W naszym kraju zmniejsza się liczba rodzin wielopokoleniowych. To zerwanie więzi między najbliższymi rodzi nowe problemy, o których zbyt rzadko się dzisiaj mówi
Patchwork zamiast rodu
Wielopokoleniowej rodzinie nie sprzyja także współczesna kultura masowa, lansująca model życia w pojedynkę i na próbę. A jak już telewizje – które są głównym kreatorem wzorców społecznych – zaczną pokazywać rodziny, to niewiele tam miłości, radości czy typowo rodzinnych trosk, za to więcej kłótni, nieporozumień i zdrad. Symptomatyczną zmianę pod tym względem przeszedł najdłużej wyświetlany w naszym kraju serial pt. „Klan”.
Kiedy w 1997 r. telenowela ta zaczęła być emitowana w telewizji, na czele rodu stali Maria i Władysław. Razem z nimi pod jednym dachem mieszkała serialowa córka z mężem i dwójką dzieci. Dziadkowie byli niekwestionowanymi autorytetami i punktem odniesienia dla reszty rodziny. Ich zdanie czy opinia były traktowane przez młodsze pokolenie niczym rozstrzygnięcie sądowe. Dla najmłodszego zaś pokolenia szczególnie dziadek Władysław był skarbnicą wyjaśniającą skomplikowaną historię, o której trudno przeczytać w książkach.
Kiedy jednak aktorzy grający seniorów rodu umarli, akcja serialu z każdym sezonem miała już coraz mniej wspólnego z tradycyjnym klanem, coraz bardziej natomiast zaczęła przypominać dzieje życia rodziny patchworkowej, czyli takiej, w której żyją byli małżonkowie, ich obecni partnerzy oraz dzieci z kolejnych związków.
„Klan” od początku oglądała też pani Barbara. Teraz już tego nie robi. – Z mężem przeżyliśmy wspólnie prawie 50 lat. Raz było między nami lepiej, innym razem gorzej. Gdybym miała tak postępować, jak kobiety z filmu, to miałabym w tym czasie ze czterech mężów, a na koniec i tak wróciłabym do pierwszego. Gdzie w tym jest prawdziwe życie, jaki wzór dałabym dzieciom? – pyta była nauczycielka.
Niemniej poprawni politycznie scenarzyści wiedzą lepiej. Rodzinny melanż, zdaniem jego zwolenników, sprzyja tolerancji. Szkopuł jednak w tym, że zdrowa rodzina to przede wszystkim wychowanie dzieci do dojrzałej miłości oraz do roli przyszłych ojców i matek, a także nauka odpowiedzialności za drugą osobę oraz świadectwo wierności. Takich wartości trudno doszukać się w rodzinie patchworkowej.
W Polsce, ze względu na naszą historię, wielopokoleniowe rodziny były nie tylko siedliskiem domowego ciepła i wychowania, ale także przechowalnią narodowej kultury. Przekonał się o tym Jan Rychner, przewodniczący Klubu Literackiego „Nasza Twórczość”, gdy w 2001 r. czytał prace nadesłane z całego kraju na konkurs „Z pokolenia na pokolenie”. „Opracowując zebrany materiał świadectw o rodzinach wielopokoleniowych, siłą rzeczy dokładnie wczytywałem się w ich treść. Poznawałem tym samym bardzo ciekawe dzieje i losy wielu rodzin opisywanych przez autorów. Zawierają one w sobie ogromne wartości moralne i tradycjonalne, w wielu przypadkach to piękna lekcja historii i kultury narodowej. Wiele można się z nich nauczyć” – napisał w swoim podsumowaniu Jan Rychner.
Dzisiaj także wiele rodzin kultywuje tradycje narodowe i regionalne. Ale coraz częściej słyszymy też o takich rodzinach, które są nimi tylko z nazwy.
Płacz z samotności
Od kilku lat przed świętami Bożego Narodzenia możemy usłyszeć apele lekarzy, aby rodziny nie przywoziły do szpitali swoich seniorów. Wydaje się jednak, że to głos wołającego na puszczy.
W tym roku miejski portal elblag24.pl ujawnił, że bardzo podobna sytuacja jak w przypadku ludzi przewlekle chorych jest również w domach dziecka, gdzie – jak napisano – „wielu wychowanków zamiast z rodzicami, za którymi bardzo tęsknią, przeżywa Wigilię wśród przyszywanych cioć i wujków”.
Tuż po świętach ks. prof. Adam Skreczko udał się z kolędą do swoich parafian. – Tylko w jednym dniu odwiedziłem 2 panie opuszczone przez swoje rodziny – mówi „Niedzieli” proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana M. Kolbego w Białymstoku. – Pierwsza pani rozpłakała się, gdy mówiła o tym, jak samotnie żyje się jej w wielkim domu. Druga opowiedziała mi natomiast, że jak kiedyś zadzwoniła do rodziny z prośbą o pomoc w chorobie, to w odpowiedzi usłyszała: „to sprawa służby zdrowia, a nie moja”.
Rzecz jednak w tym, że ani służba zdrowia, ani opieka społeczna w naszym kraju nie będą w stanie zaspokoić potrzeb osób starszych. Dane demograficzne nie pozostawiają w tej kwestii żadnych wątpliwości: obecnie 6,5 mln osób ma powyżej 65 lat. W 2025 r. będzie ich nawet 10 mln. Trend ten oznacza, że konieczność opieki nad starszymi rodzicami lub dziadkami będzie jednym z ważniejszych wyzwań społecznych.
Zacznijmy od prostych gestów
Najprostszym i sprawdzonym zarazem rozwiązaniem tego problemu byłby powrót do wspólnego mieszkania pod jednym dachem. W USA już to zjawisko odnotowano. Z tym że to rodzice po wyprowadzeniu się dzieci ponownie zamieszkują z dziadkami. Polscy seniorzy szukają także innych rozwiązań.
– Na kolonii stoi pusty dom. Małżeństwo, które w nim mieszkało, przeniosło się do miasta, aby być bliżej swoich dzieci i wnuków. Nie mieszkają z dziećmi, ale gdzieś na sąsiedniej ulicy. Kiedy byli tu w wakacje, to chwalili sobie ten układ – opowiadają panie Helena i Barbara.
Ks. prof. Skreczko zwraca natomiast uwagę na konieczność „ponownego uwrażliwiania ludzi na siebie”. Jako kapłan robi to w parafii m.in. poprzez organizowanie małżeńskich jubileuszy, które gromadzą całe klany. Ale to „uwrażliwienie” na piękno rodziny powinniśmy praktykować na co dzień we własnych domach. – Naprawdę wystarczą proste gesty – mówi ks. Skreczko i dodaje: – Wspólne przeżywanie świąt czy niedzielne obiady, podczas których rozmawia się o wszystkim. To one cementują rodziny, zabezpieczają przed pustymi modami i pozwalają wspólnie pokonywać życiowe zakręty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.