W trójkącie z Panem Bogiem

eSPe 117/4/2015 eSPe 117/4/2015

„Kiediowie to prawdziwa małżeńska wspólnota duchowo-cielesno-myślowo-majątkowo-artystyczno-twórcza” – napisał Zbigniew Nosowski we wstępie do książki Ewy Kiedio Osobliwe skutki małżeństwa. O wchodzeniu w rodzicielstwo oraz o tym, jak w małżonku dostrzegać Boga i o modlitwie w małżeństwie opowiadają Ewa i Marcin Kiediowie*.

 

Od siedmiu lat jesteście małżeństwem. Jak, jeszcze przed ślubem, poznawaliście piękno małżeństwa sakramentalnego? Co sprawiało, że tak chcieliście żyć?

Ewa: Pewnie lektury. Miesięcznik „List” często podejmował tematy małżeńskie.

Marcin: Nie przypominam sobie, żebym czerpał intuicje z zewnątrz. To było raczej moje marzenie.

Ewa: Byliśmy też we wspólnocie oazowej, w której pary narzeczonych mówiły np. dlaczego czekają z seksem do ślubu.

Marcin: Powiem ci, że ja tego zupełnie nie pamiętam. Być może zostało to we mnie zinterioryzowane. Przyznam, że w pewnych punktach wzorem dla mnie byli rodzice. A tam gdzie nie byli, to przez negację ich zachowań czy postaw wiedziałem czego sam chcę. Przypominam sobie też rodziców mojego znajomego, którzy wywarli na mnie duży wpływ. Widziałem, jak oni się kochają, jak są twórczy, jaką mają relację ze swoim synem.

Ewa: Ja zawsze kręciłam się blisko Kościoła. Byłam bielanką, później chodziłam na spotkania przyparafialnej grupy młodzieżowej, potem oazy. Treści dotyczące małżeństwa musiały się tam pojawiać. Najpierw były po prostu nakazem. Potem szukałam dla nich uzasadnienia.

Marcin: Lubiliśmy też patrzeć na takich małżonków „siedemdziesiąt plus”: jak pięknie wyglądają razem, jak zwracają się do siebie i pewnie projektowaliśmy swoją daleką przyszłość.

Ewa: Dużo czytałam, interesowałam się literaturą. Pamiętam, że w liceum irytował mnie okres romantyzmu – te wielkie uniesienia zmysłów. Miałam poczucie, że to za mało, że chodzi o coś znacznie większego.

Marcin: Zanim zacząłem być z Ewą, miałem dwa nieudane nastoletnie związki. Wiedziałem, że rozstania bolą i wchodzenie w związek bez dłuższej perspektywy nie ma sensu, bo to jest eksperymentowanie na uczuciach. Pomyślałem, że zanim będę miał następną dziewczynę, najpierw się z nią zaprzyjaźnię. Gdy gdzieś na horyzoncie pojawiła się Ewa, chciałem, żebyśmy byli razem dopiero, jak się poznamy i zaprzyjaźnimy. Oczywiście sprawy potoczyły się szybciej. Ale ta myśl, że to ma być przede wszystkim przyjaźń, kształtowała we mnie pragnienie, jak nasz związek ma wyglądać.

W małżeństwie docenialiście te ideały? Korzystaliście z tego, co proponuje Kościół?

Marcin: W obiegowej opinii nauczanie Kościoła na temat życia małżonków ogranicza się do zakazów w sferze seksualnej. Wydaje mi się, że czymś otwierającym oczy na małżeńskie życie i duchowość była książka Parami do nieba. Zbigniew Nosowski inspirował mnie do namysłu nad tym, w jaki sposób w relację małżeńską włączać Pana Boga.

Ewa: Myślę, że rzeczywiście w odbiorze powszechnym jest tak, jak mówi Marcin, że są jakieś zakazy i nakazy dla małżonków w życiu seksualnym. Dlatego trzeba wyraźnie tłumaczyć, skąd one się biorą, że to wszystko jest oparte na tym, że każde małżeństwo ma być obrazem miłości Trójcy. Także w wymiarze seksualnym małżonkowie mają być jednością, która jest obrazem jedności w samym Bogu.

Marcin: A w jaki sposób ta wiedza wpływa na nasze życie małżeńskie?

Ewa: Mamy tu pewien konflikt, bo ja to przeżywam mistycznie.

Marcin: Ja też to przeżywam mistycznie. Ale jak to się ma do codzienności? To, jak my rozumiemy, jak czujemy, jak się modlimy, to rzeczywiście są pola, na których ta prawda może działać, zmieniać nas, nastawiać inaczej do siebie, do naszych obowiązków. Ale w praktycznym wymiarze życia codziennego? Wydaje mi się, że porównania życia małżeńskiego do jedności w Trójcy używa się raczej w kontekście zbliżenia seksualnego.

Ewa: To jest porównanie istotne na różnych płaszczyznach. Seks nie jest jakąś wyizolowaną częścią życia, ale na pewno to jest wejście w wielkie doświadczenie, w którym Pan Bóg ma być obecny.

W książce piszesz nawet żartobliwie, że żyjecie w jedynym trójkącie, który dopuszcza Kościół.

Ewa: Mam głębokie poczucie, że Bóg jest cały czas przy mnie. Nie tylko w niedzielę na Mszy, ale zawsze, chociaż na różny sposób. W inny sposób, kiedy się modlimy, a w inny, kiedy po prostu zachwycam się sikorką, która przyleciała i obskubuje ziarenka na balkonie. To jest coś, co cały czas przeżywam z Bogiem. To naturalna część życia.

Marcin: Pan Bóg jest obecny wszędzie. Ta sikorka nie wzięła się znikąd – stworzył ją Pan Bóg.

Ewa: I cieszy się z tego, że jest z nami.

Marcin: I cieszy się z tego, że my się cieszymy.

Sikorka pół biedy, ale jak powiemy, że Pan Bóg jest z małżonkami w łóżku? Dla wielu może się to wydawać obrazoburcze.

Marcin: To sformułowanie rzeczywiście prowokuje do jakichś sprzeciwów. Ale jest to przenośnia.

Ewa: Bóg jest w tym wydarzeniu, jest świadkiem tego wydarzenia.

Marin: Na dodatek to On wymyślił ten cały seks.

Ewa: I widzi w tym coś pięknego, największe zbliżenie ludzi. Oczywiście nie w oderwaniu od innych sfer.

Marcin: Jest zawsze obok, tylko czasami patrzy i myśli „znowu to spaprali”, „znowu skupili się na rzeczach pobocznych”.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...