Jest już po walce. Czas stoi w miejscu. Muszę teraz zrobić wszystko, by zmarły wyglądał, jakby na moment zasnął. Zmarły nie powinien przerażać rodziny. Ma być tak przygotowany, by wnosić spokój. By jego wygląd w trumnie koił zrozpaczonych. To najświętsza zasada mojego zawodu. Niedziela, 28 października 2007
Od kiedy pracuje z umarłymi, bardzo się zmienił, wyciszył. Nie przeszkadza mu już fetor rozkładających się ciał ani chłód. – Nie mam koszmarów, nie boję się, że jakiś zmarły nagle wstanie albo chwyci mnie za rękę. Tak jest tylko w horrorach. W rzeczywistości natomiast umarli uczą spokoju. Ich spokój, ich twarze są dla mnie ukojeniem. I ten spokój, który mam od nich, mogę przekazywać dalej.
Ten spokój zaczął go, jak sam mówi, „uwodzić”. – Tam, za drzwiami jest głośno, żywi nie wiedzą, co robić, gonią za czymś, zawsze im coś ucieka. A ja jestem spokojny.
Ze spokojem pan Ireneusz przeżywa też pierwsze dni listopada. – Kiedy odwiedzam cmentarz we Wszystkich Świętych, czuję się dobrze. To dla mnie bardzo „swojski” dzień – mówi. A kiedy mija groby ludzi, których przygotowywał na drogę do nieba, przypomina sobie ich twarze. I modli się za nich. Raz w roku natomiast zamawia Msze św. za tych „swoich” zmarłych, którzy nie mieli rodzin i za których pewnie nikt się nie modli.
Jest pewien, że kiedyś będzie mógł spojrzeć „swoim umarłym” w oczy. – Mam nadzieję, że kiedyś spotkam tych wszystkich ludzi po drugiej stronie – mówi. I wraca do swojej pracy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.