publikacja 02.02.2010 21:39
– Pani pięknie wygląda… – powiedziała doktor na komisji lekarskiej – choroby to raczej po pani nie widać… – Bo ja nie choruję na urodę, pani doktor – odparowała Elżbieta. – Ja mam raka. Niedziela, 31 stycznia 2010
– Te miesiące czekania to, niestety, nasza smutna rzeczywistość. Jednak po diagnozie system działa już dość sprawnie – dobre przychodnie dzwonią nawet do pacjentki, przypominając o terminie kolejnych badań. Natomiast gorzej jest w małych miasteczkach i wioskach, skąd daleko do specjalisty. Wyprawa do takiej przychodni to czasem cały dzień, i to w sytuacji, gdy na głowie jest praca, dom, dzieci… Wiele kobiet traktuje te utrudnienia jak wymówkę i nie robi nic – to głos Oli.
Wyjściem jest mammobus, czyli laboratorium na kółkach. Dojedzie wszędzie, nie jest wielkim problemem go załatwić.
– Problemem jest przekonanie kobiet, żeby przyszły na badania. Ulotki już nie wystarczają. Trzeba szukać innych form. Z doświadczenia nas, amazonek, wynika rzecz następująca – nie namówi na badania ani lekarz, ani wójt, sołtys czy inny urzędnik. Posłuchają księdza. Jak ksiądz z ambony zachęci, a jeśli jeszcze doda, że niedbanie o zdrowie to grzech… Wtedy sukces murowany. Dlatego apelujemy do duszpasterzy – pomagajcie, przekonujcie, jak trzeba – straszcie!
Kobiety – amazonki
Jeśli zachorujesz, idź do ludzi, którzy zrozumieją, przez jakie piekło przechodzisz. Rozmowa w dramatycznych chwilach jest jak głęboki oddech. Niby wiadomo, czym jest chemia – czy radioterapia, osłabienie, wypadanie włosów itd., ale każdy chce dowiedzieć się po swojemu. Najlepsze są amazonki. Ich kluby działają w całej Polsce, wolontariuszki są niemal na każdym oddziale onkologicznym. Na marginesie – po tym można poznać, czy mamy do czynienia z dobrym oddziałem.
W klubach, tworzonych pod auspicjami Stowarzyszenia „Amazonek”, spotkać można nie tylko kobiety po mastektomii czy innych rodzajach nowotworów, ale także psychoonkologów, lekarzy specjalistów, rehabilitantów – ludzi pomocnych, życzliwych, profesjonalnych.
– W człowieku po chorobie nowotworowej pozostaje świadomość niepełnosprawności – do końca życia leki, ciągła rehabilitacja, czasem dopada depresja. Dlatego tak ważne jest wyjście do ludzi. Są tacy, którzy za nic w świecie nie pokażą się światu. Nie zabił ich rak, ale prowadzą jakieś ćwierćżycie… Nie wolno skupiać się wyłącznie na sobie – jesteśmy potrzebne innym, mamy swoje pasje, zależy nam, by nie żyć byle jak, a pomaganie innym nadaje życiu sens – przekonuje Elżbieta.
– Pamiętam słowa onkologa, który oznajmił mi, że wygraliśmy z chorobą: – Teraz – powiedział – w twoim życiu jest miejsce tylko na prawdę. Trzymam się tego. Mam cudowne grono przyjaciół, wspaniałe dzieci, ludzi, którym pomagam na co dzień – i badania kontrolne, przed którymi zaliczam bezsenne noce – mówię o tym, by nie było do końca słodko – opowiada Marysia.
– Pomyślałam, że ocalałam po coś. W moim najgłębszym przekonaniu moje ocalenie nie było dziełem przypadku. Jestem bowiem jedną z tych, które Bóg odnalazł na samym dnie nowotworowej rozpaczy. Straciłam zdrowie, męża, dobrą pracę, ale odzyskałam wiarę i dość długo zastanawiałam się, jak powinnam się teraz zachować. Jestem wolontariuszką amazonką – mówi Magda.
– Amazonki walczą o inne kobiety. Walczą na wielu frontach, żeby przekonać drugą kobietę do bycia rozsądną i myślącą. Za dużo nas choruje i umiera na raka. Trzeba to zmieniać – przekonuje Anna.
aktualna ocena | 1,0 |
głosujących | 9 |
Ocena |
bardzo słabe
|
słabe
|
średnie
|
dobre
|
super