To dramatyczne w swym wyrazie pytanie nie jest tanim gestem teatralnym, ani też celebryckim zabiegiem obliczonym na wywołanie zainteresowania, lecz dotyczy twardej rzeczywistości ludzkich zmagań. Nie pojawia się bowiem w próżni ideowej, ale odnosi do konkretnej sytuacji cywilizacyjnej. A tę wyznacza dzisiaj filozofia czy raczej ideologia gender. Pytamy zatem, czy droga genderowa wiedzie człowieka do rozwoju, czy raczej wieści jego upadek?
Bardzo wyraźne potwierdzenie tego wniosku znajdujemy w wypowiedzi K. Więckowskiej. „Jednym słowem, według współczesnych krytyków kultury i socjologów – twierdzi ona – mężczyzną się nie «jest», lecz ciągle się nim staje, odrzucając to, co leży u podstaw tożsamości męskiej, lecz co jednocześnie jest definiowane przez społeczeństwo jako zagrażające «prawdziwej męskości»[8]. Ogólnie zatem można powiedzieć, że człowiek nie uzyskuje nigdy stałej tożsamości płciowej, nie uzyskuje też stałej tożsamości siebie w ogóle. Nieustannie pracuje nad tym poprzez wspomniane wcześniej „powtarzanie i reartykulację”. Czy można je potraktować jako faktyczne tworzenie siebie, jako rzeczywiste decydowanie o sobie? Podstawowym warunkiem faktycznego podmiotowania musi być świadomość siebie: muszę wiedzieć kim jestem, abym mógł siebie kształtować. W przypadku gender trudno mówić o takiej sytuacji. Podmiot ma bowiem jedynie świadomość tego, że ciągle staje się podmiotem; nie wiem zatem kim jestem, wiem natomiast, że kimś się staję. Ale czy mogę wiedzieć kim się staję, nie wiedząc kim jestem? Skąd wiem, że to ciągle jestem „ja” w drodze do bycia mężczyzną czy kobietą? Te pytania ujawniają rzeczywisty problem gender, a mianowicie: na podstawie czego można twierdzić, że jestem stałym podmiotem, skoro ciągle staję się podmiotem i wszystko, co składa się na budowanie podmiotowości podlega nieustannym zmianom?
Ten problem ujawnia się równie wyraźnie przy dalszym tworzeniu tożsamości podmiotu, na którą składają się bardziej szczegółowe przekonania dotyczące rodziny czy prokreacji w ogóle. One wypełniają samoświadomość podobnie jak w przypadku płciowości, czyli na sposób kulturowy. W zależności od tego, jakie wzorce kulturowe przyjmuję do świadomości, takie przekonania choćby o znaczeniu aborcji posiadam. Odkulturowe pochodzenie przekonań sprawia, że mają one charakter zmienny. Tak jak zmienia się podstawowa tożsamość podmiotu, a więc ta dotycząca płciowości i wynikających zeń podstawowych ról społecznych, tak zmieniają się przekonania, które ją również współtworzą. Czy w tej sytuacji podmiot faktycznie kształtuje swoje przekonania, czy raczej jedynie rejestruje i ustala stan swojej świadomości? Wydaje się, że tylko do tego sprowadza się podmiotowanie w gender. Ciągle bowiem brakuje stałej świadomości siebie, ponieważ człowiek ujawnia się przed samym sobą jako twór kulturowy, czyli w praktyce nie wie, kim jest. Wie jedynie, w jakiej formie kulturowej siebie odbiera, jaką rolę odgrywa. Ta ostatnia ujawnia aktualny stan jego świadomości; aktualny – nie oznacza bynajmniej pełny, a tym bardziej ostateczny. Skoro ciągle odgrywa jakieś role – można zapytać – to czy potrafi rozeznać, kim jesteśmy naprawdę? Czy ma podstawę, aby powiedzieć: teraz rzeczywiście jestem sobą? Wydaje się to nierealne, tym bardziej, że również scena okazuje się niestabilna, bo fakty biologiczne, które mogłyby zapewnić przynajmniej względną stabilizację, w gruncie rzeczy są ujmowane jako wytwór kulturowy. Czy można rzeczywiście decydować o sobie, nie wiedząc kim się jest i nie dysponując odniesieniem do stałej rzeczywistości?
Ta niestabilna – najdelikatniej określając – wizja człowieka nie powinna dziwić, bo stanowi naturalną konsekwencję relatywizmu, a ten jest naturalnym tworzywem gender, niejako matecznikiem ideowym, żeby nie powiedzieć podstawowym dogmatem. W przyjmowanej przez gender koncepcji człowieka osiągnął swoje apogeum: nie ma stałych zasad, bo nie ma stałego człowieka. Nie tylko zasady są tworem kultury, ale i sam człowiek jest w swej istocie tworem kultury. Kultura tworzy zasady, ale też kultura tworzy człowieka. Gender nie kwestionuje porządku biologicznego, faktów biologicznych, takich, jak choćby płeć, przyjmuje natomiast, że one same z siebie nie kształtują samoświadomości, czy też tożsamości podmiotowej. Docierają bowiem do świadomości w otoczce kulturowej i to ona decyduje o tym, jak są przyjmowane. Stąd też uzasadnione staje się utożsamienie faktu biologicznego z faktem kulturowym. Następuje tym samym przedziwna transformacja: stały fakt biologiczny dociera do świadomości w zmiennej otoczce kulturowej. Tym samym człowiek widzi go i przyswaja jako zmienny. To wszystko pokazuje, że gender poniekąd odbiera człowiekowi te wymiary, które są niezbędne, aby faktycznie być podmiotem i rzeczywiście o sobie decydować.
Błąd antropologiczny gender
Z przedstawionej powyżej koncepcji człowieka wynika, że zasadniczy problem gender dotyczy kształtowania rzeczywistej tożsamości podmiotu, która byłaby fundamentem faktycznego decydowania o sobie. Przeprowadzone analizy pokazały, że na lotnych piaskach relatywizmu trudno zbudować stabilne podmiotowanie. Problem o tyle jest ważny, że przecież gender nieomal programowo deklaruje drogę, która ma zagwarantować jak najpełniejsze decydowanie o sobie. Dlaczego zatem nie udało się tego osiągnąć, gdzie popełniono błąd?
Podstawowym błędem, można powiedzieć nieco patetycznie: grzechem pierworodnym – jest apoteoza relatywizmu, który na płaszczyźnie seksualności, a ta w gender wybija się na pierwsze miejsce, szczególnie dobrze się sprzedaje[9]. Ale obok tego, mniej lub bardziej świadomie odrzucono podstawowe ludzkie doświadczenie, ten pierwszy stan świadomości – jeśli można tak powiedzieć – w którym to człowiek odkrywa się przed samym sobą w tym, co dla niego najbardziej fundamentalne. To musi dziwić, że mówiąc tyle o budowaniu samoświadomości, zrezygnowano z sięgnięcia do podstawowego jej doświadczenia. Przypomina to sytuację budowania bez fundamentów. Aby zatem dokładniej odsłonić błąd gender, trzeba sięgnąć do podstawowego doświadczenia siebie, gdzie człowiek odkrywa swoje rzeczywiste osobowe istnienie. Te zagadnienia zostały bardzo szeroko opracowane w wielu publikacjach M. A. Krąpca oraz K. Wojtyły. Pomijając zatem pełną prezentację omawianego problemu, skoncentrujemy się jedynie na tych aspektach, które są ważne w dyskusji z genderową koncepcją człowieka.
W bezpośrednim samopoznaniu człowiek odkrywa najpierw obiektywne istnienie siebie jako „ja”; „ja” – jestem, tak można określić podstawowy stan świadomości. Istnieć obiektywnie oznacza istnieć niezależnie od innych bytów, ale też od rozmaitych przedmiotów, które w różny sposób na nie oddziałują. Ujęte w ten sposób „ja” ma charakter beztreściowy, czyli nie utożsamia się z żadną moją treścią, która ujawnia się w moich działaniach, ani też z żadną treścią, która stanowi faktyczny kontekst mojej egzystencji[10]. Tak rozumiane „ja” obecne w każdym moim działaniu jest zarazem transcendentne wobec wszystkiego, co moje. Skoro jest transcendentne wobec wszystkiego, co moje, co ze mnie jako źródła wypływa, tym bardziej przekracza wszystko, co „nie-moje”. Obecne w każdym moim działaniu „ja” jawi się jako stałe i dlatego gwarantuje stabilność i tożsamość podmiotu. Ontycznym uzasadnieniem owej stabilności jest obiektywny akt istnienia bytu człowieka. Z powyższego wynika, że człowiek odkrywa siebie jako obiektywne „ja”, a nie tworzy własnego „ja”, jak chce gender. Konsekwentnie, człowiek stwierdza, że jest osobą, a nie, że staje się osobą.
[8] Tamże, s. 16.
[9] Bardzo słusznie zauważa G. Kuby: „Najważniejszym polem bitwy relatywizmu jest seksualność” (G. Kuby, Rewolucja genderowa, s. 57).
[10] Według o. Krąpca „«Ja» jawi się zawsze jako «beztreściowy» spełniacz i podmiot bytujący, właśnie samobytujący, podczas gdy akty są aktami-emanatami tego beztreściowo i bezpośrednio stwierdzonego «ja»” (M. A. Krąpiec, Ja – człowiek. Zarys antropologii filozoficznej, wyd. 2, Lublin 1979, s. 112).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.