Dzieciństwo Edyty Stein – portrety babci Adelheid, wielki, pełen dostatku dom i przylegający do niego sklep żelazny. Liczne rodzeństwo matki, którego imion uczyła się na pamięć. Kredens z szufladami pełnymi rodzynek, migdałów i gorzkiej czekolady. Niedziela, 3 sierpnia 2008
Dzieciństwo Edyty Stein – portrety babci Adelheid, wielki, pełen dostatku dom i przylegający do niego sklep żelazny. Liczne rodzeństwo matki, którego imion uczyła się na pamięć. Kredens z szufladami pełnymi rodzynek, migdałów i gorzkiej czekolady. Śmiechy, żarty i dowcipy. Pełna czułości i dobroci twarz dziadka. Ukradkiem wyjmowane przez niego z tortów kandyzowane owoce i wtykane wnukom do ust.
A to wszystko w Lublińcu – małym miasteczku niedaleko Częstochowy, które od prawie roku przygotowuje się do ogłoszenia św. Teresy Benedykty od Krzyża swoją patronką.
Dziadkowie Edyty ze strony matki żyli we wspomnieniach przekazywanych sobie przez mieszkańców Lublińca jako ludzie niezwykłej dobroci i uczciwości. Salomon Courant zajmował się mydlarstwem i wyrobem świec. Upatrzył sobie Adelheid, gdy miała lat 12 i, kochając ją, czekał, aż dorośnie. Pięć lat później zaręczył się z nią, a po roku poślubił.
Przyzwyczajona od wczesnego dzieciństwa do ciężkiej pracy dziewczyna, mimo młodego wieku, była wielką podporą męża. Bez niej nie podejmował żadnej decyzji. Z nią, niedługo po ślubie, otworzył sklep kolonialny, który prosperował przez lata i przynosił zyski całej, licznej rodzinie. Mieli piętnaścioro dzieci. Matka Edyty, Augusta, była czwartym z kolei. Codzienność nie szczędziła im trudów i zmartwień, ale odnosili się do siebie z pełnym miłości oddaniem. „Nad sofą w naszym pokoju wisiały portrety moich dziadków – pisze Edyta. – Piękna, delikatna twarz mojej babki, w obramowaniu białego czepeczka, wyraża powagę i cierpienie. Babcia zmarła jeszcze przed moim urodzeniem. Znam ją więc tylko z opowiadania. (…) Dzieci ze swymi małymi kłopotami biegały raczej do ojca niż do niej. Do babki szło się po radę w sprawach najpoważniejszych”.*
Początki były trudne, ale udało się Courantom nie tylko zgromadzić majątek, ale swą przezroczystą postawą zaskarbić życzliwość ludzi. Salomon słynął z uczciwości w interesach. „Raz jeden gospodarz dał dziadkowi pieniądze na przechowanie – wspomina Edyta. – Dziadek odebrał je i rzekł: «Poczekaj, dam ci pokwitowanie”. Kiedy je przyniósł, gospodarz uważnie je obejrzał i oddał mu je z powrotem, mówiąc: «przechowaj je także»”.
Edyta była jedynym dzieckiem Steinów, które urodziło się we Wrocławiu. Nie mogła dorównać nawet Ernie, która, choć przez zaledwie sześć tygodni, ale jednak mieszkała w Lublińcu i nosiła tę wpisaną w każdego człowieka świadomość pochodzenia i przynależności do miejsca swych narodzin. A jednak to Lubliniec, a nie Wrocław, wrósł w jej dziecięcy umysł tak bardzo, że pisząc po latach „Dzieje pewnej rodziny żydowskiej” przypomniała, że „dla nas, dzieci, nie było większej radości jak wakacyjny wyjazd do krewnych w Lublińcu”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.