Ruch Byłych Wychowanków Salezjańskich (BWS) sięga roku 1870. Ks. Jan Bosko nazywał ich światłem, które rozbłyśnie wśród świata. To światło pulsuje także na Podhalu.
Każdego roku do salezjańskiej parafii w Witowie zjeżdżają się byli uczniowie salezjańskiej szkoły w Oświęcimiu. Spotykają się ze swoimi kolegami z ławek i rozmawiają o minionych czasach.
Od dekady w podhalańskim Witowie koło Zakopanego działa Koło Byłych Wychowanków Salezjańskich „Tatry”. Jego członkowie spotykają się na tradycyjnym opłatku na plebanii księży Jana Bosko. - Pierwsze coroczne zjazdy byłych wychowanków wprowadził proboszcz Jan Kucharczyk pod koniec lat dziewięćdziesiątych – mówi Stanisław, prezes Koła „Tatry”. – Jednak pomysł na zorganizowanie specjalnego koła absolwentów zawodowej szkoły salezjańskiej w Oświęcimiu padł z ust księdza Pilarza. W 2005 roku zawiązaliśmy Koło „Tatry” i od tego czasu co roku spotykamy się w naszym gronie.
Salezjanie na Podhalu
Powodem, dla którego dużo dzieci z Podhala uczęszczało do szkoły w Oświęcimiu, była obecność salezjanów w powiecie tatrzańskim od 1953 roku. Wtedy to następcy księdza Bosko przejęli prowadzenie parafii w Witowie. Wśród wiernych najmocniej odcisnęła się jednak osoba księdza Leona Musielaka, który w swoich kazaniach nie bał się krytykować ówczesnej władzy oraz zachęcał wszystkich rodziców do posyłania swoich dzieci do szkoły salezjańskiej. Dzięki jego zasłudze wielu chłopców z Witowa uzyskało zawód w Oświęcimiu. Szkoła salezjańska była wówczas jedyną legalnie działającą placówką oświatową prowadzoną przez księży katolickich.
– Pewnego dnia mój tata powiedział mi, że pójdę do szkoły oświęcimskiej na stolarza – mówi Tadeusz Orszulak, były wychowanek salezjański z Koła „Tatry”. - Przede mną trafił tam także mój brat Janusz. Był dwie klasy wyżej. Początkowo odradzał mi tę szkołę ze względu na dużą dyscyplinę – uśmiecha się Tadeusz. – Cieszę się jednak, że tata posłał nas do szkoły, a nie zostawił na gospodarstwie.
Porządek i dyscyplina
Porządek dnia w szkole oświęcimskiej praktycznie nie zmieniał się przez dziesięciolecia. Cały czas bazowano na wypracowanych schematach systemu prewencyjnego księdza Bosko. Każdy dzień rozpoczynał się poranną mszą świętą. Następnie uczniowie szli na lekcje. Po zajęciach od godziny 15 aż do kolacji trwało tzw. studium ścisłe. Był to wydzielony czas na odrabianie zadań oraz naukę. Dopiero wieczorami można było swobodnie rozmawiać i odpoczywać.
– Wszyscy mieszkaliśmy wówczas w internacie szkolnym – mówi Tadeusz. – Sypialnie były zbiorowe, na około 30 osób. W ciągu dnia i w nocy był przy nas jeden z księży salezjanów, tak zwany asystent. Razem z nim uczyliśmy się i spędzaliśmy czas wolny.
Uczniowie przebywali na terenie szkoły i internatu przez większą część tygodnia. W środy, soboty i niedziele organizowane były wyjścia na miasto. Na weekendy wychowankowie mogli wyjeżdżać do domów, lecz warunkiem było zebranie trzech podpisów od personelu szkoły. – Nie było to łatwe i czasami nawet przez cały miesiąc nie widziało się domu rodzinnego – wspomina Tadeusz. - Nie zawsze było lekko, ale mimo wszystko nikt nie chciał zawieść rodziców. Wszyscy wiedzieliśmy, że to dzięki ich staraniom możemy się uczyć w tej szkole, a koszty nie były małe.
Coś pozostaje
Tadeusz Orszulak mile wspomina pobyt w szkole salezjańskiej. – Do tej pory spotykam się z kolegami, których tam poznałem. Dzięki pobytowi w tej szkole przekonałem się, że ksiądz to taki sam człowiek, jak każdy inny. Co prawda w Oświęcimiu była duża dyscyplina, ale przydała mi się ona później w życiu. Po szkole powołano mnie na służbę do marynarki. Dzięki temu, że już wcześniej doświadczyłem dyscypliny, nie było mi tak trudno wytrzymać w wojsku, jak innym – wspomina.
Tadeusz Orszulak wciąż pracuje w wyuczonym w Oświęcimiu zawodzie. – Szkole salezjańskiej zawdzięczam obowiązkowość i sumienność, która jest ważna nie tylko w pracy, ale i w życiu rodzinnym – przyznaje Tadeusz Orszulak. – W naszym domu wszyscy mamy pewne role i zadania. Cieszę się, że dzieci są uczynne i pomagają w prostych czynnościach – dodaje.
Zrzeszajmy się
Członkowie Koła „Tatry” nie ograniczają swojej działalności jedynie do Witowa i oprócz regularnych zjazdów w swoim gronie spotykają się także z innymi byłymi wychowankami salezjańskimi. – Co roku w czerwcu jeździmy na spotkania absolwentów do Oświęcimia. Spotykamy się też z wychowankami z koła ze Skawy – mówi prezes Stanisław. - Niestety, do naszych organizacji rzadko dołączają młodzi absolwenci szkół salezjańskich. Być może wydaje się im, że trzeba coś wnieść do koła, lecz tak naprawdę najważniejsze jest to, by zrzeszać się – stwierdza. - Wystarczą zaangażowanie i pamięć.
BWS –
Byli wychowankowie należą do Rodziny Salezjańskiej z tytułu otrzymanego wychowania. Ich przynależność staje się bardziej ścisła, gdy zobowiążą się do uczestnictwa w posłannictwie salezjańskim w świecie.
Można uznać, że ruch Byłych Wychowanków Salezjańskich (BWS) sięga roku 1870, kiedy to kilkunastu rzemieślników i robotników turyńskich postanowiło uczestniczyć w obchodach imienin ks. Bosko na Valdocco, co stało się 24 czerwca. Do tych tradycyjnych dołączyły potem odrębne spotkania. Na uwagę zasługuje to, które odbyło się 13 lipca 1884 r., kiedy to ks. Bosko wypowiedział słowa bardzo znaczące dla tego ruchu: Byliście małą trzódką. Powiększyła się, bardzo się powiększyła, ale pomnoży się jeszcze bardziej. Staniecie się światłem, które rozbłyśnie wśród świata.
I tak faktycznie się stało. Najpierw była pierwsza lokalna Unia Byłych Wychowanków (1894), potem powstała myśl o stworzeniu międzynarodowej Federacji Byłych Wychowanków, która się w końcu urzeczywistniła. W 1908 roku zrodziło się Stowarzyszenie Byłych Wychowanek. W 1911 i 1920 odbyły się pierwsze kongresy międzynarodowe BWS. Lata 1953-1956 to czas przekształcania federacji międzynarodowej w konfederację światową, zrzeszającą wszystkie federacje krajowe.
W Polsce początki stowarzyszenia Byłych Wychowanków Salezjańskich ściśle łączą się z pierwszym dziełem salezjańskim w Oświęcimiu. Ci, poprzez swoje świadectwo „dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli”, starają się szerzyć ideał wychowania otrzymany w domach salezjańskich, czyniąc to w różnych formach. Jedną z nich jest ta, jaką przybliżamy poniżej naszym Czytelnikom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.