Niemożność posiadania dziecka dla tych, którzy dojrzeli do tego, by je mieć, jest dramatem, o którym raczej mało można usłyszeć w mediach. Częściej pisze się o tych, którzy zabiegają o to, by nie mieć swoich dzieci, walczą o prawo do „własnego ciała” etc. Azymut, 5/2003
Stosunek do antykoncepcji hormonalnej od początku lat sześćdziesiątych, kiedy to pojawiła się na rynku, przechodzi przez kolejne fazy zachwytu i entuzjazmu tych, którzy w tej małej tabletce upatrują rozwiązania przynajmniej części swoich problemów i rozwiania niepokojów związanych z nieplanowaną ciążą. Dorastają kolejne pokolenia, które w celach antykoncepcyjnych sięgają po tabletkę hormonalną, tymczasem entuzjazm kobiet, które jako pierwsze po nią sięgnęły, jakby trochę opadł. Czterdzieści lat (bo od tylu mniej więcej kobiety korzystają z tabletki hormonalnej) to wystarczający okres, by dzięki kolejnym badaniom odkryć nie tylko skuteczność, ale i skutki działania tabletki. Coraz głośniej mówi się o raku szyjki macicy i sutka, niepłodności1, spowodowanej między innymi zarastaniem jajowodów, problemach z ciśnieniem tętniczym, cukrzycą czy funkcjonowaniem wątroby, do których w zdecydowanej mierze przyczynia się stosowanie antykoncepcji hormonalnej.
Można usłyszeć już głosy z kręgów medycznych przekonane, że niepożądane działania hormonów znacznie przewyższają korzyści płynące z ich stosowania (na przykład tabletka hormonalna figuruje w rejestrze środków rakotwórczych), a pigułkę antykoncepcyjną nazywa się bombą z opóźnionym zapłonem.
Jako pracownikowi ośrodka adopcyjnego problem nieposiadania dziecka jest mi znany od innej strony. Przy stosowaniu antykoncepcji hormonalnej chodzi o to, by nie doszło do poczęcia dziecka, a jeśli dojdzie - by uniemożliwić jego rozwój (pigułki wczesnoporonne). W ośrodku adopcyjnym natomiast mamy do czynienia z odwrotną sytuacją, gdy zgłaszają się do nas małżeństwa czy osoby samotne, które nie mogą mieć dziecka, a bardzo go pragną.
Roczniki statystyczne pokazują, że problem ten dotyka zaskakująco wielu małżeństw - według statystyk w 1999 roku co czwarte małżeństwo w Polsce nie mogło mieć własnych dzieci (niektóre źródła podają, że nawet co trzecie) - z tego trzy procent deklarowało, że nie chciało ich mieć, szesnaście procent to małżeństwa bezpłodne, a sześć procent nie mogło donosić ciąży. Dane te dotyczą zawartych małżeństw, brak natomiast informacji na temat nieformalnych związków.
Od 10 lat, odkąd prowadzimy naszą działalność, rocznie zgłasza się do ośrodka od 40 do 60 par małżeńskich. Zdecydowana większość z nich to małżeństwa nie mogące mieć własnych dzieci, w większości nie podejrzewające wcześniej, że dotknie ich taki problem. Pozostałe to pary, które chcą zostać rodziną zastępczą lub założyć rodzinny dom dziecka.