Wdzięczna pamięć o ludziach, którzy radykalnie żyli Ewangelią pozwala nam korzystać z czynionego przez nich dobra. Możemy też liczyć na ich wstawiennictwo – zwłaszcza w tych dziedzinach, w których szczególnie objawiała się ich świętość. Wieczernik, 165/2009
Kiedyś oficjalne stwierdzenie heroiczności cnót kandydata na ołtarze w procesie beatyfikacyjnym było początkiem rozszerzania się wiedzy o jego świętości. Wiadomość rozchodziła się w Kościele miesiącami a nawet latami. Dzisiaj informacje rozchodzą się lotem błyskawicy, to często kwestia godzin, a nawet minut. Życie świadków wiary jest za ich życia prześwietlane przez media. Im znaczniejsza pozycja, jaką dana osoba zajmuje w społeczeństwie, im wyrazistsza jest jej świętość, tym większe towarzyszy jej zainteresowanie.
Godzina śmierci takich osób dla wielu staje się początkiem myślenia o nich jako o tych, co są jeszcze „bliżej Pana Boga” niż byli za życia. Zaczyna się myśleć, że mogą wyprosić nam niejedną łaskę. Nierzadko owocem naszej prośby jest wydarzenie, które w cudowny sposób przemienia sytuację osoby, za którą się wstawialiśmy. Stanowi ono niejako Boże potwierdzenie dla przykładu wiary, jaki swoim życiem pozostawił nam Sługa Boży i skuteczności orędownictwa za jego przyczyną.
Paradoksalnie, w świecie reagującym coraz bardziej alergicznie na Boga i jego naukę, przykład życia wielu chrześcijan i ich kontrastujące świadectwo głębokiej relacji z Panem Jezusem, pozwala niejako „zobaczyć” kolejne wcielenia Ewangelii. Przez takie swoiste obcowanie ze świętymi, towarzyszenie ich zmaganiom o autentyczne i żywe świadectwo wiary i umiłowania Boga, sama świętość staje się bliższa współczesnemu człowiekowi. Pokazywany w mediach współczesny święty jest na wskroś ludzki, a przez to dla nas, kimś bardzo bliskim, kimś niejako „z sąsiedztwa”. Każdy proces beatyfikacyjny, czy kanonizacyjny ma za zadanie obiektywnie wykazać, że dany kandydat na ołtarze cechował się w życiu heroicznością cnót i że Pan Bóg potwierdził to dokonaniem cudu za jego wstawiennictwem.
Przyglądając się scenom biblijnym, chociażby tej, w której setnik z Kafarnaum przychodzi do Jezusa prosić o uzdrowienie swojego sługi, czy tej w której Marta prosi Bożego Syna o wskrzeszenie swojego brata Łazarza, dostrzegamy klasyczny przykład modlitwy wstawienniczej. Wiara z jaką wypowiadają swoją prośbę jest niejako podstawą do „uaktywnienia” Bożej mocy, która objawia się cudem. I tu jest odpowiedź na pytanie dlaczego do zakończenia procesu beatyfikacyjnego czy kanonizacyjnego potrzeba potwierdzonego cudu dokonanego za wstawiennictwem kandydata do chwały ołtarzy.
Kościół dlatego czeka na cud dokonany za wstawiennictwem kandydata na ołtarze, aby zobaczyć, czy Chrystus tak bardzo zachwycił się jego czy jej wiarą, jak wiarą chociażby setnika, oraz czy wiara ta była tak pełna i właściwa, jak w przypadku Marty. Jeśli tak – moc Boża zadziała wzbudzona przez wiarę przyszłego błogosławionego czy świętego. Chrystus dokonuje cudu zachwycony wiarą swoich przyjaciół, którzy proszą Go w naszych intencjach. Dlatego właśnie Kościół czeka na cud, aby ostatecznie uznać świętość człowieka (Janusz Pyda OP: Zadziwienie Pana Boga czy koniecznie musimy wierzyć w cuda?, W drodze 2007/6).
To nie my, swoim wysiłkiem i przekonaniem wykazujemy czyjąś doskonałość w wierze i w praktykowaniu zasad Ewangelii. My „jedynie” wyrażamy to swoje przekonanie, gdy modlimy się za wstawiennictwem tych osób, których życie zostało poddane badaniu kanonicznemu. Modlimy się o znaki, które na mocy świadectwa Boga pozwolą zobiektywizować świętość kandydata na ołtarze, czyli jego radykalne, heroiczne życie w świetle drogowskazów Bożego prawa. To Pan Bóg niejako sam „kanonizuje”, potwierdzając wiarygodność Sługi Bożego w świetle tego przykładu życia, jaki dał nam w Jezusie Chrystusie! W ten sposób pośrednio modlimy się także o jego beatyfikację, czy kanonizację.
Trwa kanoniczne badanie heroiczności wiary i życia w jej świetle naszego Ojca, Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Niezbędnym dopełnieniem tego kończącego się procesu jest cud dokonany za Jego wstawiennictwem. Wdzięczni za tego człowieka, za jego życie i posługę dla Królestwa Bożego jako dzieci charyzmatu Światło-Życie, winniśmy naśladować jego umiłowanie Chrystusa i gorliwość w diakonii na rzecz Kościoła. Winniśmy też modlić się za jego wstawiennictwem o Boże potwierdzenie jego świętości, aby nasze subiektywne przekonanie decyzją Papieża nabrało obiektywnego charakteru i stało się początkiem krzewienia jego publicznego kultu w całym Kościele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.