Od kilku lat do Kamerunu przyjeżdżają dentyści. Już nie trzeba chodzić do szamana, by przypalił bolący ząb rozżarzonym węglem. Dzieciom tak spodobał się smak pasty do zębów, że zjadają ją ze smakiem.
Moją pierwszą pracą po studiach była stomatologiczna pomoc doraźna. Na każdym dyżurze widziałem, jakie cierpienie może być spowodowane bólem chorego zęba. Pracując tam, myślałem często o tym, że są miejsca na świecie, w których ludzie nie mogą tak po prostu wejść z ulicy do gabinetu i zapomnieć o bolącym zębie. W takim trudnym położeniu są Afrykańczycy, a ich cierpienie z powodu niewyleczonych zębów trwa często latami. Jedyną pomocą są wioskowi szamani, którzy przykładają do zęba rozżarzone węgle, powodując jeszcze większe szkody. Jak ktoś ma szczęście, trafia do przychodni prowadzonej przez misjonarzy. Tam może otrzymać leki przeciwbólowe i antybiotyki, które są tylko tymczasowym rozwiązaniem.
Z ratunkiem dla tych ludzi przyszła Fundacja Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”, która stworzyła projekt „Dentysta w Afryce”. Dwoje lekarzy dentystów, Konrad Rylski i Joanna Cudnoch, trzy lata temu wyruszyło do Kamerunu, by tam zorganizować profesjonalną pomoc dla wszystkich cierpiących. Ja sam zdecydowałem się na wyjazd rok później. Pierwsze dni były niesamowite. Wszystko było nowe i intensywnie atakowało moje zmysły. Przyjęty zostałem niczym bohater, ciągle ktoś mi dziękował za przyjazd i utwierdzał mnie w tym, że to, co robię, jest bardzo ważne i cenne. Dzięki misjonarzom szybko odnalazłem się w nowej rzeczywistości i poczułem się jak w domu.
Główny zabójca
Kameruńczycy okazali przyjaźni, gościnni i żywo zainteresowani moją obecnością. Ich życie z naszej perspektywy jest niewyobrażalnie trudne. Żyją biednie, posiadają tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ich utrapieniem są choroby: to, co w Europie nie jest niczym poważnym, tam codziennie zabija wielu ludzi. Głównym zabójcą jest AIDS. Nie ma rodziny, w której ktoś by nie chorował. Pomimo tych wielu trudności są niesamowicie szczęśliwi i promienieją optymizmem.
Nieużywany gabinet
Miejscem mojej pracy był Abong Mbang we wschodniej prowincji Kamerunu. W przychodni prowadzonej przez s. Nazariuszę Żuczek NDCP znajdował się gabinet dentystyczny. Istniał on tam od lat, lecz z powodu braku lekarza popadł w ruinę. Dopiero dzięki staraniom fundacji i polskich lekarzy dentystów został doprowadzony do użyteczności i doposażony w sprzęt oraz materiały. Wiadomo, że materiały takie jak środki znieczulające, rękawiczki, środki dezynfekcyjne, szybko się zużywają. Brak dentysty w tym regionie powoduje, że pracy dla przyjeżdżających lekarzy jest bardzo dużo. Tylko kilka osób, które w tym czasie zbadałem, miało kontakt z dentystą w przeszłości. A problemy ze zdrowiem jamy ustnej są podobne jak u Polaków.
Afrykański czas
Trudno było prowadzić gabinet w określonych godzinach. Pacjentów zatrzymywał w domach deszcz. Podczas tropikalnej ulewy drogi stawały się nieprzejezdne i trzeba było kilku godzin, aż słońce wysuszy gliniastą nawierzchnię. Umawianie się na konkretny dzień i godzinę też było trudne. Pacjenci przyjeżdżali wtedy, kiedy mogli. Podawałem więc im orientacyjny czas następnej wizyty. Gdy brakowało prądu, co też zdarzało się często, leczenie zębów było niemożliwe. Usuwałem wtedy te, których nie dałoby się leczyć zachowawczo. Mój podręczny zestaw składał się z latarki czołówki, wysterylizowanych kleszczy, pudełka z rękawiczkami i środków znieczulających. Tak zaopatrzony ruszałem do odległych wiosek w tropikalnym lesie, z których ludziom trudno było dotrzeć do gabinetu w Abong Mbang.
Zjadana pasta
Prowadziłem również akcje profilaktyki zdrowia jamy ustnej z s. Alicja Rymanowską, która prowadzi szkołę obok misji. Dzieci myją zęby już od kilku lat i u ani jednego nie stwierdziłem próchnicy. To sytuacja w Polsce niespotykana. Cały czas odwiedzaliśmy kolejne szkoły prowadzone przez misjonarzy. Mam dużą, pokazową szczotkę i dużą plastikową szczękę. Najpierw pokazuję, jak to robić, a potem dzieci powtarzają moje ruchy. Dla nich to wspaniała zabawa. Prawdziwa radość wybucha, gdy okazuje się, że dostaną własne szczoteczki i będą mogły szczotkować zęby naprawdę. Niektóre maluchy od razu zjadają pastę, bo dla nich to nowy, nieznany smak.
Wielka wdzięczność
Nieocenieni okazali się polscy misjonarze z Djouth, Atoku, Ayosu, Esseingbot i Bertoua, którzy na swój koszt i swoimi autami przywozili pacjentów do gabinetu w Abong Mbang. W gabinecie współpracowałem z Kameruńczykami, którzy pracowali w przychodni. Elian była odpowiedzialna za wydawanie leków i dostarczała mi karty pacjentów. Marie prowadziła wstępną konsultacje chorych i badała ogólny stan ich zdrowia. Laborant Leonard sterylizował narzędzia i sprzątał gabinet po całym dniu pracy. Wśród pacjentów i sąsiadów misji było bardzo dużo życzliwych osób, które zapraszały mnie do siebie i pokazywały okolicę. Każda osoba, której pomogłem, jest wielkim sukcesem tego projektu. Niejednokrotnie pacjenci wracali do gabinetu i dziękowali za leczenie. A dziękowali tym, co mieli, czyli bananami, maniokiem czy własnoręcznie wykonanymi figurkami z hebanu.
Pozbawieni opieki stomatologicznej Kameruńczycy mają własne sposoby na radzenie sobie z bólem zębów. Jeśli kogoś stać, korzysta z usług „wyrywacza zębów”, czyli miejscowego szamana, który usuwa zęby w niesterylnych warunkach. Kameruńczyk mieszkający w lesie przyzwyczaja się do bólu i gnijącej kości.
Afrykański dentysta
Dzięki akcji „Dentysta w Afryce” wielu osobom skończyły się długoletnie problemy z zębami. Mogli znów zacząć normalnie funkcjonować. Ludzie dowiedzieli się, jakie są możliwości współczesnej stomatologii. Dla wielu było zaskoczeniem, że bolące i zniszczone przez próchnicę zęby można leczyć i odbudowywać. Niewątpliwie całość moich działań podniosła wiedzę miejscowych na temat własnego zdrowia. Zostawiając moich afrykańskich pacjentów i zaprzyjaźnionych misjonarzy obiecałem im, że wrócę. Dotrzymam słowa już w tym roku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.