Gdy w 1989 r. kończył się – jak to określiła wówczas aktorka J. Szczepkowska – w Polsce komunizm, cieszyliśmy się w przekonaniu, że to koniec ideologicznego zniewolenia, że wreszcie będziemy żyć w prawdzie. Wróciła do szkół religia, do wojska i policji wrócili kapelani, a nauczyciele mogli wreszcie mówić prawdę o zbrodni katyńskiej i zakłamaniu komunistycznej ideologii. Wydawało się, że w życiu publicznym, a zwłaszcza w polskich szkołach już na zawsze zatryumfowała prawda. Tymczasem nic bardziej mylnego. Od kilku lat trwa szybko postępująca agresywna ideologizacja edukacji i to w najgroźniejszej dla społeczeństwa i państwa postaci, której konsekwencją będzie powrót do szkół „funkcjonariuszy ideologii”.
Związki pomiędzy edukacją a ideologią są oczywiste i nie da się ich uniknąć. Wynika to z faktu, że cała ludzka wiedza ma wymiar społeczny, co oznacza, że nie ma żadnego obszaru ludzkiej działalności, który może być neutralny lub wolny od wartościowania. Człowiek jako podmiot tej działalności w swoich poczynaniach zawsze bazuje na wartościach, które wyznaje i swoich przekonaniach, bez względu na to czy je do końca uświadamia, czy też nie. Dlatego edukacja sama w sobie nie może być „neutralna” lub oderwana od wartości.
Edukacja a ideologia
Chociaż potocznie związek pomiędzy edukacją a ideologią kojarzy się bardzo negatywnie, to jednak mniemanie, że da się tego uniknąć, wpisuje się w nurt myślenia utopijnego. Każda szkoła, niezależnie od swojego statusu organizacyjnego – prywatna, społeczna czy publiczna, transmituje konkretny światopogląd. Jest więc ona miejscem, w którym ideologia jest odtwarzana, utrwalana i przekazywana kolejnym pokoleniom i nie musi to oznaczać niczego złego.
Ideologia to szeroki, współzależny zestaw idei i przekonań o świecie prezentowanych przez grupę osób, które przejawiają się zarówno w ich zachowaniu, jak i werbalnym przekazie do innych grup odbiorców. Ideologie są więc ukształtowanymi na bazie jakiejś kultury światopoglądami podzielanymi przez dużą liczbę ludzi. Te systemy przekonań (religijnych, politycznych, prawnych, przyrodniczych, artystycznych, filozoficznych) są zazwyczaj postrzegane przez osoby je podzielające jako prawdziwe (chociaż z obiektywną prawdą mogą mieć niewiele wspólnego) i jako takie w przekonaniu tych osób w pełni objaśniają otaczający je świat.
Nie da się uniknąć związku pomiędzy edukacją a ideologią, ponieważ każdy człowiek ma jakiś zespół poglądów i przekonań, którymi się kieruje i którymi chce się dzielić z innymi. A przecież nauczyciele też są ludźmi o określonych, często skrajnie różniących się poglądach. Za ich pośrednictwem szkoła na bazie oficjalnego programu nauczania transmituje pewien światopogląd, który zawiera w sobie pożądany wzorzec obywatela. Nie chodzi więc o to, aby ideologie nie miały dostępu do szkół, lecz o to, aby nie zatracić kryteriów poznawczych pozwalających zachować związek z obiektywną prawdą, co pozwoli uniknąć takiego ideologicznego uwikłania edukacji, które oznaczałoby jej zastąpienie szkodliwą dla państwa i obywateli indoktrynacją oraz zamianę nauczyciela w funkcjonariusza określonej ideologii.
Związek pomiędzy edukacją a ideologią nie będzie destrukcyjny, jeśli nie zostanie zerwany związek z obiektywną prawdą o człowieku i otaczającym go świecie. W rzeczywistości oświatowej skutkiem takiego zerwania byłoby zmuszanie nauczycieli do bezrefleksyjnego narzucania dzieciom i młodzieży określonego światopoglądu podzielanego tylko przez jedną grupę ludzi, nieuwzględniającego dobra wspólnego obywateli i interesu państwowego. Jednocześnie oznaczałoby to odebranie nauczycielom pod groźbą różnych sankcji możliwości dzielenia się swoimi poglądami i przekonaniami, nawet jeśli dysponowaliby argumentami potwierdzającymi ich prawdziwość. Ideologizacja edukacji polega więc na ustanowieniu monopolu ideologii odzwierciedlającej poglądy ograniczonej grupy ludzi ze szkodą dla ogółu obywateli. Stąd jest krótka droga do tego, aby nauczyciel stał się jedynie ślepym na prawdę i zasady moralne „funkcjonariuszem ideologii”.
W normalnej rzeczywistości zadaniem szkoły jest uformowanie takich jednostek, które będą spełniać kryteria pozwalające na bycie dobrym obywatelem, ponieważ w ten sposób można zagwarantować prawidłowy rozwój państwa i społeczeństwa. Państwo, które stanowi dużą i wielowymiarową infrastrukturę, aby prawidłowo funkcjonować wręcz nie może się obyć bez ideologii. Logiczne więc jest, że funkcjonowanie tej infrastruktury zależy od podlegającego władzy systemu oświaty. W tym przypadku jednak, kiedy celem nadrzędnym jest rzeczywiste, a nie pozorne dobro ogółu, trudno jest mówić o ideologizacji, a nauczyciel nie będzie „funkcjonariuszem ideologii”.
Gorzej, gdy kontrolę nad strukturami państwowymi przejmuje grupa osób, która pod pozorem realizowania dobra wspólnego obywateli i rzeczywistych interesów państwa realizuje interes grupowy lub zewnętrznych mocodawców. To właśnie w ich interesie jest „wychowanie” takiego „obywatela”, który w imię równie wzniosłych, co fałszywych idei ochoczo podda się politycznej i ekonomicznej eksploatacji, czyli pozwoli narzucić sobie wszelkie formy ekonomicznego wyzysku i duchowego zniewolenia, a jednocześnie będzie „właściwie” głosował. Logiczną konsekwencją takiej sytuacji jest ideologizacja edukacji polegająca na tym, że szkoły zamiast być placówkami oświatowo-wychowawczymi stają się fabrykami nowoczesnych niewolników. Nauczyciel nie staje się więc „funkcjonariuszem ideologii” bez powodu.
Pełzająca ideologizacja
Niestety od pewnego czasu mamy coraz więcej symptomów wskazujących na szybko postępujący proces ideologizacji edukacji, a co za tym idzie – uczynienia z nauczycieli „funkcjonariuszy ideologii”. Oczywiście całkowicie wypacza to sens nauczycielskiego powołania, ale w czasach zerwania z obiektywną prawdą i dominacji w przestrzeni publicznej moralnego i poznawczego relatywizmu jest to ewolucja jak najbardziej logiczna. Powinnością nauczyciela nie jest już przekazywanie rzetelnej wiedzy osadzonej na fundamencie uniwersalnych wartości, lecz tresura dzieci i młodzieży w duchu dominującej ideologii w oderwaniu od jakichkolwiek wartości.
Chociaż oficjalne programy nauczania stwarzają szkołom możliwość transmisji różnych światopoglądów, to jednak zawsze chodzi o kształtowanie pożądanego przez rządzących wzorca „obywatela”. Tak jak ideałem systemu edukacji w ZSRR i państwach satelickich było wychowanie „człowieka sowieckiego”, tak obecnie w państwach Unii Europejskiej „pożądanym” wzorem obywatela jest „europejczyk” (a może Europejczyk?). Ciekawe, że nawet władze komunistyczne, mimo głoszonego internacjonalizmu, bardziej dbały o akcentowanie przynależności narodowej wśród zniewolonych ludów. Chociaż więc obecna podstawa programowa daje możliwość formowania dzieci i młodzieży także w duchu konserwatywnym, to jednak dominacja w środowiskach akademickich, mediach i innych ośrodkach opiniotwórczych ludzi o światopoglądzie lewicowo-liberalnym sprawia, że jest to możliwość w dużym stopniu teoretyczna.
Ta pełzająca ideologizacja zaczęła się niewinnie na fali przemian po 1989 r., kiedy po okresie komunistycznego zniewolenia uwaga Polaków skoncentrowała się na celu, jakim była integracja ze strukturami zachodnimi – NATO, co miało zapewnić nam bezpieczeństwo i Europejską Wspólnotą Gospodarczą (od 1992 r. Unia Europejska), co miało zagwarantować nam upragniony dobrobyt. Narzędziem utrwalania kierunku przemian stały się nie tylko media, ale także szkoły na wszystkich szczeblach edukacji.
Już wtedy zaczęła się swoista pełzająca ideologizacja edukacji polegająca na tym, że nowe struktury zaczęto przedstawiać w postaci mocno wyidealizowanej. Np. w odniesieniu do Unii Europejskiej mówiono prawie wyłącznie o korzyściach materialnych i swobodzie podróżowania, przemilczając jednocześnie potencjalne zagrożenia wynikające nie tylko ze sprzecznych interesów poszczególnych krajów, ale też zagrożenia natury duchowej. Równolegle rozpoczęła się w szkołach intensywna praca nad zmianą świadomości najmłodszych pokoleń Polaków, poprzez wprowadzanie nowych zbitek pojęciowych i zmianę sensu tradycyjnych pojęć.
Skutecznym orężem pełzającej ideologizacji stały się podręczniki szkolne i to niekoniecznie, jak mogłoby się wydawać, do takich przedmiotów jak historia czy wiedza o społeczeństwie, które są nośnikami wartości. Świetnym przykładem jest tutaj podręcznik do języka angielskiego Inspirations wydawnictwa MacMillan (nr dopuszczenia: MEN 126/06). W rozdziale poświęconym przynależności narodowej książka prezentuje poglądy młodych ludzi z różnych krajów na patriotyzm i to, kim sami się czują. Na osiem zamieszczonych wypowiedzi, poza jednym wyjątkiem żadna z prezentowanych osób nie czuje jakiejś szczególnej dumy z przynależności do własnego narodu. Za to wszystkie osoby, już bez żadnego wyjątku, wykazują silne inklinacje kosmopolityczne i totalne zachwianie tożsamości wyznaniowo-narodowościowej. Uderzająca, a jednocześnie wiele mówiąca jest „mnogość” zaprezentowanych tutaj poglądów w kwestii identyfikacji narodowościowej i wyznaniowej młodzieży – wszystkie te osoby tak naprawdę nie wiedzą, kim są.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.