Nie można powiedzieć, że nie wierzyli, iż Jezus z Nazaretu może powstać z martwych. Oni wszyscy po prostu o tym zapomnieli, może to nawet nigdy nie dotarło do ich świadomości. Kiedy niewiasty przyszły do nich z wiadomością, że Jezus powstał z martwych, nie tylko nie uwierzyli, ale ich słowa wydały im się niedorzecznością. Apostolstwo Chorych, 22 kwietnia 2007
Pod koniec tego dnia poprzedzającego wielki szabat żydowskiego święta Pesah zebrali się w Wieczerniku wszyscy uczniowie Ukrzyżowanego. Wszyscy oprócz Judasza, który wybrał śmierć zamiast życia. Nie tak dawno temu jeszcze ów Ukrzyżowany powoływał ich z różnych miejsc i od zajęć przeróżnych odwoływał. Pociągał ich do siebie słowami uroku pełnymi i wielkimi czynami, których przyczyn nie rozumieli. Przywiązywał ich do siebie swoją nieporównaną osobowością, a także uznaniem powszechnym, jakim się z początku cieszył. To prawda, że się zaniepokoili, kiedy to uznanie zaczęło się jakby pomniejszać i kiedy fala niechęci powoli w nienawiść się zamieniała, ale i wtedy duma ich rozpierała niezapomniana, że to właśnie ich, Dwunastu, wywoływał Jezus po imieniu spośród tłumu, gdy któregoś dnia stał na wzgórzu niewysokim nad Jeziorem Genezaret. Nie rozumieli, kiedy im mówił, że On sam jak ziarno pszeniczne musi być wdeptany w ziemię, żeby owoc mógł wydać stokrotny. Zdumieli się wszyscy, kiedy po wyznaniu Piotra, że jest Mesjaszem, Jezus im zapowiedział, że będzie wiele cierpiał, że wzgardzą Nim kapłani i uczeni i że Go nawet zabiją, żeby po trzech dniach zmartwychwstał. Zdumieli się tak, że to w ich imieniu Piotr zaczął Go upominać. Zdumieli się, bo tego zrozumieć nie można było. Ale chyba już wtedy wierzyli, że tak się stanie, bo kiedy Jezus po raz drugi im to powtórzył, bali się Go pytać, chociaż też nie rozumieli, a kiedy Pan szedł pospiesznie do Jerozolimy, gdzie Go czekała śmierć i wzgarda, szli za nim, co prawda, bo już im miłość nie pozwoliła zostać, ale się bali. I kiedy się wreszcie to wszystko stało, opuścili Go wszyscy i uciekli. Piotr nawet się Go zaparł trzykrotnie, inni po prostu uciekli i pozostawili Mistrza bez obrony.
I oto teraz znowu są wszyscy razem. Wszyscy oprócz Judasza, który Mistrza wydał w ręce grzeszników. Piotra do Wieczernika sprowadziło pewnie spojrzenie Jezusa uwięzionego i oskarżonego, pozostałych chyba umiłowanie Jezusa i umiłowanie wspólnoty. Wszyscy zawinili: Piotr dlatego, że się Jezusa zaparł, pozostali – zawinili ucieczką, której nie umieją sobie wytłumaczyć. Jak syna marnotrawnego z przypowieści o miłosiernym Ojcu tylko jeden krok ich dzielił od przepaści, ale w ostatniej chwili spojrzeli za siebie - tam, gdzie pełne światła jaśniały radości domu Ojca niebieskiego, i to właśnie dlatego wszyscy razem zebrali się w Wieczerniku.
Nie można o nich powiedzieć, że nie wierzyli w to, iż Jezus z Nazaretu może powstać z martwych. Oni wszyscy sobie po prostu o tym zapomnieli, może to nawet nigdy nie dotarło do ich świadomości. Toteż kiedy owe niewiasty, o których opowiada Ewangelista, przyszły do nich z wiadomością, że Jezus powstał z martwych, nie tylko nie uwierzyli, ale ich słowa wydały im się niedorzecznością. Może coś docierało do świadomości Piotra, który zerwał się nagle i pobiegł do grobu – Ewangelista podkreśla z naciskiem, że się rzeczywiście zerwał i że rzeczywiście pobiegł – ale i on, kiedy się na grobem pochylił i kiedy prześcieradła same tylko ujrzał, zdziwił się co prawda temu, co się stało, ale odszedł. Zarówno on, jak owe kobiety i pozostali uczniowie – wszyscy oni po prostu musieli przeżyć najpierw rzeczywisty brak Mistrza z Nazaretu, że nawet Jego umęczone Ciało gdzieś im z oczu znikło. Przecież zdaniem Łukasza nawet owe kobiety, które wczesnym rankiem przybyły do grobu, nie Jezusa ujrzały, tylko – zwyczajem Starego Testamentu – dwóch świadków: stanęli przy nich dwaj mężowie w szatach lśniących. Łukasz wcale nie mówi tego, że to byli aniołowie. Dla niego i dla pierwszych chrześcijan byli to po prostu świadkowie zmartwychwstania, i to świadkowie urzędowi niejako, bo było ich dwóch, jak tego wymagało Prawo.
Właśnie z opisu Łukasza wygląda na to, że to Piotr pierwszy ujrzał Jezusa Zmartwychwstałego. Może to spotkanie odbyło się rzeczywiście tak, jak to opisuje Mikołaj z Wilkowiecka w swojej Historyi o zmartwychwstaniu Pańskim, którą ileś tam lat temu można było oglądać we Wielki Poniedziałek w telewizji: Piotr pamięta o swoim upadku, żali się sam na siebie, a Jezus nie tylko Mu przebacza, ale Go niejako namawia, żeby sobie już z tego nic nie robił, żeby się przestał przejmować tym wszystkim, co się niedawno stało. Tak było czy inaczej, Piotr stał się pewnie pierwszym świadkiem zmartwychwstania z grona apostolskiego. I wygląda na to, że pozostali całkowicie mu uwierzyli, o czym świadczy ich okrzyk do uczniów wracających z Emaus: Wstał Pan prawdziwie i ukazał się Szymonowi!
Każda choroba, i to nie tylko w starości, to taki chwilowy lub ostateczny powrót do Wieczernika i oczekiwanie radosne na pojawienie się Zmartwychwstałego. Jeżeli z woli Bożej jest to chwilowy tylko powrót do Wieczernika, to Zmartwychwstały Pan pojawi się nam z nakazem: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Jeżeli z woli Bożej jest to powrót ostateczny do Wieczernika, to Zmartwychwstały Pan powie nam po prostu: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Trzeba nam zatem tylko jedno powiedzieć z utęsknieniem serdecznym: Przyjdź, Panie Jezu!
«« | « |
1
| » | »»