Wielki zamęt, którego byliśmy ostatnio świadkami, każe przypomnieć sobie – rzecz jasna, w duchu wiary – kim jest biskup w Kościele i jak ogromnie ważna jest jedność wiernych ze swoim biskupem. Czy również z biskupem naznaczonym jakąś moralną dwuznacznością? W drodze, 2/2007
Przypomnijmy, czym była schizma donatystyczna. Kamieniem zgorszenia, który ją zapoczątkował, był fakt, że w roku 312 jednym z konsekratorów nowego biskupa Kartaginy był Feliks z Aptungi, biskup oskarżany o niejasne zachowanie się podczas ostatnich prześladowań. Zarzucano mu, że przed prześladowaniami wybronił się po cwaniacku. Skorzystał mianowicie z ignorancji prześladowców i kiedy zażądano od niego wydania ksiąg Pisma Świętego, on przekazał im jakieś dzieła heretyckie.
Nie podejmuję się oceniać tamtego postępku, zwłaszcza że ówczesną ocenę kształtowały zapewne jakieś nieznane nam imponderabilia. Faktem jest, że donatyści zaczęli głosić niedopuszczalną na gruncie wiary katolickiej tezę, jakoby sakramenty sprawowane przez grzesznych kapłanów były nieważne: że nieważna jest odprawiana przez nich Eucharystia, nieważny udzielony przez takiego kapłana chrzest i rozgrzeszenie. Tak jakby zbawiała nas świętość udzielającego sakramenty kapłana, a nie łaska Chrystusa!
Katolicy odpowiadali na to, że chociaż wierni mają prawo do świętych kapłanów, to przecież nie jest tak, żeby od świętości kapłana zależała nadprzyrodzona skuteczność udzielanych przez niego sakramentów. Święty Augustyn dziesiątki razy w różnych sformułowaniach powtarzał, że Kościół katolicki uczy nas, żeby nadzieję pokładać w Chrystusie, a nie w takim czy innym człowieku. Do ludu przemawiała rubaszna metafora, że z łaską Bożą jest podobnie jak z promieniami słońca – nie brudzą się ani nie tracą swoich dobrych mocy, nawet kiedy biegną przez wychodek.
Zakwestionowanie sakramentów udzielanych przez kapłanów znajdujących się w stanie grzechu doprowadziło w końcu donatystów do tego, do czego doprowadzić musiało: w ogóle do negacji zbawczej skuteczności sakramentów udzielanych w Kościele katolickim. Zimny dreszcz mnie przeniknął, kiedy rozpoznałem podobną logikę w reakcjach, jakie słyszało się ostatnio. Jeden mówił: „Nigdy bym nie przyjął komunii z rąk takiego arcybiskupa” – ale bardzo szybko pojawia się ktoś następny, kto mówi: „W Boga wierzę i zawsze będę wierzył, ale w księży już nie wierzę”.
Donatyzm, chociaż wyrósł z utopijnego marzenia zbudowania Kościoła samych tylko ludzi czystych i świętych, bardzo szybko musiał się zmierzyć z licznymi grzechami we własnych szeregach. Jedyne, co mu się udało naprawdę osiągnąć, to głębokie, przez parę wieków trwające rozbicie chrześcijaństwa na ziemiach Afryki Północnej. Spustoszenia, jakie spowodował tam donatyzm, świetnie przygotowały grunt do przyszłego zwycięstwa tam islamu.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»