„Idziesz przekonać drugiego człowieka, żeby został katolikiem? Nie, nie, nie! Idziesz z nim się spotkać, jest twoim bratem! I to wystarczy. Idź mu pomóc, a resztę zrobi Jezus, zrobi to Duch Święty”. Zadziwiające słowa papieża Franciszka! Pozornie stawiają wszystko na głowie.
Nie będzie niczym nowym, jeśli przypomnę, że papież Franciszek wzywa do ewangelizacji. Ciekawe jest jednak to, jak ją rozumie. Niedługo, bo już pod koniec września, czeka nas międzynarodowe spotkanie w Rzymie duchownych i świeckich, które będzie wspólnym poszukiwaniem odpowiedzi na to pytanie. Jestem przekonany, że wiele osób, które przeczytało adhortację Evangelii gaudium, może uznać, że tam już znajduje odpowiedź. Papież przypomina o konieczności powrotu do kerygmatu, czyli do głoszenia podstawowych prawd wiary. Spróbuję jednak wyjaśnić to, co moim zdaniem w tej adhortacji nie jest jednak tak oczywiste i co moim zdaniem często nie jest wystarczająco mocno uwypuklone w niektórych środowiskach zaangażowanych w nową ewangelizację.
Wyjście…
We wspomnianym dokumencie czytamy: „W Słowie Bożym pojawia się nieustannie dynamizm «wyjścia», jaki Bóg pragnie wzbudzić w wierzących”. Papież Franciszek mówi o wyjściu w dwóch kierunkach: w kierunku Boga i drugiego człowieka. Pierwszy rodzaj „wyjścia” autor wyjaśnia na przykładzie Abrahama, który zostawił wszystko, aby wyruszyć w drogę wiary. Celem tej wędrówki nie było jedynie wyznaczone wcześniej miejsce, ponieważ Abraham nie wiedział, dokąd Bóg go prowadzi. Nawet jeśli ostatecznie dotarł do obiecanej ziemi, ważne w tym wyjściu było także to, co dokonało się po drodze. Była to przemiana myślenia, w którym przestawało liczyć się poczucie bezpieczeństwa płynące z posiadanej ziemi, a stopniowo znaczenia nabierało przekonanie, że jedyną pewną i trwałą przyszłością człowieka jest sam Bóg. Wyjście Abrahama z Ur chaldejskiego oznaczało przekroczenie bariery polegania na sobie i tym, co daje rodzinna ziemia i bezgraniczne zaufanie wobec Boga, który prowadzi poza horyzont rzeczy doczesnych, kieruje myśli ku niebu. Była to droga otwarcia serca na głębszy wymiar życia, które w każdym momencie i miejscu wypełnia Boża obecność.
…z wygody…
Dla papieża dopiero tak rozumiane serce człowieka wierzącego jest zdolne do autentycznego poświęcenia się w służbie ewangelizacji i do skutecznego jej wykonania. W adhortacji pisze wprost: „Wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody”. W ewangelizacji nie chodzi więc o to, aby zwyczajnie wyjść na ulice, do ludzi i tam głośno wołać o zbawieniu w Chrystusie. Przynajmniej nie najpierw o to tu chodzi. Papież pisze o pozostawieniu czegoś, co nas obciąża, zanim wyruszymy do innych ludzi. Zaprasza nas na drogę przemiany myślenia na wzór Abrahama. Słowem kluczowym jest tutaj wspomniana przez Franciszka „wygoda”.
„Trzeba koniecznie dokonać przejścia «od duszpasterstwa zwykłego zachowywania stanu rzeczy do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego»” – pisze dalej papież. „Wyjście” oznacza więc odwagę pozostawienia starych przyzwyczajeń oraz tego, co daje nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Odejście od myślenia, że robimy coś od tylu lat i przecież ktoś w końcu w tym uczestniczy. Niektórzy prześcigają się w liczeniu osób, które przyszły na procesję czy uroczystość odpustową. Jedni biją na alarm, bo frekwencja w kościele gwałtowanie spada, a inni z zadowoleniem utrzymują: „U mnie nie jest jeszcze tak źle”. Wygodne jest jednak robienie wciąż tego samego, dla tych samych ludzi. Wygodne jest także narzekanie i szukanie winnych poza swoim podwórkiem. „Wyjście” natomiast to najpierw sprawa serca i odnowionego myślenia. Pozostawienie wygodnego duszpasterstwa, aby zaryzykować samego siebie, swoje uczucia, swoją reputację.
…na spotkanie…
Wyjście, o którym mówi papież, to ryzyko spotkania tych, którzy odeszli, a może nawet odrzucili Boga. Franciszek wyjaśnia istotę tego ryzyka w zaskakujący sposób: „Idziesz przekonać drugiego człowieka, żeby został katolikiem? Nie, nie, nie! Idziesz z nim się spotkać, jest twoim bratem! I to wystarczy. Idź mu pomóc, a resztę zrobi Jezus, zrobi to Duch Święty”. Słowa te nie tylko zaskakują, one stawiają potoczne rozumienie głoszenia Ewangelii na głowie. Na czym miałaby w takim razie polegać ewangelizacja – zapyta niejeden z nas – jeśli nie na próbie przekonania innych, aby stali się wyznawcami Chrystusa w Kościele katolickim? Otóż kluczowym słowem jest tutaj „spotkanie”. Papież nie zaprzecza, że ostatecznym owocem głoszenia Ewangelii powinno być czynienie innych uczniami Jezusa, ale pokazuje, jaki jest najlepszy sposób na to, aby ten owoc osiągnąć. Jest nim wyjście uczniów Chrystusa do tych, którzy Go nie znają lub odrzucili w postawie otwartości i chęci spotkania. Ewangelizator, według modelu Franciszka, zanim wygłosi jakiekolwiek treści doktryny wiary, będzie chciał spojrzeć na twarz drugiego człowieka, spotkać go tam, gdzie on faktycznie jest.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.