Powiedzieli Bogu „tak” i pozwolili Mu poprowadzić się drogami, które mogą wydawać się szalone. Żyjąc wśród ubogich i pogubionych, odkrywają wraz z nimi czym jest Boże miłosierdzie.
Tuż przed narodzinami swojego czwartego syna małżeństwo misjonarzy, Rena i Romain de Chateauvieux, podróżowało po pustyni w Chile. Podążali z radością do kolejnego miejsca swojej posługi, ale jednocześnie niepokoili się o to, gdzie przyjdzie im urodzić dziecko. Kiedy tylko dotarli do celu, do autobusu, którym się przemieszczali, wszedł tamtejszy biskup i błogosławiąc im z uśmiechem, dotknął brzucha Reny, czyniąc na nim znak krzyża. Zdumieni spytali, skąd z jego strony takie zainteresowanie. Odpowiedział, że zanim został kapłanem, był ginekologiem. Zaraz też skierował ich do lekarza, swojego przyjaciela, a ten zadbał o szczęśliwe narodziny 3-letniego obecnie Estebana. Rena i Romain po raz kolejny doświadczyli wówczas, jak Bóg ich prowadzi i w zaskakujący sposób troszczy się o nich.
Zostałem Jezusem!
Fawele leżącego na wschodzie Brazylii miasta Salvador da Bahia, to jedno z najuboższych miejsc tego kraju. To tam przyszła na świat Rena, jako drugie z pięciorga dzieci. Ojciec był alkoholikiem i kiedy miała 5 lat, rodzice się rozeszli. Dla mamy, z którą zostały dzieci, wyzwaniem było nie tylko posyłanie ich wszystkich do szkoły, ale także wykarmienie. – Moja dzielnica pełna była nie tylko biedy i przemocy, ale też narkomanii, prostytucji i gwałtów. Jako nastolatka zaczęłam sobie zadawać pytanie, jak będzie wyglądało moje życie, jaki ma ono sens. W moim sercu było dużo smutku i cierpienia. Nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Nic też wówczas nie wiedziałam o Jezusie, bo nasz dom był zupełnie niewierzący – wspomina Rena. Pewnego dnia jednak znalazła w sypialni mamy Biblię. − Miałam wtedy 16 lat i zaczęłam pomału ją czytać. Znalazłam fragment, który opisywał mękę Chrystusa. To była bardzo ważna chwila w moim życiu. Uświadomiłam sobie wówczas, że istnieje Bóg i że oddał za mnie życie na krzyżu. Zaczęłam płakać. Zapragnęłam ofiarować Bogu swoją miłość, całe moje życie – wyznaje. Rena zaczęła chodzić do najbliższego kościoła, przyjęła sakramenty i włączyła się w grupę modlitewną. Czuła jednak, że musi zrobić coś więcej. Odkryła, że w parafii jest wspólnota misjonarzy, którzy służą ubogim. Zamieszkała z nimi, mając 17 lat i przez sześć lat ewangelizowała swoją dzielnicę.
Romain pochodzi z Marsylii. Razem z czterema braci wychowywał się w katolickiej rodzinie, choć jak przyznaje, wówczas był katolikiem w głowie, a nie w sercu. Jako młody człowiek nie stronił od imprezowego życia. Skończył architekturę, a na trzecim roku studiów kształcił się w Ameryce Południowej. Zaprzyjaźniony z jego rodziną ksiądz przebywał wtedy na misjach w Brazylii, w Salvador da Bahia. Zaprosił go do siebie, a Romain postanowił wybrać się tam pod koniec Wielkiego Postu. Kiedy dotarł do faweli, ludzie podchodzili do „białego” i pytali, czy potrzebuje broni, narkotyków czy kobiety. „Nie, nie, ja szukam księdza” − odpowiadał. Zaprowadzili go więc do wspólnoty, w której mieszkała Rena. W Wielki Czwartek osoba organizująca w parafii inscenizację Męki Pańskiej uświadomiła sobie, że ciągle nie ma kandydata do roli Jezusa. Poprosiła więc o jej odegranie Romaina, który miał wówczas długie włosy i brodę. − To był rodzaj nawrócenia, zostałem Jezusem! – przyznaje.
Siedem dni w Brazylii
Na końcu Drogi Krzyżowej posługujące w Salvador siostry misjonarki miłości poprosiły Romaina o zaniesienie lekarstw pewnemu starszemu mężczyźnie. − Dotarłem do jego malutkiego domku, a on zaproponował, żebym usiadł koło niego na łóżku, w którym leżał. Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiadając mi o swoim życiu i swoich cierpieniach zaczął płakać jak dziecko. Kiedy ocierałem mu łzy, wydarzyło się coś wyjątkowego. Jego twarz odmieniła się tak, że zobaczyłem w niej twarz Jezusa w koronie cierniowej i z kroplami krwi. W Jego oczach widziałem wielką, głęboką miłość do mnie. Nigdy dotąd nie czułem się tak kochany! Usłyszałem wtedy w sercu głos: „Romain, szczęście, którego szukasz, odkryjesz w służbie ubogim” − wspomina. Początkowo myślał, że to oznacza, iż ma zostać księdzem. Tyle tylko, że zakochał się w poznanej właśnie Renie. Nie odważył się jej jednak tego powiedzieć, bo wydawało mu się, że myśli ona o byciu zakonnicą. Z kolei Rena, której w tym samym czasie przystojny Francuz „skradł serce”, sądziła, że on wybierze drogę powołania kapłańskiego. Nie wiedząc o swoich uczuciach, rozstali się i Romain wrócił do Francji na studia. − Kiedy je skończyłem, mój przewodnik duchowy poradził mi, że powinienem wrócić do Brazylii i sprawdzić, co się dzieje z Reną. Wykupiłem bilet, zakładając, że spędzę tam tydzień. Pomyślałem, że jeśli Bóg stworzył świat w siedem dni, to mi też da odpowiedź w takim czasie – mówi z uśmiechem. Zaczęli rozmawiać ze sobą dopiero czwartego dnia po jego przybyciu do wspólnoty, ale szybko odkryli, że ich powołaniem jest małżeństwo i służba biednym. Romain od razu poprosił Renę o rękę. Kiedy 10 lat temu brali ślub, prosili Boga o trzy dary: wspólnej modlitwy, ubóstwa i bycia misjonarzami do końca swoich dni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.