Z Piotrem i Jolą, o odkrywaniu dialogu jako pomocy w sytuacjach prób i doświadczeń, rozmawia Regina Mamczur
Małżeństwo jest cudownym wyrazem miłości. Takiej, która pojawia się z gorącej potrzeby serca. Z pragnienia, by z drugą osobą przejść przez życie. Ślubując miłość, wierność i uczciwość małżeńską zakochany młody człowiek jest przekonany, że tej miłości wystarczy na każdy dzień i do końca życia. Łaska sakramentu jest ogromna. Tak ogromna, że szatan z wielką siłą ją atakuje. Pokazuje małżonkom coś, tak jak w rajskim ogrodzie owoc, co pozwoli mu oderwać ich od tej pięknej miłości. Niezwykle przebiegły, obnaża słabość, grzech, niedoskonałość współmałżonka. I zaczyna się to, co znamy, a czego nie planowaliśmy – poczucie niesprawiedliwości, zawodu, nieporozumienia, różnice zdań, krytyka, zaniedbania, słabości, grzech.
Jak sobie z tym radzicie? Czy zawsze tak samo, czy coś, albo ktoś pokazał Wam, jak przechodzić przez to poczucie niezrozumienia, krzywdy, niesprawiedliwości?
Piotr: Czasem faktycznie, choć nie mam złych intencji wobec mojej żony i nie zamierzam celowo sprawiać jej przykrości, odnoszę wrażenie, że szatan za wszelką cenę próbuje nas ze sobą skłócić. Zwykle, gdy nakładają się na to liczne codzienne obowiązki, życie w biegu i nasze pośpieszne, niedokończone rozmowy, wówczas zwyczajnie przestajemy się rozumieć, brak nam jedności, oddalamy się od siebie, stajemy się sobie obcy. Nawet gdy w myślach powtarzam sobie, że kocham moją żonę i pragnę, by była ze mną szczęśliwa, dużo trudniej jest dać temu świadectwo poprzez drobny nawet gest czułości, dotyku, przytulenia. Mieliśmy w naszym małżeństwie taki czas, kiedy oboje doświadczaliśmy wielu przykrych uczuć: braku sensu, osamotnienia, zwątpienia, nieufności czy nawet odtrącenia. Dodam tylko, że już wówczas mieliśmy za sobą sześć lat stażu małżeńskiego, było z nami pierwsze z naszych dzieci, a ja ciągle nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego żona złości się na mnie, nie chce ze mną rozmawiać, płacze. Łudziłem się, że nasze problemy zdołamy rozwiązać sami.
Niestety, nieporozumienia wracały, a wraz z nimi pogłębiało się także poczucie niesprawiedliwości. Nie dość, że nasze małżeństwo przestało się rozwijać, to pozostawione samo sobie nieuchronnie zmierzało do rozpadu. Stawialiśmy sobie wówczas pytanie, czy coś albo ktoś jest w stanie naprawić nasze relacje, sprawić, abyśmy mogli na nowo się w sobie zakochać. Przeżywając trudności w naszych relacjach i brak zrozumienia, zgodziłem się na udział w weekendowych rekolekcjach Spotkań Małżeńskich. Od tamtej chwili nasze małżeństwo zaczęło się zmieniać i nabrało nowych barw. Nauczyliśmy się zasad dobrego dialogu małżeńskiego i czujemy, że przez ten dialog nie tylko zbliżamy się do siebie, rozwija się nasza relacja małżeńska, ale czujemy także głębszą więź z Panem Bogiem. W zachowaniu mojej żony rozumiem wreszcie jej silną potrzebę bezpieczeństwa i bycia kochaną. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości odeszło, gdy zrozumiałem, że chcę wypełniać te potrzeby nie w poczuciu obowiązku, ale kierując się wartościami, takimi jak miłość, szacunek, wierność, uczciwość. Zatem jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie krótko, powiedziałbym, że radzimy sobie z trudnościami poprzez dobry dialog małżeński i otwartość na działanie Boga w naszym życiu.
Gdyby dało się zatrzymać czas w trudnych chwilach, co zrobilibyście?
Jola: Gdyby dało się zatrzymać czas, wolałabym, żeby to dotyczyło przyjemnych chwil w naszym życiu. Zatrzymanie czasu w trudnościach zmusza do zastanowienia się, co jest naprawdę dla mnie ważne. Pewną radę otrzymujemy w słowach św. Pawła: „niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce”. Konflikty w życiu małżonków są naturalne, ale równie naturalne powinno stać się pojednanie i przebaczenie. Ważne jest, byśmy nauczyli się rozwiązywać problemy rozmawiając, mówiąc kochanej osobie, jakie uczucia wzbudziła we mnie dana sytuacja, bez oskarżania, wypominania czy nadmiernego usprawiedliwiania siebie. Częste słuchanie wyrzutów typu „bo ty zawsze”, czy „bo ty nigdy” nie buduje więzi, ale ją osłabia, zamyka w skorupie niewypowiedzianych pretensji, które w kolejnym konflikcie zostaną wykrzyczane. Wtedy może pojawić się dojmujące uczucie niesprawiedliwości i niezrozumienia, bo intencje mieliśmy inne, albo współmałżonek nie pamięta już, czego dotyczyła wcześniejsza kłótnia.
Trudne chwile w naszych relacjach związane były najczęściej z różnym podejściem do wychowania dzieci, z nadmiernym poświęcaniem się pracy zawodowej, ze śmiercią bliskich. Kiedy podczas rekolekcji otrzymaliśmy dialog jako narzędzie do szukania porozumienia, dostaliśmy coś, co pozwalało i nadal pozwala przyjmować postawę wyrozumiałości i życzliwości dla słabości współmałżonka i swoich. Przez kilkanaście lat poznawania siebie nagromadziło się wiele spraw przykrych i bolesnych, a tym samym niezbędnym elementem naszego pozostawania w małżeństwie stało się przebaczenie. Bez gestu pojednania, słów przeprosin i wybaczenia trwanie w małżeństwie nie byłoby ani łatwe, ani przyjemne.
Ważne i umacniające są wspólna modlitwa, czytanie Biblii i rozmawianie o Słowie, które nas porusza i pobudza do podjęcia działań, nawet jeśli wcześniej wydaje się, że nie dajemy rady. W naszych trudnościach, zrozumieniu, przebaczeniu, pojednaniu i bliskości wyczuwamy także moc sakramentu małżeństwa – bez niego nie widzielibyśmy sensu naszego bycia razem i budowania relacji. Z perspektywy widzimy jednak, że to jest piękne i Bogu miłe. Zauważmy, że umierając za siebie, rodzimy się do nowego życia jako Boże dzieci.
Jesteście zaangażowani we Wspólnotę Spotkań Małżeńskich w kościele pw. Matki Bożej Saletyńskiej w Rzeszowie. Jak ta wspólnota wspiera, buduje wasze małżeństwo, waszą miłość, wasze bycie sprawiedliwymi?
Jola: Takich grup porekolekcyjnych jest w Polsce wiele. Zasady dialogu małżeńskiego, na których opiera się charyzmat tej wspólnoty, pozwalają i w znacznym stopniu ułatwiają nam wypełnianie w codzienności przyrzeczenia sakramentu małżeństwa. Otwierając się na uczucia i potrzeby współmałżonka, nie neguję własnych uczuć i potrzeb. Odnosi się to zarówno do chwil przyjemnych, jak i przykrych. Wysłuchanie i wsłuchanie się w to, o czym mówi współmałżonek, wzbogaca i umacnia naszą więź. Przekonałam się, że nie tracę siebie, jeśli zaakceptuję fakt, że mój mąż inaczej niż ja reaguje na daną sytuację. Ani lepiej, ani gorzej – po prostu inaczej. Rozmowy na różne tematy, także powracanie do trudnych spraw i zranień z początków małżeństwa, otwiera nas na siebie.
Jeśli uda nam się wypracować porozumienie w bolesnych i trudnych chwilach, to stąd już tylko krok do poszukiwania Boga, który doprowadził do naszego spotkania i który pragnie naszego zbawienia.
Piotr: Wspólnota daje nam umocnienie i wsparcie. Spotykamy tam małżeństwa, które myślą podobnie jak my, wyznają te same wartości, troszczą się o swoje małżeństwa, rodziny i pogłębiają swoją więź z Panem Bogiem. We wspólnocie łatwiej jest odkrywać nam prawdę o nas samych, odkrywać Bożą wolę i szukać sprawiedliwości.
Pojęcie sprawiedliwości ma wymiar szerszy, odnosi się do całej rzeczywistości. Jak to wygląda w waszym życiu?
Jola: Sprawiedliwość w odniesieniu do otaczającej mnie rzeczywistości to szukanie w sobie wyrozumiałości, cierpliwości i łagodności dla innych. Łatwo jest kogoś ocenić, zaszufladkować, trudniej przełamać się, aby znaleźć w drugim człowieku kogoś, kogo Bóg kocha tak samo, jak mnie i chce dla niego tego samego, co dla mnie. Dopiero zdobycie, dzięki łasce Bożej, umiejętności zrozumienia i wybaczenia, pozwala mówić o sprawiedliwości. Kończąc, dziękuję bardzo za rozmowę i życzę Wam, sobie i wszystkim pokoju, który jest dziełem i owocem sprawiedliwości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.