Coraz mniej rodzinnych klanów

Niedziela 3/2015 Niedziela 3/2015

W naszym kraju zmniejsza się liczba rodzin wielopokoleniowych. To zerwanie więzi między najbliższymi rodzi nowe problemy, o których zbyt rzadko się dzisiaj mówi

 

Pani Helena spodziewa się dwóch telefonów w Dniu Babci. – Od wnuczki z Krakowa i od wnuka z Kielc. Oboje od 3 lat studiują – mówi 74-latka spod Sandomierza. – Nie wiem, czy któreś z dzieci syna wróci na gospodarstwo. Szkoda, gdyby to wszystko miało pójść na zatracenie. Syn z synową rozwinęli gospodarkę, kupili maszyny, krowy i ziemię. A wcześniej ja z mężem postawiliśmy piętrowy dom z pięcioma pokojami. Przez lata mieszkaliśmy razem. Na początku wnuki dawały nam laurki na Dzień Babci i Dzień Dziadka. Potem, jak były uczniami starszych klas, to w kuchni organizowały przedstawienie z wierszykami i piosenkami. Było dużo śmiechu i radości, a teraz muszą mi wystarczyć jedynie życzenia przez telefon – opowiada.

– Helu! Ty i tak masz lepiej niż ja – wtrąca 70-letnia Barbara, która w poświątecznym tygodniu przyszła do sąsiadki na herbatę. – Ja swoje wnuki widzę tylko przez 2 tygodnie w wakacje i w co drugie święta. A pierwszy raz zobaczyłam je, jak miały 2 i 3 lata, bo urodziły się we Włoszech. Dzisiaj na naszej kolonii to tylko w 2 domach na 9 mieszkają razem rodzice, dzieci i ich dzieci – wylicza emerytowana nauczycielka i z żalem dodaje: – Kiedy ja chodziłam do pracy, to moimi dziećmi opiekowała się ich babcia. Potem to ja opiekowałam się swoją teściową, tak jak wcześniej ona swoją. Teraz nie zajmuję się wnukami, a już niedługo pewnie zabiorą mnie do domu starców.

Babcia czy pani?

Rodzina składająca się z dzieci, rodziców i dziadków przez wieki była najbardziej naturalną wspólnotą. Zalety życia i dojrzewania w takim środowisku nadal powinny być wzorem. „Zarówno małe dzieci, potrzebujące przewidywalności zdarzeń, jak i dorastający nastolatkowie, poszukujący własnej tożsamości, a także młodzi dorośli, borykający się z nowymi życiowymi wyzwaniami, mogą zyskać poczucie sensu życia w kontakcie z osobami, które już przeżyły dużą część swojego życia i potrafią dostrzec w nim pewien porządek, ład i sens” – pisze E. H. Erikson w książce „Dopełniony cykl życia”.

Ten głos specjalisty powinien zabrzmieć dzisiaj jak dzwonek alarmowy, ponieważ liczba rodzin wielopokoleniowych maleje. I jest to tendencja obserwowana nie tylko w naszym kraju.

Jeszcze na początku XXI wieku w USA wspólnie mieszkało 5,8 mln rodzin. Teraz jest ich ok. 4 mln, co oznacza niemal 30-procentowy spadek w ciągu 15 lat.

W Polsce są jeszcze regiony, w których w co 5. domu mieszkają 3 pokolenia lub więcej. Tak jest np. w powiecie proszowickim w województwie małopolskim. Ale to chlubny wyjątek. Średnia dla całego kraju pokazuje bowiem, że w Polsce rodziny wielopokoleniowe stanowią jedynie 7 proc. Wychowaniem wnuków zajmuje się tylko co 3. babcia. Inne robią to bardzo sporadycznie albo wcale. Nic więc dziwnego, że można znaleźć ogłoszenia w stylu: „Szukam babci dla swojego dziecka”. Z drugiej jednak strony nierzadkie są też przypadki, że dzieci zrywają kontakty z rodzicami, na czym najbardziej cierpi najmłodsze pokolenie, bo niania nigdy nie zastąpi babci.

– Jedna z sąsiadek skarżyła mi się, że jak syn przywiózł do niej wnuczkę, to ta zwracała się do niej: „proszę pani”. Dziewczynka miała już 15 lat, a nie mogła się przemóc, żeby powiedzieć do niej: „babciu”. Ale co się dziwić, skoro wcześniej widziała babcię, jak miała 9 lat – opowiada pani Helena.

Sieroctwo młodych i osamotnienie starych

Co sprawia, że młodzi wolą zaciągnąć 30-letni kosztowny kredyt, aby tylko być na swoim, a dziadkowie wcale nie garną się do opieki nad wnukami tak, jak kiedyś? – Najogólniej rzecz ujmując, zmieniający się model polskiej rodziny to skutek długotrwałego procesu zmian ekonomicznych oraz kulturowych – mówi „Niedzieli” ks. prof. Mieczysław Ozorowski. – W perspektywie historycznej widzimy, że dawniej rodziny nie tylko razem żyły, ale i razem pracowały. To stabilizowało relacje między kolejnymi pokoleniami – podkreśla naukowiec z Wydziału Studiów nad Rodziną Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Gdy ludzie zaczęli migrować, więzi rodzinne słabły. Po wojnie młodzi zaczęli masowo przenosić się do miast, gdzie żyli w odseparowaniu od rodziców. Skromne warunki lokalowe nie pozwalały na to, aby pod jednym dachem żyło kilka pokoleń. Oczywiście w PRL-u często do takich sytuacji dochodziło, ale nawet wtedy zawsze uważano to za stan przejściowy.

Dzisiaj „siedzenia rodzicom na głowie” można uniknąć, biorąc kredyt. – Bez wątpienia warunki lokalowe są jedną z przyczyn, która nie sprzyja stabilizacji rodzinnej. Ostatnim negatywnym zjawiskiem natomiast, które silnie dotknęło polską rodzinę, jest masowa emigracja. Jej skutkiem jest rozluźnienie więzi rodzinnych, a konsekwencjami – eurosieroctwo, z jednej strony. A z drugiej samotność ludzi starszych – wyjaśnia ks. prof. Ozorowski.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...