Trudne doświadczenia codziennego życia stanowią szansę dla mojej modlitwy. Szansa wskazuje wyraźnie na coś pozytywnego, co można zdobyć. Zestawienie słów „doświadczenie kryzysu” i „rozwój modlitwy” wydawać się może paradoksem. Ten paradoks jest jednak pozorny, gdy spojrzymy na kryzys z perspektywy wiary. Głos Karmelu, 5/2005
Jedno z dawnych przysłów mówi, że drzewo rośnie pękaniem kory. Coś podobnego dzieje się z człowiekiem. Rośnie on duchowo przechodząc przez życiowe trudności, które nazywamy często kryzysami. By wzrastanie było jednak możliwe, trudnym doświadczeniom powinna towarzyszyć modlitwa. Ona również – szczególnie wówczas – jest zmaganiem. Ma wielką wartość. Stanowi swoistą drogę ku duchowej dojrzałości, ku świętości.
Trudne doświadczenia codziennego życia stanowią szansę dla mojej modlitwy. Szansa wskazuje wyraźnie na coś pozytywnego, coś dobrego, co można zdobyć, pozyskać. Gdy zestawimy ze sobą słowa „doświadczenie kryzysu” i „rozwój modlitwy”, wydawać się może, że stajemy przed paradoksem. W płaszczyźnie naturalnej tracenie nie może być jednocześnie zyskiwaniem. Ten paradoks jest jednak pozorny, gdy spojrzymy na kryzys z perspektywy wiary. W przestrzeni wiary doświadczenia naturalne wywierają skutki odmienne od tych, jakie mogą dostrzec moje fizyczne oczy. Doświadczenie kryzysu zawsze jest szansą dla mojej modlitwy; szansą jej pogłębienia; szansą bardziej intymnej i zażyłej relacji z Jezusem; szansą owocniejszej współpracy z Nim nad zbawieniem poszczególnych ludzkich istnień.
W interesującym nas temacie ważne będzie, abyśmy odpowiedzieli sobie na pytanie – jak się modlić w czasie kryzysu? Albo inaczej powiedziawszy – jakie cechy powinna mieć moja modlitwa, gdy doświadczam kryzysu?
Szukając odpowiedzi sięgniemy do osobistego doświadczenia dwóch wielkich świętych: św. Teresy Benedykty od Krzyża i św. siostry Faustyny.
Kryzys jest specyficzną formą doświadczenia. To rodzaj dogłębnego przeżycia, którego nie można stawiać na równi z bólem głowy czy zęba, z irytacją po odjeździe autobusu, na który nie zdążyłam lub po rozmowie, która nie potoczyła się tak, jak pragnąłem. Kryzys, pojawiając się co jakiś czas na mojej drodze, narusza – a niekiedy niszczy – poczucie osiągniętej równowagi, stabilności. Ale umożliwia mi także ponowne odzyskanie wspomnianej równowagi na głębszej już płaszczyźnie; mobilizuje mnie do wejścia na właściwszą drogę myślenia i osobistego rozwoju.
Taki typ doświadczenia wymaga szczególnej modlitwy. Na pewno nie rozwiąże sprawy kilka minut adoracji, odmówiona litania czy pobożne westchnienie typu: „Panie Jezu, spraw, aby wszystko było tak, jak kiedyś”. Tutaj potrzeba podjąć walkę modlitwy; tutaj potrzebna jest modlitwa długa i połączona z trudem. Św. Faustyna tak o tym pisze. „Jezus dał mi poznać, jak dusza powinna być wierną modlitwie, pomimo udręczeń i oschłości, i pokus, bo od takiej przeważnie modlitwy zależy urzeczywistnienie nieraz wielkich zamiarów Bożych; a jeżeli nie wytrwamy w takiej modlitwie, krzyżujemy to, co Bóg chciał przez nas dokonać, albo w nas. Niech słowa te wszelka dusza zapamięta: A będąc w ciężkości dłużej się modlił. Ja taką modlitwę zawsze przedłużam o tyle, o ile jest w mej mocy i zgodnie z obowiązkiem”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.