Jan Paweł II był przyjacielem artystów i chętnie się z nimi spotykał. Nie był ich bezkrytycznym wielbicielem, doskonale jednak wiedział, z jakimi problemami zmaga się każdy twórca. Przecież w młodości sam doświadczył literackich i aktorskich prób, które dawały podstawę do uznania go za przyszłego zawodowego artystę.
Wszystko jest modlitwą
Jan Paweł II podkreślał i nauczał w tych wspominanych przeze mnie rekolekcjach, że Ewangelia trwa. Ona nie zakończyła się krzyżem, ale trwa nieustannie w Komunii, w której przychodzi do nas Chrystus. Zrozumieć religię w pełni można tylko oczami Boga, a chrześcijaństwo tylko przez modlitwę. Chrystus powiedział: trzeba modlić się zawsze, nigdy nie ustawać. To żądanie w przypadku artystów wydaje się co najmniej nierealne. Bp Karol Wojtyła wie o tym doskonale. Ale mimo to niezrażony mówi, że jak dobrze zastanowić się nad tym, to można powiedzieć, że wszystko jest modlitwą. Modli się przyroda, modlą się dzieła rąk ludzkich. Przy tej okazji przypominam sobie pytanie związane z nazwą cyklu Verba Sacra – Modlitwy katedr polskich: czy katedra może być modlitwą, czy modli się? Nie ma w naszym życiu zajęcia, wysiłku, którego nie można byłoby uczynić modlitwą. I to jest wyraz dojrzałości chrześcijańskiej, którą wyraża dojrzałość modlitwy, praktykowanej nie jako monolog, ale dialog z Bogiem. I choćby nasze intencje i postanowienia były bardzo chwiejne, choćbyśmy nie wierzyli w ich skuteczność – modlitwa przywróci im stałość i spełnienie. Nie trzeba wielu słów. Wystarczą słowa setnika, które powtarzamy przed Komunią św.: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie. Ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Nie wiemy, na ile uczestnicy krakowskich wielkotygodniowych rekolekcji dla artystów w roku 1962 zmienili swoje życie pod wpływem tych prawd, które usłyszeli o sobie. Karol Wojtyła powrócił do tego tematu dopiero po 37 latach, jako papież Jan Paweł II, właśnie w Liście do artystów.
Sztuka i Ewangelia
W tym liście nie było już cytatu z naszego Krasińskiego, ale pozostała myśl o nierozerwalnym związku Ewangelii i sztuki: „(...) W rzeczywistości temat religijny należy do najczęściej podejmowanych przez artystów każdej epoki. Kościół zawsze odwoływał się do ich twórczych zdolności, aby wyjaśniać ewangeliczne orędzie i ukazywać jego konkretne zastosowania w życiu chrześcijańskiej wspólnoty. Ta współpraca stała się źródłem wzajemnego ubogacenia duchowego. Ostatecznie przyczyniło się to do lepszego zrozumienia człowieka, jego autentycznego oblicza, jego prawdy. Ujawniła się także szczególna więź między sztuką a chrześcijańskim objawieniem. Nie znaczy to, że ludzki geniusz nie znalazł silnych bodźców również w innych środowiskach religijnych. Wystarczy wspomnieć sztukę antyku, zwłaszcza grecką i rzymską, czy choćby kwitnące do dziś prastare cywilizacje Wschodu. Pozostaje jednak prawdą, że chrześcijaństwo dzięki centralnej prawdzie o Wcieleniu Słowa Bożego otwiera przed artystą szczególnie bogaty skarbiec motywów inspiracji. O ileż uboższa byłaby sztuka, gdyby oddaliła się od niewyczerpanego źródła Ewangelii! List papieski przyjęto jako zachętę do dialogu Kościoła i sztuki. Niewielu artystów zdało sobie sprawę, że chodzi o coś więcej niż przyjazny gest wobec twórców. Można przekonać się o tym, czytając książkę Jan Paweł II do artystów. Artyści do Jana Pawła II. Większość mówi o swoich osobistych bolączkach i sukcesach, nie przekraczając problematyki estetycznej. Wśród tych, którzy wyłamali się z tego schematu, są między innymi aktorzy Jerzy Kiszkis i Tadeusz Malak. Kiszkis wręcz układa współczesnemu artyście pytania jak w rachunku sumienia: Czy dostrzegasz związek między swoją sprawnością artystyczną, warsztatową a swoim życiem, jego poziomem moralnym? Bo przecież twórczością mówisz o sobie, odsłaniasz siebie, pokazujesz swoje wewnętrzne piękno (albo brzydotę!), otwierasz (albo zamykasz) drogę dostępu do prawdy i dobra, drogę, która prowadzi w głąb tajemnicy Boga Wcielonego, a zarazem w tajemnicę człowieka, dajesz nadzieję albo ją odbierasz, pokazując tylko bezsens i brud życia, brutalność i dewiacje, czyli margines, który nobilituje do rangi głównego nurtu życia. Czy próbujesz odczytywać swoją twórczość w kategoriach powinności, służby i odpowiedzialności? Czy kierujesz się tylko dążeniem do próżnej chwały, żądzą taniej popularności albo nadzieją na osobiste korzyści, nawet za cenę ustępstw wobec wymagań sumienia? Podobnie stwierdza Tadeusz Malak: – Widzimy dookoła wiele przykładów demoralizujących aktów twórczych, niszczących dobro. Zły przykład pomniejsza dobro w człowieku, obniża jego wymagania, czyni i twórcę, i odbiorcę kiepskim duchowo konsumentem taniej rozrywki.
Demoralizacja sztuki
Odpowiadają za to nie tylko artyści, ale również ci, którzy organizują przestrzeń działań artystycznych – kierownicy teatrów, telewizji, radia, estrady. Ale nade wszystko – odbiorca sztuki, który coraz bardziej obniża swoje wymagania i potrzeby. Te ostatnie zdania mówią o nowej sytuacji, z jaką mamy do czynienia. Nie tylko artyści są odpowiedzialni za demoralizację sztuki. Obserwujemy wiele działań ze strony decydentów, którzy promują tzw. twórczość opartą na bluźnierstwie i atakowaniu chrześcijan. Często w formie „dzieła sztuki” wystawiane są rzeczy obrażające uczucia religijne, najczęściej uczucia katolików. Sprzyja temu polityka grantowa instytucji państwowych i samorządowych, wspierająca projekty pseudonowoczesne, wymierzone w patriotyzm i religijność, traktowane jako patologie społeczne. Pod pozorem walki z tymi rzekomymi patologiami pokazuje się – na scenie, w salach wystawowych, w kinie – rzeczy niegodne. Z kanonu lektur usuwa się pisarzy, których twórczość jest trwałą podstawą naszej literatury. Kulturę wysoką zmusza się do promocji typowej dla rozrywki i subkultury. Wszystko to zmierza do niszczenia wspólnoty narodowej. Co w takiej sytuacji robią artyści? Jedni mają odwagę odrzucać role, bo są znani i mogą sobie na taki gest pozwolić. Mniej znani tłumaczą się usługowym charakterem zawodu artysty i grają w spektaklach, które reklamuje się jako eksperyment i awangardę. Jest tego już tak wiele, że prawdziwą awangardą mogłaby stać się rzetelnie wystawiona klasyka. Bo nie słyszymy już od dawna ze sceny pięknej polszczyzny Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Norwida, Fredry. Nie ma odważnych dyrektorów teatrów, którzy włączyliby do repertuaru swoich scen dramaty religijne Karola Wojtyły czy Paula Claudela, Romana Brandstaettera. Wszyscy są zakładnikami antychrześcijańskiej, skandalizującej mody, która wielką sztukę zamienia w prostacki kabaret. Karol Wojtyła nie tracił wiary w nawrócenie artystów, bo wiedział, że pomimo upadku sztuki Ewangelia jest zawsze silniejsza. I ta myśl powinna pozwolić nam z nadzieją patrzeć w przyszłość, w której drogi artystów i Kościoła znów się ze sobą spotkają, aby być wspólnym świadectwem obecności piękna, bezcennego daru, jaki człowiek otrzymał od Boga.
Przemysław Basiński – reżyser i twórca interdyscyplinarnego projektu Verba Sacra, kontynuującego tradycję słowa w kulturze duchowej. Projekt został zapoczątkowany w 2000 r. prezentacją słowno-muzyczną 12 tekstów biblijnych. W ramach projektu realizowane są takie przedsięwzięcia, jak: Modlitwy Katedr Polskich, Modlitwy Katedr Europejskich, Wielka Klasyka – obejmująca dzieła klasyki narodowej i światowej, Festiwal Sztuki Słowa wraz z konkursem na interpretację tekstu sakralnego i religijnego, Polski Maraton Biblijny Biblia A i Ω. Do współpracy zapraszani są najwybitniejsi artyści polskiej sceny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.