O pokonaniu niepewności i wielkiej, muzycznej przygodzie z Urszulą Bednarczyk rozmawia Monika Maśnik.
Czy nazwa BeU pochodzi od Pani inicjałów?
– Nie tylko. Ktokolwiek próbował wymyślić nazwę dla zespołu, ten wie, że łatwiejsze bywa skomponowanie płyty. Są kapele, które kiedyś wymyśliły sobie nazwę dla żartu i do tej pory muszą jej używać z pewną dozą wstydu. Artyści się zmieniają, poczucie humoru też, a ona zostaje. Zależało mi na tym, aby nazwa mojego projektu była prosta, uniwersalna i w jakimś sensie wyrażała mnie. BeU to moje inicjały, ale niektórzy upierają się przy wymawianiu tej nazwy po angielsku, a wtedy oznacza „bądź sobą”. To przesłanie też jest mi bliskie, z tym, że zwykle kojarzy się z samorealizacją, indywidualizmem... Dla mnie dziś „być sobą” to odnajdywać swoje powołanie, Boży plan dla mnie – zupełnie unikalny, niepowtarzalny. I tym jest dla mnie właśnie BeU.
Jak zrodziła się Pani pasja do muzyki?
– Nie jestem profesjonalnym muzykiem. Mam za sobą wiele doświadczeń muzycznych, dość zróżnicowanych: od nauki śpiewu pod okiem pani Grażyny Grymuzy w Lubartowie, poprzez zespół wokalny muzyki dawnej Schola Cantorum Lubartoviensis, stuosobowy Wielki Chór Lubartowski, chór parafialny Bazyliki Św. Anny w Lubartowie, chór afrykański Łontanara, warsztaty gospel, po zespół rockowy, gdzie po raz pierwszy w życiu miałam okazję wymyślać melodie i pisać teksty piosenek. Ale prawdziwy przełom nastąpił, kiedy odważyłam się w dość zaawansowanym wieku na rozpoczęcie mojej drogi instrumentalnej z gitarą basową oraz homerecordingowej z własną „stacja roboczą”. Umiejętność nagrywania własnych utworów w domu pozwoliła mi na pełną niezależność w tworzeniu.
Kto Panią namówił do wyciągnięcia tekstów z szuflady?
– Nie wyciągam tekstów z szuflady, ponieważ... nie ma ich tam. Piszę je już pod linię melodyczną, która później też zostaje poddana modyfikacjom... Ale pewnie chodzi o spiritus movens przedsięwzięcia BeU. Po pierwsze: kilka piosenek powstało jako urodzinowe prezenty-przesłania dla przyjaciół i rodziny. Ter¬min nadchodzącego święta motywował mnie do zaprzestania poprawiania istniejącej piosenki i podarowania jej wreszcie takiej, jaka jest. Po drugie: nie bez znaczenia były tu też konferencje o. Adama Szustaka „Garnek Strachu”, dzięki którym postanowiłam przemóc moją niepewność, strach, krytycyzm i „iść z tym, co mam”. Po trzecie: sama nie dałabym rady, ale mój zaprzyjaźniony perkusista – Przemek Pawlas – namawiał mnie, abyśmy spróbowali stworzyć projekt, chociażby dwuosobowy. Uważał, że piosenki są świetne, bardzo odpowiadały mu stylistycznie i od początku wierzył, że warto je wydobyć na światło dzienne. Pierwsze koncerty zagraliśmy we dwoje, później dołączył do nas Zbyszek Chomicz i Jacek Suchodolski. W tym składzie wystąpiliśmy na kilku koncertach, m.in. na lubelskim festiwalu Cecylianka i nagraliśmy utwory na płytę z Good God. W październiku 2014 r. nasza piosenka „Droga” trafiła na radiową „Listę z mocą” i utrzymuje się tam do dziś, po drodze zajmując dziewięciokrotnie pierwsze miejsce i zdobywając rekordową liczbę głosów. Już po wskoczeniu od razu z „poczekalni” na pierwsze miejsce oszaleliśmy z radości!!! „Prowadzący „Listę z Mocą” ks. Jacek Miszczak zauważył naszą obecność i postanowił nominować nas na Koncert Debiuty im. Moniki Brzozy, organizowany przez chrzescijanskiegranie.pl.
Pełna wersja wywiadu z BeU na www.droga.com.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.