– Kierownictwo duchowe to uczenie sztuki myślenia o człowieku, o Bogu, o miłości, o więziach, o wartościach, o nawróceniu. To droga z jednej strony arystokratyczna, a z drugiej prorocka – mówi ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, rekolekcjonista i wieloletni krajowy duszpasterz powołań.
Samo poznanie prawdy nie wystarcza?
Ktoś może powiedzieć: przekonał mnie Ksiądz, że rzeczywiście nie jestem zwierzęciem. Uświadamiam sobie, że jakościowo różnię się od zwierząt, gdyż potrafię myśleć, kochać, decydować. Coraz bardziej dostrzegam to, że żyję na ziemi, ale nie jestem z tej ziemi. Rzeczywiście jestem podobny do Boga. Jednak to mi się nie podoba, gdyż łatwiej jest – podobnie jak ma to miejsce w przypadku zwierząt – kierować się ciałem, popędami, emocjami, spontanicznością.
Kierownictwo duchowe ma pomóc człowiekowi nie tylko w odkryciu prawdy o jego niezwykłości i wyjątkowości wśród wszystkich istot tej ziemi, ale też powinno pomagać człowiekowi w przyjmowaniu tej prawdy z wdzięcznością i radością. A jest to prawda, która stawia wymagania. Niełatwo jest przecież uszanować godność i wyjątkowość, jaką Bóg obdarzył człowieka. Wymaga to czujności, dyscypliny, prawego sumienia, codziennej pracy nad własnym charakterem.
Kierownictwo duchowe pomaga nam pogodzić się z naszym człowieczeństwem, zachwycić naszą naturą, odkryć możliwości rozwoju bez granic i podjąć trud dorastania do człowieczeństwa, które Bóg jako skarb zawierzył każdemu z nas. To nasze niezwykłe człowieczeństwo respektujemy wtedy, gdy postanawiamy stawać się człowiekiem w najpiękniejszej wersji, czyli człowiekiem świętym, każdego dnia bardziej podobnym do Boga. Kierownik duchowy pomaga nam zatem najpierw przyjąć nasze powołanie do bycia człowiekiem i realizować nasze człowieczeństwo w wersji świętej, gdyż świętość to jedyna normalność – normalność z najwyższym, Bożym znakiem jakości. To normalność zgodna z normami Ewangelii. Dopiero trzecim zadaniem kierownictwa duchowego jest pomaganie człowiekowi w realizowaniu świętości w którymś z powołań szczegółowych.
Niektórzy młodzi ludzie mówią mi, że mają ciemność przed sobą, gdy patrzą w przyszłość. Nie widzą bowiem siebie ani w małżeństwie i rodzinie, ani w kapłaństwie, ani w życiu konsekrowanym. „Może ja mam powołanie do bycia singlem, albo w ogóle nie mam żadnego powołania? Może moje życie ma być tylko chaosem i takim działaniem od poniedziałku do niedzieli oraz powtarzaniem tego samego przez dziesiątki lat?” – pytają. Wyjaśniam wtedy podstawową zasadę: jeżeli masz trudności z odkryciem powołania szczegółowego, to prawdopodobnie masz najpierw problem z odkryciem i realizacją dwóch wcześniejszych i bardziej fundamentalnych form powołania, czyli powołania do człowieczeństwa i do świętości. Jeżeli ktoś pozostaje na tyle niedojrzały duchowo, że jeszcze nie rozumie, kim jest człowiek, albo odrzuca swoje człowieczeństwo czy nie wzrasta w świętości, to nie jest w stanie odkryć powołania do małżeństwa, kapłaństwa czy życia konsekrowanego.
Jeżeli jakiś nastolatek popada w głęboki kryzys, jeśli staje się alkoholikiem, narkomanem, erotomanem, hazardzistą, egoistą, człowiekiem przewrotnym czy bezmyślnym, to w tej fazie życia nie jest w stanie ani trafnie odczytać, ani wiernie zrealizować swego powołania szczegółowego. Nie daj Boże, by w tym stanie zawarł związek małżeński czy wstąpił do seminarium duchownego, gdyż na razie nie dorasta do żadnego powołania. Najpierw trzeba stawać się człowiekiem i postępować w sposób godny otrzymanej od Boga godności, by dorastać do małżeństwa, kapłaństwa czy życia zakonnego.
Ksiądz naszkicował drogę duchowego rozwoju: człowieczeństwo, świętość, powołanie szczegółowe. Przebycie tej drogi wiąże się z niemałym wysiłkiem. Jakie trzeba ponieść trudy, jeśli zdecydujemy się na współpracę z kierownikiem duchowym?
Rzeczywiście rozwój duchowy stawia wysokie wymagania. To nie jest proces ani łatwy, ani spontaniczny. Jesteśmy przecież zranieni – także w sferze duchowej – skutkami grzechu pierworodnego, a także skutkami grzechów kolejnych pokoleń ludzi i naszymi własnymi grzechami. Mimo to Jezus mówi, że Jego jarzmo jest lekkie, a Jego brzemię jest słodkie. To jarzmo i brzemię kierowania się Dekalogiem i stawaniem się darem miłości dla Boga i bliźniego. Kierownik duchowy powinien mobilizować do podjęcia tego wysiłku z zapałem i zaufaniem, że Bóg pomoże. Powinien też pokazywać alternatywę. Kto nie podejmuje trudu duchowego rozwoju, temu grozi – na podobieństwo syna marnotrawnego – wylądowanie w chlewie życia, w głodzie, pustce egzystencjalnej i osamotnieniu. Dramatycznym ciężarem staje się postępowanie niegodne człowieka. Żyć się odechciewa tym, dla których bożkiem stał się ich własny brzuch, a także tym, którzy zabijają, cudzołożą, kradną, kłamią, pożądają. Gdy chcemy wypływać na duchową głębię miłości i świętości, gdy chcemy stawać się podobnymi do Boga, a dla bliskich być błogosławieństwem, to wchodzimy na drogę, która jest wymagająca, ale za to prowadzi do radości, jakiej ten świat nam ani dać, ani zabrać nie jest w stanie.
Jezus uczy nas realizmu i wyjaśnia: „jeśli ktoś chce być moim uczniem, jeśli ktoś chce się rozwijać – naprawdę i na stałe – niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje” (por. Łk 14, 27; Łk 16, 24). To są cztery istotne warunki rozwoju duchowego. Po pierwsze, trzeba chcieć być uczniem Jezusa, a nie uczniem tego świata. Początkiem rozwoju duchowego jest moja decyzja: tak, chcę iść za Jezusem! Ten świat proponuje mi niby łatwe drogi do szczęścia – łatwy seks, łatwe pieniądze, łatwe więzi („wolne związki”), łatwa kariera (przez korupcję czy kłamstwo), łatwa miłość, bo mylona z popędem, uczuciem, tolerancją czy akceptacją. Człowiek duchowy wie, że nie jest to droga do szczęścia. Ci, którzy nią idą, marnotrawią swoje człowieczeństwo. Historia syna marnotrawnego ciągle się powtarza. Jeśli chcesz iść za Jezusem, to musisz podjąć wysiłek. To musisz trwać przy Nim. Konieczna jest Eucharystia, codzienna modlitwa i medytacja, korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania, udział w rekolekcjach, włączenie się w katolickie grupy formacyjne, poszukanie stałego spowiednika i kierownika duchowego. Droga na szczyt – także ten duchowy – prowadzi pod górę, wymaga wysiłku i stanowczości.
Drugi krok w pójściu za Jezusem to „zaparcie się samego siebie”…
To krok konieczny. Nie chodzi tu o to, by samego siebie ignorować czy lekceważyć, lecz o to, by nie skupiać się przesadnie na sobie, a zwłaszcza na swoim ciele, na popędach, emocjach czy na subiektywnych przekonaniach. Kto skupia się na sobie, ten popada w egocentryzm i trwa w sobie, zamiast trwać w Chrystusie. Zaparcie się samego siebie nie polega na tym, by gardzić sobą czy by siebie poniżać. Chodzi tu o to, by nie być dla siebie pępkiem świata, by nie stawiać siebie w centrum uwagi. Wyjaśnia to św. Paweł, gdy mówi, że ma się umniejszać po to, by Chrystus w nim mógł wzrastać. Rozwój duchowy polega na uwalnianiu się od koncentracji na sobie po to, by koncentrować się na Bogu i na ludziach, których chcę kochać, rozumieć, wspierać. Im bardziej duchowy jest człowiek, tym bardziej jest wolny od egocentryzmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.