Po co iść do spowiedzi? Po co mówić o grzechach księdzu, który ani nie jest wybitnym psychologiem, ani sam nie jest święty, a do tego klęczeć w niewygodnej drewnianej konstrukcji zwanej konfesjonałem. Czy nie lepiej iść do wykwalifikowanego psychoterapeuty? eSPe, 76/2007
Po co iść do spowiedzi? Po co mówić o grzechach księdzu, który ani nie jest wybitnym psychologiem, ani sam nie jest święty, a do tego klęczeć w niewygodnej drewnianej konstrukcji zwanej konfesjonałem. Czy nie lepiej iść do wykwalifikowanego psychoterapeuty, położyć się na miękkiej kozetce, opowiadać spokojnie o wszystkim, co mi leży na sercu, nie martwiąc się, że za mną stoi kolejka zniecierpliwionych osób, które też chciałyby mieć to za sobą. Przecież psychoterapeuta też doradzi, wskaże moje słabe punkty, wyleczy z chorobliwego poczucia winy...
Często przystępowanie do spowiedzi przypomina swoistą psychoterapię, której jedynym celem jest pozbycie się poczucia winy, odzyskanie dobrego samopoczucia, uspokojenie sumienia. Są ludzie, którzy idą do spowiedzi z poczuciem winy, ale bez świadomości grzechu, bo wina to wynik złamania prawa, natomiast grzech to zranienie Osoby, Kogoś, kto najbardziej kocha.
Psychoterapeuta może mi pomóc uwolnić się od przesadnego poczucia winy, ale nie jest w stanie uwolnić od grzechu, bo stoi z boku. Nie może mi przebaczyć, bo to nie on został obrażony. Jako specjalista dysponuje wiedzą naukową, doświadczeniem, intuicją... Natomiast nawet najmniej wykształcony spowiednik dysponuje większą mocą: mocą Ducha Świętego, oczyszczającą mocą Krwi Chrystusa. Nawet gdyby pouczenie spowiednika było nudne i szablonowe, wypowiedziana przez niego formuła rozgrzeszenia zadziała z siłą większą od siły wulkanów.
Nie ma też sensu argument za bezsensownością spowiedzi, że kapłan jest – tak jak każdy z nas – słabym człowiekiem. Wyobraźmy sobie, że spowiadamy się u anioła... Czy byłoby nam łatwo mówić o naszych słabościach? Psycholog też jest słabym człowiekiem, ale jakoś to nikomu nie przeszkadza w odsłanianiu przed nim najczarniejszych sfer osobowości. Może więc naprawdę chodzi o coś innego? Może po prostu trudno nam pogodzić się z tym, że w biedne, ludzkie usta Bóg złożył tę niesłychaną moc wypowiadania słów: „Ja odpuszczam tobie grzechy...” i że od tych kilku słów zależy tak niesłychanie wiele w naszym życiu. Oczywiście także po rozgrzeszeniu uczynione zło pozostanie faktem, bo pozostaną jego konsekwencje (moja spowiedź nie sklei rozbitej przeze mnie szyby), ale odejdę od konfesjonału ze świadomością, że jest Ktoś, kto mnie oczyścił z winy i daje mi nową szansę.
Pan Bóg, traktuje mnie bardzo poważnie i dlatego spowiednik każe mi odprawić pokutę, śmiesznie małą w porównaniu z popełnionym przeze mnie złem, ale ta małość pokuty ma mi pomóc w zrozumieniu, że oczyszczenia Krwią Chrystusa nie kupiłabym za żadną cenę, ponieważ jest ona bezcennym skarbem ofiarowanym mi za darmo. Odchodzę od konfesjonału z radosną świadomością odpuszczenia grzechów i z zadaniem na najbliższą przyszłość – pokutą – jakby symbolem tych wszystkich zadań, które powinnam sobie postawić, by zmienić życie. Z gabinetu psychoterapeuty wyjdę bez zadanej pokuty, ale za to z... rachunkiem za wizytę. Na tym świecie nic nie ma za darmo... Na szczęście, u Boga jest inaczej.
«« | « |
1
| » | »»