Gaelle, trudniąca się wyceną dzieł sztuki, trafia do ogromnego magazynu, w którym zgromadzono setki rzeźb, obrazów, naczyń liturgicznych. Mimo zapalonych lamp w podziemiach panuje półmrok, figury biblijnych postaci wynurzają się z cienia, ale nie ma w nich nawet odrobiny duchowej energii, jaką umożliwia gra światła. Przegląd Powszechny, 5/2008
Z kolei skala obecności kiczu wiąże się z dwiema zasadniczymi kwestiami: ze świadomością teologiczną świeckich i duchownych oraz ze wzajemnymi relacjami łączącymi obie grupy. Przy czym określenie „świadomość teologiczna” nie musi tu oznaczać profesjonalnej wiedzy z zakresu teologii, choć bez wątpienia akademickie studium tej dyscypliny może przyczynić się do wypracowania wiarygodnej formuły świadomości.
Jakże zatem nie uznać, że społeczne tło bizantyńskiego konfliktu o cześć dla obrazów nie odbija się w jakiejś mierze i dziś? Przecież rozpowszechniona wśród wiernych ufność wobec świętych wizerunków ma aspekt społeczny. Wydaje się nawet, że dzieli wspólnotę, niejako wbrew pozytywnym zjawiskom, które towarzyszą przemianom współczesnego Kościoła, takim jak choćby powołania miejskie. Czy ufność ta nie nosi w sobie jednak ziarna bałwochwalstwa? Wszak podtrzymywana przed duchowieństwo nie jest już wzmacniana nakazem medytacji, modlitewnej kontemplacji. Wręcz przeciwnie – kiczowate figury, obrazy, wizerunki stają się talizmanami, które niwelują pewien towarzyszący życiu poziom niepokoju.
Kościół współczesny winien być przestrzenią wielkiej sztuki i częstokroć tak się dzieje – przykładem aż nazbyt wymownym jest malarstwo Adama Chmielowskiego, Jerzego Dudy-Gracza. Problem w tym, że to raczej obecność na prawach wyjątku. I nie można tłumaczyć owego zjawiska formami nowoczesnej sztuki, której środki wyrazu jakoby daleko odbiegają od potrzeb statystycznego katolika. Sztuka sakralna ma współtworzyć świadomość teologiczną, ma służyć formacji, nie informacji – muszą o tym pamiętać zarówno świeccy, jak i duchowni. W tym właśnie miejscu ujawnia się wpisany w ich wzajemną relację błąd. Otóż formacja polega na kształtowaniu przez nauczanie, zaś na antypodach tej strategii znajduje się narzędzie o całkowicie odmiennym sposobie działania – pouczanie. Tych dwóch porządków nie powinno się mylić, zwłaszcza na płaszczyźnie estetyki. Obraz o duchowej sile rażenia jest z pewnością drogą do pogłębionej, skupionej, świadomej swych źródeł i celów modlitwy. Obraz traktowany jak dekoracja lub prosta wykładnia prawd wiary dla ubogich i prostaczków jest – odwrotnie – tylko bezdrożem. Troska o gust artystyczny leży wobec tego w interesie przeciętnego proboszcza i przeciętnego pielgrzyma. Brak owej pieczołowitości unieważnia sens sztuki sakralnej in odore inanitatis.
* * *
W jednej z początkowych scen „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy uważny widz może zaobserwować charakterystyczny epizod. Agnieszka, realizująca swój debiut dokumentalistka i bohaterka filmu, w poszukiwaniu śladów Mateusza Birkuta trafia do Muzeum Narodowego w Warszawie. W piwnicach ogromnego gmachu zgromadzono dziesiątki rzeźb, popiersi, posągów z czasów minionych. Mimo zapalonych lamp w podziemiach panuje półmrok, figury przodowników pracy wynurzają się z cienia, ale nie ma w nich nawet odrobiny energii, jaką umożliwia gra światła – wszystkie są martwe. Towarzysząca młodej reżyserce kustoszka tłumaczy, że za drucianą siatką nie znajdzie nic interesującego i wartościowego...
Warto pomyśleć zawczasu, w jaki sposób historia obchodzi się z doktrynami, które wytwarzają sztukę, będącą po latach przedmiotem wstydliwego milczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.