Po czym poznajemy człowieka, o którym można śmiało powiedzieć, że jest osobą „na swoim miejscu”? Otóż taki człowiek nosi w sobie pokój. Jest to pokój niezwykle głęboki, który pozwala nam odpoczywać w towarzystwie tej osoby. Głos Karmelu 1/2010
Po czym poznajemy człowieka, o którym można śmiało powiedzieć, że jest osobą „na swoim miejscu”? Otóż taki człowiek nosi w sobie pokój. Jest to pokój niezwykle głęboki, który pozwala nam odpoczywać w towarzystwie tej osoby. To coś więcej niż emanujące z człowieka poczucie satysfakcji z własnego działania, ze spełnionego obowiązku czy też z zaspokojenia oczekiwań otoczenia. To coś więcej niż poczucie samorealizacji.
Jest to pokój dojrzałego macierzyństwa czy ojcostwa. To pokój twórczo przeżywanej samotności celibatu i odwaga w przyjmowaniu każdego, kogo Bóg stawia na mojej drodze lub we wspólnocie. Tę odwagę i pokój można zobaczyć w oczach ludzi głęboko zakorzenionych w swoim powołaniu. Są zakorzenieni w swoim życiu tak mocno, jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą. Dokładnie wiedzą, po co żyją, i znają smak sensu. Ich życie jest niezwykle spójne. Owi ludzie są błogosławieni.
Są szczęśliwi, bo każdy z nich znalazł swoją orbitę – swoje miejsce w kosmosie. Każdy z nich na tyle nauczył się czytać swoją historię, że potrafi się karmić dyskretną obecnością Boga idącego tuż obok i uczącego nas takiego spojrzenia, poprzez które możemy dostrzec otrzymywane dobro. Są to osoby dojrzałe, bo potrafią przyjmować to, co nieidealne, jako najlepszy pokarm, który daje wzrost. Odnajdują się w codzienności jak we własnym domu i nigdy jej nie opuszczają. Nigdy nie zdradzają tajemnicy, która zamieszkuje prozaiczne wydarzenia i która przechadza się pośród zwykłych dni. Potrafią czekać, słuchać i patrzeć.
Takie osoby są jednocześnie intensywnie zaangażowane w obecność. Wiedzą bowiem, że tu i teraz Bóg wprowadza je do ziemi obiecanej. Wiedzą, że kochać Boga nade wszystko oznacza kochać także swoje życie, swoje powołanie, swoją pracę i ludzi wokół. Każdy z nich znalazł swoje szczęście, które przechodzi przez sam środek Bożego planu. Każdy z nich uczy się być matką, ojcem, kapłanem, misjonarzem, lekarzem, nauczycielem i bronić tej prawdy, że serce człowieka jest zdolne do zakochania, do miłości bezinteresownej i ofiarnej, czyli do kontemplacji.
Ta prawda jest niezwykle pociągająca. Gdy zostanie autentycznie odkryta i przeżyta, daje siłę, aby patrzeć spojrzeniem precyzyjnym i wyostrzonym. Życie osób zaprzyjaźnionych z tą prawdą jest na nowo wydobyte ze spojrzenia Ojca, w którym można się przeglądać jak w zwierciadle. Tutaj bowiem tętni krystalicznie czyste źródło. Człowiek otrzymuje bystrą intuicję, która pozwala mu wiernie podążać za tym, co odkrywa. Może śledzić tę prawdę nie tylko umysłem, ale także sercem, i nie spuszcza z niej z oka.
Staje się wtedy wybrany, jak naród zmierzający do ziemi obietnic. Bez względu na to, gdzie rozbija swój namiot, zawsze pozostaje przy źródle, by orzeźwić swą twarz – twarz wędrowca wybranego. Zawsze jest wewnątrz namiotu spotkania. Człowiek wchodzi w przestrzeń wolności, którą poprzysiągł mu Pan, i staje się na tyle uczciwy w swoim życiu, że nie kupi już więcej żadnej iluzji szczęścia. Co więcej, ma ochotę, by stawiać sobie i innym inteligentne wymagania, szanując jednocześnie każde gliniane naczynie. Wiara pielęgnuje w nim synowskie uczucia, które gaszą w sercu infantylne pretensje i oskarżenia budzące się wobec trudnej rzeczywistości.
Ta krystaliczna prawda, tak gościnnie przyjęta, staje się pasją i siłą. Pozwala serdecznie przyjąć krzyż, który jest wpisany w każde powołanie. Ta prawda jeszcze bardziej popycha nas w kierunku poznania Boga i siebie samego. Zaczyna się więc wewnętrzna przygoda, która nie męczy ani nie nuży. Ostatecznie bowiem ta prawda pozwala odpocząć, tak jak odpoczywa się w cieniu drzewa.
Jest to prawda o twoim życiu, które jest święte, bo jest historią samego Boga i zawsze ma sens.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.