Proszę księdza, wypraszam sobie…

Życie duchowe Lato/2015 Życie duchowe Lato/2015

Z Wawrzyńcem Grotkiem SJ, kapelanem w Areszcie Śledczym Warszawa-Mokotów, rozmawia Jacek Siepsiak SJ

 

Mówił Ojciec, że zachęca więźniów, by potraktowali wyrok jako okazję do przemyśleń i zmiany życia. Czy w więzieniu można zmienić się na lepsze?

To temat bardzo delikatny. Trzeba być ostrożnym w ocenie tego, ponieważ nieraz w zachowaniu więźnia wiele jest teatralności. Ktoś może mówić, że jest nowym człowiekiem, że odnalazł Pana Boga i sens wiary, ale co naprawdę ma w swoim sercu… Zawsze w takich momentach powtarzam, że się cieszę, ale dopiero życie zweryfikuje, czy zmiana jest faktyczna, czy pozorna.

Wielu osadzonych tuż po rozpoczęciu wyroku prosi o spowiedź. Chcą się od razu nawracać, ale nieraz są w tym tylko emocje. Zachęcam wówczas, by odczekali tydzień, okrzepli w nowej sytuacji, zrobili gruntowny rachunek sumienia. Dobrze, że coś ich dotknęło, by jednak nie zatrzymać się tylko na emocjach, trzeba czasu. Oczywiście nie ma reguły, ale najczęściej takie spowiedzi „na gorąco” nie wychodzą. Człowiek zatrzymuje się wówczas na popełnionych przez siebie przestępstwach i zaburzonych relacjach społecznych, nie wspomina natomiast w ogóle o swoich zaniedbaniach w relacjach z Bogiem i życiu modlitewnym, jakby nie istniały trzy pierwsze przykazania. Mówię wtedy: „Bracie, przygotuj się i wrócimy do spowiedzi za kilka dni”.

Czy więźniowie, którzy podejmują refleksję nad swoim życiem i zastanawiają się nad powodami, dla których potoczyło się ono tak a nie inaczej, widzą w tym także jakąś rolę zaniedbań ze strony rodziny i najbliższego środowiska?

Rzeczywiście ten wątek często się pojawia, ale dla pewnej grupy więźniów, zwłaszcza dla tych, którzy nie chcą podejmować wysiłku pracy nad sobą, to „łatwe” usprawiedliwienie: „Pochodzę z takiego domu, nic dobrego ze mnie nie mogło wyrosnąć, więc po co się wysilać…”. I to jest nieraz nadużywane. Zachęcam wtedy do modlitwy za rodziców, za ojca, którego więzień nie widział nigdy trzeźwego, w intencji przebaczenia krzywd. Powtarzam, że trudne doświadczenie rodziców i niełatwa osobista historia mogą być punktem wyjścia dla zmiany, której sprzyja otwarcie na wartości duchowe.

I rzeczywiście takie przemiany się zdarzają. Jeden z osadzonych za dobre sprawowanie dostał przepustkę i poszedł ze mną na pielgrzymkę. To było dla niego ważne przeżycie, które stało się impulsem do otwarcia na sprawy duchowe i nawrócenie. Zdawał sobie jednak sprawę, że jeśli po wyroku wróci do dawnego środowiska, może go ono ponownie sprowadzić na złą drogę. Widział zagrożenie i postanowił, że nie wróci do siebie, ale zamieszka w innym mieście. Podjął wyzwanie, które wymagało wysiłku i duchowego, i nazwijmy to logistycznego – zmiany miejsca zamieszkania i znalezienia uczciwej pracy w obcym dla siebie miejscu.

Są jednak w więzieniu osoby, które wyrok wykorzystują na planowanie kolejnych „skoków”. Kiedyś jeden z więźniów skarżył się, że w jego celi osadzeni nic nie robią, tylko planują, co zrobią po wyjściu na wolność. I oczywiście nie chodziło o rzeczy zgodne z prawem.

Czy więźniowie szukają jakichś pozytywnych wzorów i autorytetów? Kogoś, kto pokazałby im nową drogę i stał się dla nich przewodnikiem.

Niestety wzorcami, szczególnie dla młodszych osadzonych, są często przywódcy grup przestępczych. Choć i tu nie ma reguły, bo wielu z tych przywódców, o których pisano na pierwszych stronach gazet, przychodzi na liturgie i pomaga w utrzymaniu dyscypliny w czasie Mszy świętej. Ich wpływ może być także pozytywny.

Więźniowie lubią opowieści o heroicznym życiu świętych, na przykład św. Maksymiliana Marii Kolbego, który był w obozie, a mimo to zachował swoją wiarę. Nie zdarzyło mi się natomiast, by ktoś przyszedł i powiedział, że jakiś święty czy błogosławiony jest dla niego wzorem. Przyszedł natomiast kiedyś więzień i powiedział, że pochodzi z Wadowic, jest spokrewniony z rodziną Wojtyłów i chciałby, żebyśmy się w czasie Mszy pomodlili za zmarłych z jego rodziny. Poprosiłem więc, by wypisał na kartce imiona tych zmarłych. O dziwo, zrobił to. Po tygodniu ten sam więzień przyszedł do mnie i mówi: „Proszę księdza, pamięta ksiądz, tydzień temu modliliśmy się za zmarłych z rodziny Wojtyłów”. Ja mówię: „Chyba tak”. A on na to: „Ja mam dzisiaj prośbę, nich mi ksiądz wyśle ten list, bo przecież ja jestem z rodziny Wojtyłów”. Powiedziałem mu: „Bracie, nie da rady…”.

Czy zawsze zwraca się Ojciec do więźniów per „bracie”?

Zawsze: i w luźnych rozmowach, i w czasie spowiedzi. Robię to z pełną świadomością i odpowiedzialnością. To moi bracia. Czymże różnimy się przed Bogiem? Myślę też, że poprzez taki zwrot inaczej postrzegają swoje relacje z Bogiem. Nie akcentuję w ten sposób, że Bóg to sędzia sprawiedliwy, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Sędziów i prokuratorów więźniowie mają na co dzień. Zależy mi, by rozmowę ze mną traktowali nie jako spotkanie z kimś, kto ich osądza, ale z bratem, z przyjacielem, z kimś, komu na nich zależy…

 

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...