Jako chrześcijanie mamy najbardziej wartościową Nowinę do przekazania i często trudno nam zrozumieć i zaakceptować fakt, że tak niewielu chce nas słuchać. Wieczernik, 166/2009
Przez wieki, w katolickiej Polsce przyzwyczailiśmy się do tego, że misje, ewangelizacja, to gdzieś „tam”, daleko w Afryce, Azji, na krańcu świata. Tu „tylko” katechizowaliśmy, sprawowaliśmy sakramenty i to wystarczało. Dzisiaj coraz częściej uświadamiamy sobie, że to nie wystarcza, że dla większości z nas, te krańce świata są już „tutaj”, że jednym z większych obszarów winnicy Pana są ochrzczeni, których po prostu trzeba ewangelizować, bo są praktycznie niewierzący. Obszar ludzi żyjących z dala od Kościoła nieustannie się poszerza. To domaga się radykalnej zmiany naszego sposoby myślenia i przywiązania do metod, które kiedyś były skuteczne, ale dzisiaj wymagają wprowadzenia istotnych korekt.
Gdy szukamy odpowiedzi na pytanie, jak dzisiaj skutecznie ewangelizować, coraz wyraźniej pojawia się w nas nowa świadomość. Dziś nie możemy ustawić się po drugiej stronie rzeki ludzkich tęsknot i pragnień i próbować innych przekonać o tym, że to właśnie my mamy rację. Okazuje się, że Jezus – Most, który proponujemy, dla wielu ludzi jest po prostu nieatrakcyjny, zwłaszcza jeśli po drugiej jego stronie stoi budynek kościelny.
Dziś więc już nie wystarczy bić w dzwony, aby ludzie przyszli do Kościoła, dziś trzeba wyjść przed kościół (co nie znaczy, że trzeba wychodzić poza Kościół!) stanąć obok ludzi w ich codzienności i powoli pomóc im znaleźć drogę do prawdy, towarzysząc im w procesie oczyszczenia (detoksyzacja błędnych poglądów, odrzucanie fałszywych bożków oraz proces uzdrowienia z ran będących konsekwencją grzesznego życia) i oświecenia (powolne poznawanie i odkrywanie blasku prawdy w Jezusie).
Co więc należy zmienić? Punktem odniesienia zawsze pozostanie metoda, którą stosował Pan Jezus. On wychodził od potrzeby, z którą ktoś do Niego przychodził, albo czasem sam prowokował czyjeś myślenie w kategorii potrzeb, aby w następnym etapie dialogu przejść na płaszczyznę wartości. Należy zatem dzisiaj inaczej położyć akcent w punkcie wyjścia.
Zgodnie z zasadą, że ewangelizując w jednej ręce trzeba trzymać Biblię, a w drugiej chleb, najpierw musimy jednak wyciągnąć chleb, a dopiero później, nasyconego, karmić Słowem Życia. Więcej, my musimy iść z Ewangelią tam, gdzie jest codzienność zagubionego człowieka. Jak Pan Jezus przyszedł do Zacheusza, tak i my musimy głosić Dobrą Nowinę „w jego domu”, czyli niejako na terenie areopagu spraw dla niego ważnych.
Chcąc pozyskać ludzi dla Jezusa musimy cierpliwie szukać tego, co mamy wspólne, co jest dla nas wartościowe, co jest przedmiotem zainteresowań, jakąś pasją, hobby i starać się temu nadać nowy, chrześcijański sens. To jest cała dziedzina preewangelizacji. Powinniśmy wyjść do poszukujących tam, gdzie się znajdują, w ich punkcie rozwoju i pomóc wykonać im kolejny krok, aby towarzysząc im na tej drodze, po wspólnych śladach powoli przeprowadzić ewangelizowanych do Jezusa i Jego Kościoła.
Musimy nieść w sobie autentyczne doświadczenie Boga Żywego i jednocześnie wsłuchiwać się w pragnienia ewangelizowanego, aby proponując kolejne etapy, jak najprostszą drogą doprowadzić go do Jezusa. Podczas całego procesu doprowadzania człowieka do decyzji wiary musimy dawać mu twórczą alternatywę i możliwość wyboru. Nie musimy jednak starać się na siłę „zabezpieczyć” go przed ewentualnymi błędnymi decyzjami cząstkowymi, a jedynie cierpliwie ukazując skutki takiego wyboru, ponownie zaproponować kierunek kolejnego kroku.
I co ważne, w całym tym procesie musimy zachować pokorną świadomość, że wiara jest łaską, a nasza „pomoc” to przywilej i oczywiste zadanie wynikające z naszego osobistego doświadczenia Paschy Chrystusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.