Gdy milknie dźwięk alarmu

Ostatnie milczenie papieża Wojtyły. Nie mogę nie pomyśleć o strażniku na wieży kościoła mariackiego w Krakowie, który usiłuje ogłosić alarm, ale jego gardło zostaje przeszyte strzałą tatarskich najeźdźców. Głos Karmelu 6/2008



Następnie poczułem się w obowiązku podziękować mu za dwie konkretne rzeczy: za jego odważną i zdecydowaną postawę sprzeciwu wobec wojny w Iraku i za wspaniały, wzruszający List do osób starszych z 1999 r. (absolutna nowość w Kościele). Papież za każdym razem przytaknął ruchem głowy, nie patrząc jednak na mnie. W ciągu tych dziesięciu minut trudnego monologu uchwyciłem tylko dwa jego słowa, gdy mówiłem mu o książkach, które przyniosłem dla niego. Widząc znaną twarz na okładce pewnej autobiografii zawołał niskim głosem: „Ojciec Pio!..”.

Następnie, rzucając okiem na książkę ze znakiem „W drodze”, podkreślił zachrypniętym głosem: Ojcowie dominikanie...”. I to wszystko. Włączając, oczywiście, końcowe błogosławieństwo, udzielone bardzo zdecydowanym gestem.

Byłem pewien, że dostrzegał każdy detal z czujną uwagą i żywym zainteresowaniem, ale nie był już w stanie mówić (później wyjaśniono mi, że łatwiej mu przychodziło wypowiadać słowa po polsku).
Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie nie było zbyt zachwycające, wręcz przeciwnie, byłem wyraźnie rozczarowany. Z biegiem czasu jednak moje wrażenia i myśli przyjęły inny kierunek, a dziś jestem przekonany, że w gruncie rzeczy otrzymałem wielki, choć niezwykły prezent od Jana Pawła II: jego milczenie. Milczenie do rozszyfrowania, zbadania, zinterpretowania, a przede wszystkim strzeżenia. Milczenie, z którym trzeba się długo konfrontować.

No właśnie. Ostatnie milczenie papieża Wojtyły. Nie mogę nie pomyśleć o strażniku na wieży kościoła mariackiego w Krakowie, który usiłuje ogłosić alarm, ale jego gardło zostaje przeszyte strzałą tatarskich najeźdźców.

Wszyscy mamy w oczach przejmujący obraz Jana Pawła II stojącego przy oknie, z którego zawsze kierował swoje słowo do ludzi, a teraz nie mógł wydobyć z gardła nawet najsłabszego głosu i czynił wręcz rozpaczliwe gesty, wyrażające jego bezsilność.

Ja uważam, że ostatnie milczenie Wojtyły, choć było postrzegane przez większość – i prawie na pewno przez samego zainteresowanego – jako coś bolesnego i rozdzierającego, miało konkretne, pozytywne znaczenie i stało się słowem do słuchania. Tak, gdyż milczenie nie jest, jak się banalnie uważa, brakiem słów, ale staje się inną formą komunikacji, głębszą, bardziej zwięzłą, oczywiście dla tych, którzy zachowali zdolność słuchania i rozumienia.

Chodzi o to, by uświadomić sobie, że ostatnie milczenie papieża Wojtyły jest może jego najmocniejszym słowem, decydującym, jego najbardziej dręczącą prowokacją. Wystarczy na chwilę zamknąć usta i pozwolić, by to milczenie przeniknęło nas zbawiennie i zaniepokoiło. Także zduszony głos może przemienić się w orędzie nadziei.

Paradoksalnie, można by stwierdzić, że Jan Paweł II, po tym, jak tyle mówił i pisał, zarezerwował sobie nie ostatnie słowo, ale ostatnie milczenie. Odważyłbym się powiedzieć: najbardziej przekonujące słowo.
Jego najcenniejszy testament, który trzeba strzec, jest ukryty w milczeniu. Tak jest przynajmniej dla mnie.

tł. Danuta Piekarz


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...