O świętowaniu po wyjściu z konfesjonału i znaczeniu spowiedzi ojca dla całej rodziny opowiada Andrzej Sobczyk, szef największej internetowej księgarni religijnej Gloria24.pl oraz producent i dystrybutor filmów religijnych.
Jakim wydarzeniem w Twoim życiu jest sakrament pokuty i pojednania?
Spowiedź jest dla mnie ważnym wydarzeniem. Zaraz po przebudzeniu wiem, że w tym dniu będę się spowiadał i żyję tym przez resztę dnia. Po wyjściu z konfesjonału kupuję ciastka lub coś słodkiego, żeby zaznaczyć klimat święta. Żona nie zawsze wie z czego to wynika. Chodzi po prostu o to, żeby cały dzień – od przebudzenia aż do zaśnięcia – żyć radością z tego sakramentu.
Mówisz, że celebrujesz dzień spowiedzi już od rana, masz to zaplanowane. A czy nie zdarza się tak, że przechodząc obok kościoła wpada Ci myśl, że właśnie mógłbyś skorzystać z sakramentu?
Od jakiegoś czasu nie, ponieważ korzystam ze stałego spowiednika – umawiam się z nim odpowiednio wcześnie, więc od rana wiem, że będzie to np. dziś o godz. 18. Wcześniej też raczej nie wykorzystywałem 15 wolnych minut na spowiedź, bo właśnie przygotowanie do tego sakramentu jest bardzo ważne. W czasie tych kilku chwil w konfesjonale działa wprawdzie Boża łaska, ale naszym działaniem w tym sakramencie jest to, co zrobimy przed wejściem do konfesjonału. Mam takie przekonanie, że najczęściej zła spowiedź to efekt złego przygotowania do niej.
Skąd pomysł na stałego spowiednika?
Już wcześniej miałem stałego spowiednika, ale on gdzieś wyjechał i nasze drogi się musiały rozejść. Później przez kilka lat szukałem kolejnego, bo wiedziałem, że tak trzeba. Prosiłem Pana Boga, żeby pomógł mi go znaleźć. Trzeba trafić na człowieka, którego w jakiś sposób się czuje. Spotkałem takiego kapłana w sanktuarium w krakowskich Łagiewnikach. Kiedy się u niego spowiadałem, to po prostu czułem, co on mówi. Wiedziałem, że chcę tego gościa więcej posłuchać. Tak poczułem w sercu. Jestem przekonany, że Pan Bóg nas prowadzi i to On daje nam sygnały, dzięki którym rozpoznajemy, że to ten człowiek, a nie inny. Zapytałem czy mógłbym przychodzić do niego częściej. Okazało się, że to zakonnik. Dał mi swoją wizytówkę. Od tamtego czasu umawiam się z nim w jego domu zakonnym. Mają specjalny pokój, w którym ludzie się spowiadają.
Jakie znaczenie dla rozwoju duchowego ma stały spowiednik?
Dobrym przykładem jest lekcja historii. Jak uczysz się historii chronologicznie, lekcja po lekcji, to wyciągasz wnioski. Uczysz się, kiedy wzrastasz z tą historią, którą poznajesz. Gdybyś zaczął naukę od chrztu Polski, przeszedł do historii XX wieku, za chwilę do średniowiecza a potem do starożytności, to będziesz miał jeden wielki miszmasz i nie poczujesz tego do końca. Jestem przekonany, że podobnie jest ze spowiedzią. Idziesz jedną drogą, prowadzi cię jeden człowiek, który z każdą spowiedzią zna cię lepiej. Spowiadając się za każdym razem u przypadkowego księdza trafiasz raz na lepszego, raz na mniej; od każdego wprawdzie dostajesz po trochu, ale suma tego „po trochu” jest niewielka. A gdy jest to ten sam człowiek, to już za trzecim razem powie mi: „Andrzej, popracuj nad tym, a na to nie zwracaj uwagi”. To jest autentyczne prowadzenie.
Stałe spowiednictwo jest mocno związane z kierownictwem duchowym. Taka spowiedź lubi się rozwinąć w rozmowie na jakiś konkretny temat. Gdy mój spowiednik, już w czasie pierwszych naszych spotkać uderzał w te struny, które były dla mnie istotne, to było bardzo budujące. Wiem, że on mnie w jakiś sposób prowadzi. Po rozmowie na jakiś temat podsyła mi jeszcze artykuły, żebym coś doczytał. Idziemy konkretną drogą rozwoju – on ma dla mnie dobre słowo, artykuł, i ma dla mnie spowiedź – dar Pana Boga, który dostaję przez jego ręce.
Jak przygotowujesz się do spowiedzi?
Z reguły poświęcam na to ok. dwie godziny – bezpośrednio przed spowiedzią, albo dzień wcześniej. Pierwszym etapem tego przygotowania jest zwolnienie tempa – odłączam się od tego, co mnie otacza, żeby móc skupić się tylko na Panu Bogu, sobie i tym, co mam w sercu. Ponieważ sumienie „wyrzuca” nie tylko to, co złe, to mój rachunek sumienia jest także dziękczynieniem za to, co piękne, za wszystkie duchowe i fizyczne łaski. W takim klimacie wdzięczności Panu Bogu zaglądam dopiero wewnątrz siebie i szukam tego, co w moim życiu było nie tak, czyli konkretnych grzechów.
Zwróciłeś uwagę na rolę dziękczynienia, którą podkreślał m.in. św. Ignacy z Loyoli. A wg jakiego klucza przypominasz sobie swoje grzechy?
W pierwszej kolejności mój rachunek sumienia oparty jest na Dekalogu. Następnie szukam tego, co zrobiłem złego względem konkretnych osób. Patrząc tylko na przykazania zdarza mi się coś ominąć, ale gdy przypomnę sobie konkretną sytuację z danym człowiekiem, to łatwiej uświadamiam sobie grzech. Trzecim kluczem rachunku sumienia jest czas. Człowiek nie pamięta dokładnie co robił przedwczoraj, ale grzech związany jest najczęściej z jakimiś trudnymi sytuacjami, dlatego wracam do tych momentów, kiedy to się działo i analizuję.
À propos czasu – jak często się spowiadasz?
Tak często, jak trzeba. Nie zakładam, że musi to być raz na dwa tygodnie, raz w miesiącu czy raz na kwartał. Miałem w życiu takie momenty, że musiałem spowiadać się co tydzień, ale też takie, że po trzech miesiącach tłumaczyłem się spowiednikowi, że nie miałem z czym do niego przyjść i mówiłem to szczerze.
W rachunku sumienia zwracasz uwagę na zło, które wydarzyło się w relacjach z konkretnymi ludźmi. Kogo masz na myśli?
Im więcej czasu spędzam z daną osobą, tym więcej muszę poświęcić tej relacji w rachunku sumienia. Ile kontaktu, tyle szans na miłość ale też tyle pułapek grzechu. Oczywiste jest, że żona jest tu na pierwszym miejscu a gdzieś w tyle będą współpracownicy, z którymi rzadko mam okazję się spotykać.
Jak zmieniała się Twoja spowiedź, gdy zostawałeś mężem a potem ojcem?
Jako mąż przejmuję jakąś odpowiedzialność za żonę, ale ona jest dorosłą osobą, która też chce się rozwijać, wzrastać. Dlatego małżeństwo tak bardzo nie wpłynęło na moje podejście do sakramentu pokuty. Ale gdy na świat przyszła nasza córeczka, to spowiedź jest dla nas gigantycznym prezentem. Spowiedź to coś naprawdę wielkiego, co chcę robić nie tylko dla siebie i żony, ale przede wszystkim dla córki.
Ludzie, którzy znają się na walce duchowej mówią, że każdy grzech otwiera bramę Złemu. Mały – małą furtkę, większy – wielkie wrota. Zły zamiata ogonem wokół nas, dlatego te drzwi trzeba mieć szczelnie zamknięte. O ile ja i żona dostrzegamy, że coś w naszym życiu jest nie tak i wtedy idziemy do spowiedzi, gdzie Pan Bóg nas oczyszcza, o tyle małe dziecko nie może jeszcze tego zrobić. Ono jest chronione łaską Pana Boga, ale Zły może mieć dostęp do niego w imię naszych grzechów. Ale także, w imię naszej miłości, dziecko może otrzymywać błogosławieństwa. Jak patrzę na takie maleństwo w łóżeczku, to nie mógłbym sobie spojrzeć w oczy, gdybym żyjąc w grzechu ciężkim pozwalał temu łachmanowi z ogonem przyjść do mojego maleństwa. Dlatego spowiedź jest tak ważnym wydarzeniem nie tylko dla mnie, ale także dla mojego małego dziecka, które po ludzku jest bezbronne, także duchowo. Możemy dać jej błogosławieństwo, albo dać pole do popisu Złemu. Wybieram to pierwsze!
Mówiłeś, że żona nie zawsze wie, że jakieś słodkości w domu to efekt Twojego świętowania po spowiedzi. Sakrament to rzecz bardzo indywidualna, ale czy np. nie rozmawiasz na ten temat z żoną przygotowując się do spowiedzi?
Do tej pory tego nie robiłem, choć tego nie wykluczam. Gdybym zobaczył, że żona powinna iść do spowiedzi, to bym jej to powiedział. Mało tego, gdyby ona zwróciła mi na to uwagę, to uznałbym to za znak mądrości. Ale nie było takiej sytuacji, żebyśmy musieli tak nawzajem interweniować. Oczywiście rozmawiamy o różnych trudnych sprawach, ale raczej nie w kontekście sakramentu pokuty. Ale jeśli pytasz o to świętowanie, to jej niewiedza nie bierze się stąd, że ja to chcę ukryć, mieć tylko dla siebie. Chcę, żeby to było bardzo naturalne. Gdyby zapytała, to bym powiedział. Poza tym jest mądra i wyczuwa pewne rzeczy.
Masz jakieś marzenie dotyczące tego sakramentu?
Na początku zaznaczę, że każdy w tej sferze może być na innym etapie. Ja mam wrażenie, że jeśli chodzi o spowiedź, to ciągle jestem przed czymś wielkim, ale jeszcze w to nie wszedłem. Mam przekonanie, że spowiedź może być czymś o wiele głębszym niż to, co przeżywam aktualnie. Wydaje mi się, że przez lata zatrzymałem się na pewnym poziomie. M.in. po to szukałem stałego spowiednika, żeby to przeskoczyć. Mam nadzieję, że on mi w tym pomoże. Czy będzie dobrym spowiednikiem na trzy kolejne miesiące czy następnych pięć lat? – nie wiem.
Spowiedź wymusza poznanie siebie. Mało siebie znam, to nie widzę grzechu – nie widzę grzechów, to nie idę do spowiedzi. Im lepiej znam siebie, tym więcej drzazg jestem w stanie dojrzeć i tym bardziej potrzebna jest mi spowiedź. Muszę poznawać siebie, żeby spowiedź była głębsza. Ale jeszcze nie wiem, co to znaczy „głębsza”. Wiem, że stoję przed gigantycznym oceanem, ale wszedłem do niego tylko po kostki.
---
Andrzej Sobczyk (ur. 1985) jest założycielem i właścicielem największej internetowej księgarni religijnej i wydawnictwa Gloria24.pl. Od 2010 roku organizuje rekolekcje internetowe, których wysłuchało już ponad milion osób. Od 2013 roku zajmuje się produkcją i dystrybucją filmów (np. „Karolina” o bł. Karolinie Kózkównie czy „Uwolnić Asię Bibi” o skazanej na karę śmierci pakistańskiej chrześcijance). Prowadzi szkolenia i konferencje z zakresu promocji i marketingu. Zajmuje się doradztwem i networkingiem a także fundraisingiem i crowdfundingiem. Regularnie organizuje i wspiera akcje zbiórek pieniędzy na szczytne cele (na budowanie szkół, pomoc zakonom i wsparcie fundacji uzbierał już około 2,5 mln zł). Jest jednym z fundatorów w fundacji „Jeden z Nas” oraz wice-prezesem w stowarzyszeniach „PRO-aktywni” i „Rafael”. Prywatnie jest mężem Sabiny i tatą półrocznej Anieli. Chciałby, żeby wszystko, co robi, można było podpisać słowami: „Niech dzieją się dobre rzeczy!”.
Artykuł pochodzi z eSPe 1/2015. Całe czasopismo można za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.