Język polityków jest potencjalnie zwodniczy, nierzadko nawet przewrotny. Te same słowa w różnych okolicznościach mogą mieć odmienny, nawet przeciwstawny sens. Nie zawsze jesteśmy pewni, czy ktoś spontanicznie wyraża swoje poglądy i reakcje, czy wypowiada się z premedytacją. Przegląd Powszechny, 2/2008
Z tego powszedniego zamkniętego cyklu zajmowania się samym sobą wyrywa go tylko kampania wyborcza, gdy musi na chwilę zainteresować się sprawami innych i zwrócić się do innych z pytaniami, oświadczeniami, zapowiedziami, obietnicami. Solipsyzm niektórych polityków (mentalność pępka świata) objawia się przy tym – to przykład z Fromma – podobnie jak egocentryzm pewnego literata, który spotkawszy znajomego najpierw zamęcza go opowieściami o sobie, przechwałkami, a następnie stwierdza samokrytycznie: No, ale teraz pogadajmy o tobie. Jak ci się podoba moja ostatnia książka? Wyborcze otwarcie polityka na otoczenie może sprowadzać się do korzystnej autoprezentacji, tzn. autoreklamy, popisów, szumnych zapowiedzi, kokieteryjnych gestów i deklaracji, wzruszających hołdów i obietnic.
W oddziaływaniach marketingowych i PR-owskich wystarczającym punktem zaczepienia jest subiektywne poczucie wiarygodności, zwykle oparte na wrażeniach i emocjach, a nie na wiedzy i przemyśleniach. Jest ono subiektywne w odróżnieniu od kryteriów obiektywnych, które pozwalają sprawdzić zgodność formy z treścią, obrazu z materią rzeczy, opakowania z towarem, a opierają się na diagnozie reprezentatywności społecznej, autentyzmu postaw [7], funkcjonalności przekonań, jakości rezultatów dotychczasowej pracy. To subiektywne poczucie wiarygodności często ma charakter skrajnie irracjonalny, gdyż wyrasta z uprzedzeń – pozytywnych lub negatywnych, stereotypów, z nacisku otoczenia, z konformizmu, z zafascynowania formą, choćby i grą pozorów. Tu o uznaniu dla czyichś „zalotów” (do wyborcy) decydują gadżety, rekwizyty, ładne słówka, piękne twarze, elegancki wystrój, efekciarskie popisy, pochlebstwa, obietnice, sugestywne samochwalstwo pretendentów, rekomendacje ze strony znakomitości, podszywanie się pod autorytety, natrętne hołdy komu trzeba kiedy trzeba, wspólne fotografie z kim trzeba, owacje kumotrów, występy najemnych gwiazd itd. itp. Ma być ciekawie, fajnie, atrakcyjnie; i to wystarczy. W tym kramarskim podejściu wiarygodny znaczy tyle, ile atrakcyjny, ponętny, efektowny. Opakowanie jest „kupowane” bez sprawdzania zawartości; a ciąg dalszy wygląda jak w handlu z minionej epoki: po odejściu od kasy, po pokwitowaniu odbioru reklamacji nie uwzględnia się. Tu nawet nie można wytknąć wyborcy, jak ofierze pochopnego zamążpójścia, że „wiedziały gały co brały”.
Na takim subiektywnym podejściu żerują manipulatorzy wszelkiej maści, w tym ci, którzy sprzedają wizerunek nijak się mający do rzeczywistych cech „towaru”. Im dla osiągnięcia celu wystarczy przynęta i zwycięstwo w konkursie na najlepszą prezentację, reklamę, promocję.
Niezawodną pułapką – ocierającą się o szantaż emocjonalny, moralny, ideowy – są nieszczere wypowiedzi, gesty rytualne (co powiedzieć wypada), na które adresatom nie wypada odpowiedzieć odmownie. Sporo jest takich wytrychów i podrabianych legitymacji: Bóg, papież, ojczyzna, Katyń, styropian, interna, prześladowany brat stryjeczny, trójka z rosyjskiego jako forma oporu i kontestacji itd. Przywoływanie świętości – podobnie jak kneblowanie takim czy innym tabu – to zręczna próba obezwładnienia publiczności i przejęcia jej pod własną komendę [8].
[7] Por. St. Filipowicz, Twarz i maska, Kraków 1998.
[8] Por. L. Mażewski, Powstańczy szantaż. Od konfederacji barskiej do stanu wojen¬nego, Warszawa 2004. Przy okazji polemik historycznych autor ukazuje i obnaża instrumentalne wykorzystanie polskiego „kompleksu martyrologicznego”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.