Życie na wyspie Olango

Rozpoczynamy cykl opowieści o Filipinach, najbardziej katolickim kraju Azji. Naszym przewodnikiem jest o. Mirosław Wojda, pijar pracujący na wyspie Cebu od 2002 roku. eSPe, 66/2004




Olango jest bardzo znaną wyspą ze względu na rezerwat przyrody zwany Sanktuarium Ptaków (pokazują ją w programach przyrodniczych). Co roku na ponad dziesięciohektarowym obszarze odpoczywają wędrowne ptaki. Przylatują bardzo wycieńczone aż z Chin i Mongolii. Odżywiają się przez kilka tygodni i lecą dalej. By stworzyć im jak najlepsze warunki do odpoczynku, zalesia się część tego terenu, który w nocy jest morzem. a w dzień lądem. Sadzi się specjalny gatunek drzew wegetujący w słonej wodzie – z silnie rozbudowanymi korzeniami, które utrzymują trzon drzewa ponad lustrem wody.

Na tak małej wyspie nie ma zbyt wielu atrakcji. Nowicjusze są przygotowani na spotkanie z dziećmi i z młodzieżą. Poprowadzą katechezy, będą uczyć śpiewu. Popołudnie w wiosce to czas odpoczynku. Mężczyźni gromadzą się razem, by podziwiać walki kogutów, kobiety – by poplotkować. Przed nocą jednak trzeba przygotować sieci. Noc zapada szybko, każdy zapala „koktajl Mołotowa” – butelkę z naftą i szmacianym knotem – i przygotowuje kolację. Dni mijają szybko. Lżejsi o kilka kilogramów wracamy do domu, by wspólnie powitać Nowy Rok.

WIELKI TYDZIEŃ

Z trójką nowicjuszy powróciłem na Olango, by z tamtejszymi rybakami świętować Wielki Tydzień. Przeprawa odbyła się bez problemu i trwała tylko piętnaście minut, bo morze było wyjątkowo spokojne. Doświadczyłem, że pływanie może być też przyjemnością. Bogatsi o grudniowe doświadczenie wzięliśmy ze sobą wodę pitną (jeden galon – 3,7853 l), zupy i inne jedzenie w puszkach.

Tym razem obyło się bez uroczystego powitania. Zamieszkaliśmy u naszych rodzin z grudniowego pobytu. Szybka wizyta w poznanych poprzednio miejscach, by sprawdzić, co się zmieniło. Niewiele – morze to samo, może więcej śmieci na plaży i kurzu w powietrzu, gdyż ostatnio nie było sztormu, który by ją oczyścił. Jest też telefon, choć nie ma prądu, według ogłoszenia można się przy jego pomocy komunikować z całym światem. Dzieci mnie rozpoznają, wołają po imieniu, tylko one potrafią dobrze wymówić moje imię. Już nie jestem sam, wszędzie idą za mną.

Uroczystość Wielkiego Czwartku. Wybrano już Apostołów, dwunastu autentycznych rybaków – jak w Ewangelii – spracowanych mężczyzn, znających swój zawód. Twarze wysmagane wiatrem, ogorzałe w słońcu. Każdy z nich będzie ubrany w kolorową „tunikę”, tradycyjne muzułmańskie płótno, przepasany szarfą z imieniem. W ich asyście udaję się do kaplicy. Dumnie siadają na wyznaczonych miejscach i czekają tylko na jedno – na mycie nóg. Wielkie to dla nich przeżycie, tym bardziej że celebransem jest Europejczyk. Nie ma problemu ze zdejmowaniem butów, bo każdy ma na nogach „japonki”. Będzie inny problem – jak tu uprać ręcznik? Ale to nie mój ręcznik i nie mój problem.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...