Kim On jest dla mnie

W drodze 5/2014 W drodze 5/2014

Możemy dyskutować o ideach, teoriach i filozofiach, możemy się przerzucać argumentami i punktami widzenia, ale jeśli ktoś mówi mi, w jaki sposób coś przeżywa i czym to dla niego jest, nie ma debaty.

 

A czy to wszystko nie jest mało?

Ewangelizacja, jak kiedyś napisał papież Paweł VI, to spotkanie osoby z osobą. Tyle tylko, że my w ogóle nie jesteśmy do tego przekonani. Nam się wydaje, że przede wszystkim chodzi o wielkie akcje i oddziaływanie na tłumy. A to jest zawsze preewangelizacja, coś wstępnego. Natomiast ewangelizacja zaczyna się wtedy, kiedy schodzi się na poziom osobisty i indywidualny. Zresztą nie dotyczy to jedynie tej kwestii. Uderzyło mnie, kiedy przeczytałem w Pastores dabo vobis, co Jan Paweł II napisał o tym, jakie jest najważniejsze narzędzie budzenia powołania kapłańskiego. Proszę bardzo, jakie?

Świadectwo życia.

Banał. Wcale nie. Chodzi o kierownictwo duchowe. Spokojnie, też tego nie wiedziałem, dopóki nie zostałem rektorem seminarium i nie przeczytałem tej adhortacji na nowo. Nam się wydaje, że najważniejsza w budzeniu powołań jest akcja powołaniowa – puścić film o fajnym księdzu, założyć duszpasterstwo powołań, wysłać ulotki i plakaty. A wcale tak nie jest. Pewien ksiądz, który odpowiadał za duszpasterstwo powołań w jednej z diecezji, mówił, że właśnie robi taką świetną akcję, której punktem kulminacyjnym będzie obiad chłopaków zainteresowanych kapłaństwem z arcybiskupem metropolitą. Kto by nie poszedł po takim obiedzie do seminarium, prawda?

Pamiętam też, że kiedy byłem rektorem seminarium i zbliżał się maj, czerwiec, czyli okres składania podań do seminarium, księża się dopytywali, ilu chętnych przyszło, a jeśli nie była to wystarczająca liczba, to we wrześniu, październiku mówili już o kryzysie powołań, z wielką troską i pytaniem, co wy robicie w tym seminarium, żeby tych powołań było więcej. Wtedy zadawałem im dwa pytania. Pierwsze: Ile ksiądz pościł w tej intencji? Drugie: Ilu młodych mężczyzn prowadzi ksiądz indywidualnie w kierownictwie duchowym? I to są pytania zamykające usta. To nie jest mój wymysł, tylko powtórzenie tego, co napisał Jan Paweł II.

Trudno jednak nie myśleć z obawą o spadku powołań w seminariach, jak i innych dużych dziełach duszpasterskich. Przecież zależy nam na tym, żeby trwały jak najdłużej.

To oczywiste. Natomiast nie dzieje się to inaczej, jak tylko przez spotkanie z osobą. Kościół już przerabiał takie rzeczy, kiedy chrystianizacja była poszerzeniem przestrzeni publicznej. Burzono pogańskie świątynie, stawiano swoje, narzucano prawo zgodne z obyczajem chrześcijańskim i już mieliśmy poczucie, że mamy Kościół. W efekcie mieliśmy dwie albo trzy wiary funkcjonujące równolegle i ludzi, którzy – owszem – są ochrzczeni, ale niczego nie rozumieją.

W Evangelii gaudium papież Franciszek pisze, że czas jest ważniejszy niż przestrzeń. To jest podstawowa zasada ewangelizacji. To znaczy, że zamiast od razu wszystko pokryć symbolami chrześcijańskimi, dajmy sobie czas, żeby wiara rosła w człowieku. Ale takie myślenie nie jest proste. Jesteśmy świetni w zagospodarowywaniu przestrzeni i bardzo niecierpliwi w stosunku do czasu.

Czy nie jest to kwestia osłabienia wymowy znaków, które współczesnemu człowiekowi daje Kościół? Nawet tych najbardziej popularnych, takich jak choinka czy święconka. Powoli przestają być dla nas czytelne…

Przewodniczący Papieskiej Rady Kultury kardynał Gianfranco Ravasi mówi, że w świecie, w którym zresetuje się kulturę, ewangelizacja staje się trudniejsza. Ale jednocześnie to właśnie choinka, opłatek, baranek, palma czy popiół są pretekstem do rozmowy o tym, co oznaczają. Trochę mówi o tym papież Franciszek. Jego ulubiona figura w opisie dzisiejszego świata to kultura prowizorki – takiego sposobu funkcjonowania, w którym wszystko musi być teraz i zaraz, i tylko teraz i zaraz. Nie interesuje mnie, co będzie pojutrze. W takiej kulturze człowiek niekoniecznie jest w stanie rosnąć do decyzji, które mają dotyczyć całego jego życia – czy to będzie małżeństwo, śluby czy kapłaństwo. Wszystko wydaje się odległe i kosmiczne.

Czy rzeczywiście potrzebujmy szkół nowej ewangelizacji? Czy odnowa i reewangelizacja nie mogłaby być prowadzona w oparciu o wspólnoty, które już istnieją od wieków, takie jak żywy różaniec, tercjarze zakonni czy Akcja Katolicka?

Dobre pytanie, w którym pobrzmiewają dwie kwestie. Jest taka tendencja w Kościele, zgodnie z którą, żeby coś zacząć, to trzeba stworzyć nową wspólnotę, w której się odnajdziemy, bo w tym, co jest, nie czujemy się komfortowo. Ale z drugiej strony nie odwracajmy kolejności. To nie jest tak, że mamy potrzebę i ona decyduje o działaniu. Wspólnoty powstają z charyzmatu, najczęściej konkretnego człowieka, kiedy się okazuje, że ten charyzmat jest na tyle zaraźliwy, iż odnajdują go w sobie inni i próbują w ten sposób żyć.

I jest to funkcja Ducha Świętego. To nie my wymyślamy formy. Bo na tej samej zasadzie możemy pytać, czy potrzebujemy papieża Franciszka, który jest radykalnie inny niż papież Benedykt i Jan Paweł II. Jeśli Duch daje nam tego papieża, to zobaczmy, co ma do przekazania Kościołowi.

Ponadto nie widać powodów, by jedne wspólnoty nie mogły się czegoś uczyć od drugich. Weźmy na przykład istniejące od wieków wspólnoty zakonne, które mogą wiele otrzymać od młodych wspólnot, chociażby przez konkretne metody czytania Pisma Świętego. Jeżeli w ich szeregach znajdą się ludzie po formacji w oazie, w której spędzili pół swojego dotychczasowego życia, czytając Pismo, to teraz mają to odstawić? Bez sensu. Zakon może na tym tylko zyskać.

I tak, i nie. Myślę, że zanim zakon zobaczyłby wartość, dajmy na to czytania Pisma, stwierdzono by: po co wydziwiać, skoro zawsze tak było i to było dobre.

Nie możemy absolutyzować własnego doświadczenia i zmuszać kogoś, żeby przeżywał wiarę w sposób właściwy dla mnie. Znowu wróćmy do lektury Evangelii gaudium i sformułowanej przez papieża zasady, że całość jest większa niż suma części. Jeśli przejąć się tym, co napisał Ojciec Święty, to rodzi się pytanie nie tyle o to, jaką kto ma potrzebę życia wspólnotowego, bo może ma ją stosunkowo niewielką, ile o to, czy czuje się odpowiedzialny za wspólnotę, w której żyje, to znaczy, czy chce się włączyć w budowanie Kościoła. I to już nie jest kwestia moich zapotrzebowań czy emocji, tylko świadomości, że Pan Bóg nas zbawia nie pojedynczo, tylko we wspólnocie, którą jest Kościół. Nie może być wiary, która jest nieeklezjalna. I nie może być tak, że ta eklezjalność jest czystą teorią. •

rozmawiał Roman Bielecki OP

Grzegorz Ryś – ur. 1964, od 2011 biskup pomocniczy krakowski, przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji działającego przy Konferencji Episkopatu Polski. Jest profesorem historii Kościoła, do 2011 roku był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...