W stawianiu wymagań urwisom nie możemy zapomnieć, by były one dla nich realne i możliwe do osiągnięcia.
Od samego początku edukacji w szkole miałem problem z dobrą oceną z zachowania. Należałem do grupy energicznych i żywiołowych chłopców, którym ciężko utrzymać na wodzy ruchliwość. Na szczęście obok negatywnych uwag pojawiało się co najmniej tyle samo pochwał za aktywność, występy artystyczne, reprezentowanie szkoły w zawodach sportowych czy konkursach. Mimo to, ocena końcowa była przeciętna i nie mobilizowała do wysiłku. Czułem, że choćbym nie wiem, jak się starał, to nie dam rady być wzorowym uczniem. Oceny z przedmiotów miałem bardzo dobre, to jednak jako pierwsza na świadectwie widniała ta poprawna z zachowania. Dopiero później, wchodząc w formację ministrancką i oratoryjną, nauczyłem się, że energię, którą mam, mogę dobrze wykorzystać. Może dzięki temu jestem dziś salezjaninem.
Organizując przez kilkanaście lat półkolonie dla dzieci, wprowadziliśmy z wychowawcami system nagród. Mali uczestnicy dostawali dwa rodzaje karteczek: białe i kolorowe. Białe można było zdobyć za bystre odpowiedzi, wygrane zawody, aktywność. Kolorowe zaś za dobre zachowanie i pracę nad sobą. Jedna kolorowa karteczka miała wartość dziesięciu białych. Za zdobycie kolorowej lub dziesięciu białych dziecko otrzymywało na forum półkolonijnej wspólnoty batona. Był to moment, na który wszystkie dzieci czekały, bo w ten sposób były wyróżniane i doceniano ich pracę. Dla wielu z nich otrzymanie kolorowej karteczki nie było niczym trudnym. Z natury swej spokojne, grzeczne, ciche i dobrze wychowane dzieci nie sprawiały trudności. Więcej problemów mieli ci ruchliwi, energiczni, którzy, o ile zbierali dość dużo białych, to na tę najważniejszą nagrodę musieli się sporo napracować. Widać było, że wielu próbuje i z dnia na dzień robią małe, ale widoczne postępy. Niektórzy potrzebowali tygodnia albo nawet dwóch, żeby zapracować na taką pochwałę. Warto było towarzyszyć ich wielkim staraniom oraz samemu czuwać, by ich uczciwie ocenić. I nagrodzić nie tylko efekt końcowy, ale i wysiłki, wszelkie próby oraz podjęte wyzwania. Sukcesem było doprowadzić ich do tego momentu, by uwierzyli w swoje możliwości, że nagroda za dobre zachowanie, choć wymagająca, to jednak jest możliwa i warto o nią powalczyć. Zauważyłem też, że ci najbardziej rozrabiający i dający w kość mieli często największe serce do pracy, pomocy i służenia innym. W przyszłości wyrastali z nich świetni animatorzy, rodzice, salezjanie.
Jan Bosko był w dzieciństwie niezwykle żywotny, tryskający energią i siłą. Miał charakterek, jak zwykło się mówić, czego przykładem były konflikty z bratem Antonim. Jego energia i siła uwidoczniły się również w gimnazjum, gdy broniąc przyjaciela przed dotkliwymi uszczypliwościami rówieśników, siłą porozrzucał ich po kątach. Później sam przestraszył się tego, co zrobił. Wiedział, że jeśli chce być księdzem, to musi nad swą porywczą naturą pracować. Lata szkolne, seminaryjne i początki kapłaństwa w konwikcie to okres wytężonej pracy nad sobą. Janek dochodził do skrajnych postanowień, w których odrzucał większość naturalnych talentów, jak np. grę na skrzypcach, by te nie pchały do pychy i nie oddalały od Boga. Później zrozumiał, że nie tędy droga. Nauczył się właściwie rozwijać naturalne zdolności, a swą wrodzoną aktywność ukierunkował, by służyła Bogu i ludziom. I tego uczył swych podopiecznych: róbcie wszystko, co chcecie, bylebyście nie grzeszyli.
W stawianiu wymagań urwisom nie możemy zapomnieć, by były one dla nich realne i możliwe do osiągnięcia. Cel, który się im postawi, musi być w zasięgu ich możliwości, by dzieci uwierzyły, że mają szansę go osiągnąć. Zadaniem rodziców, wychowawców, animatorów jest towarzyszenie, zachęcanie, motywowanie, wskazywanie właściwych postaw, cierpliwe upominanie, dawanie kolejnej szansy, wspomaganie i dostrzeganie drobnych postępów. Bo czasem za nieopanowaną ruchliwością i etykietą rozrabiaki kryje się wielkie serce. Jeśli uda się trafić do takiego urwisa i pomóc mu uwierzyć, że może nad sobą panować, a energiczność właściwie spożytkować, to mamy szansę wychować bardzo wartościowego człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.