrywania żadnej z jego bitew. W sierpniu 1914 roku, kiedy między innymi za jego sprawą Europa znalazła się w stanie wojny, łkał w swoich komnatach, pytając: Jak Nicky [Mikołaj II] i George [Jerzy V] mogli mi to zrobić?!
Nieszczęściem okazała się słabość charakteru cara Mikołaja II, który ulegając żądaniom swej generalicji, wydał rozkaz powszechnej mobilizacji w reakcji na mobilizację Austro‑Węgier, chociaż plany mobilizacyjne armii CK monarchii były najbardziej przestarzałe ze wszystkich wojsk wielkich mocarstw (armia austro‑węgierska osiągnęła zdolność bojową miesiąc od ogłoszenia mobilizacji, w czasie, gdy na froncie zachodnim zdążono już stoczyć bitwy decydujące dla przebiegu wojny).
Nieszczęściem była też słabość sędziwego cesarza Franciszka Józefa, który również nie potrafił postawić polityki (dyplomacji) ponad wymogami swoich sztabowców. Bardzo wymowna scena rozegrała się w Rzymie, gdy po wypowiedzeniu wojny Serbii przez Austro‑Węgry ambasador cesarza Austrii przy Stolicy Świętej prosił o papieskie błogosławieństwo dla Franciszka Józefa i jego armii. Święty Pius X miał wówczas odpowiedzieć: Niech Pan powie cesarzowi, że nie mogę błogosławić ani wojny, ani tych, którzy jej pragnęli. Ja błogosławię pokój. Podobno papież miał jeszcze dodać: Niech cesarz będzie szczęśliwy, że nie został wyklęty przez Namiestnika Chrystusa.
Wojna demokratyczna
Wielka Wojna zaczęła się jako wojna gabinetowa, ale bardzo szybko stała się wojną nowego typu, w której stanęły przeciw sobie milionowe armie. To właśnie podczas pierwszej wojny światowej ostatecznie zwyciężyła rewolucyjna w swojej genezie zasada powszechnego poboru do wojska. Jako ostatni kraj z dawnego koncertu wielkich mocarstw zastosuje ją w styczniu 1916 roku Wielka Brytania. To koniec dawnej epoki i początek nowej.
Nie tylko w tym kontekście wojna ujawniła z całą mocą tendencje istniejące już wcześniej na Starym Kontynencie. Jak trafnie zauważa Kissinger, w dawnej, „metternichowskiej” Europie zabójstwo arcyksięcia z którejkolwiek europejskiej dynastii wywołałoby reakcje zupełnie inne od tych, których Europa doświadczyła w lipcu i sierpniu 1914 roku. Trudno sobie wyobrazić wystąpienie żandarma Europy, Mikołaja I, w obronie kraju, z którego wywodził się zabójca. Lato 1914 roku ujawniło to, co już wcześniej stało się faktem: Europa legitymizmu i arystokratycznej międzynarodówki książąt odeszła w przeszłość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.