Nie ma dobrej wojny. Ale czasem zły może być również brak wojny. W niewielu krajach świata powinno to być tak oczywiste jak w Polsce, osamotnionej we wrześniu 1939 r. Azymut, 5/2003
Istnieje pilna potrzeba, by wszyscy ludzie poznali i spotkali ukrzyżowanego
i zmartwychwstałego Chrystusa i pozwolili Mu sobą zawładnąć.
Otwiera On serca wszystkich, którzy Go przyjmują, na prawdziwą radość:
radość, która ludzką egzystencję odnawia, upiększa i ubogaca nadzieją.
Jan Paweł II, Watykan, 21 IV 2003 r.
Hipokryzja, ideologia, tragizm
I.
Prawdziwy hipokryta nie dostrzega już kłamstwa, kłamie szczerze.
André Gide, Dziennik „Fałszerzy”
Nie ma dobrej wojny. Ale czasem zły może być również brak wojny. W niewielu krajach świata powinno to być tak oczywiste jak w Polsce, osamotnionej we wrześniu 1939 r. Pokój jest wielką wartością, ale pokój oderwany od praw człowieka zawsze jest narzędziem polityki satrapów, terroryzujących swoje społeczeństwo i w imię „pokoju” paraliżujących wszelkie próby nacisku na nich. W niewielu krajach świata powinno być to tak oczywiste jak w krajach po „naszej” stronie berlińskiego muru, z rozpaczą obserwujących niemoc i fasadowość ONZ i stale odwiedzanych przez „postępowych intelektualistów” z rozlicznych - współfinansowanych przez Moskwę - pokojowych komitetów.
Nikt z nas nie wie, jak będzie wyglądała przyszłość Iraku i Bliskiego Wschodu, ale zalew intelektualnej miałkości oraz hipokryzji, jaki obserwowaliśmy przed wybuchem oraz w trakcie walki z reżimem Saddama Husajna, może napawać przerażeniem na przyszłość.
Niestety, nader rozumiem, gdy większość niemieckich i francuskich polityków oraz intelektualistów w imię „najwyższych wartości” potępia wojnę w Iraku, bo - jak słusznie napisał Gide - kłamią szczerze. Zawiść eks-mocarstw wobec dzisiejszego hegemona, lęk przed najmniejszym zagrożeniem dla ich realnego dobrobytu, czy też duże ekonomiczne profity obu tych krajów (zwłaszcza Francji), płynące ze współpracy z obalonym reżimem, pozwalają zrozumieć ów festiwal obłudy. Jeżeli ma się konkretne cele, które chce się osiągnąć i których nie można publicznie ujawnić, to rzeczywiście pozostaje jedynie „kłamać szczerze” i w imię obrony humanizmu budować sojusz z Rosją oraz Syrią. Tym bardziej też trzeba podziwiać tych nielicznych intelektualistów, którzy potrafili zaryzykować mówienie niewygodnej prawdy, zgadzając się na potępienie opinii publicznej okrzykującej ich „sługusami imperializmu”, „zdrajcami”, czy „piewcami wojen”.
Mogę też - niestety - zrozumieć, gdy intelektualiści, w których sens istnienia wpisane jest przekonanie o własnej omnikompetencji (obejmującej też strategię wojskową i najnowsze rodzaje broni oraz socjologię i geopolitykę Bliskiego Wschodu, znajomość islamu etc.), z erudycją i niezmąconą pewnością siebie konstruują nieadekwatne teorie, zestawiają fałszywe analogie i snują prognozy, które się nie sprawdzają. Rozumiem to szczególnie łatwo, gdy dotyczy to zachodnich intelektualistów, których większość - najczęściej w dobrej wierze - przez całe generacje ignorując ogólnie dostępne fakty, odnosiła się z sympatią do „ojczyzny proletariatu” i w ramach swej intelektualnej uczciwości wolała - wedle określenia Simone de Beauvoir - „mylić się z Sartre’em, niż mieć rację z Aronem”. Kto dokonał takiego wyboru i uczciwie się zeń nie rozliczył, konsekwentnie ostatnio pisał o moralnej równości Busha i Saddama, o zagrożeniu dla świata, jakie niosą „prymitywni kowboje” i „chrześcijańscy fundamentaliści”, którzy bez żadnego racjonalnego powodu chcą zdziesiątkować miłujący pokój naród iracki i sprowadzić katastrofę ekologiczną na cały świat. Takich tekstów w prasie, radiu i telewizji pojawiło się dziesiątki tysięcy. Ich autorzy od dawna przestali się przejmować faktami.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
»
|
»»