Kiedyś poszukamy jej razem

Adopcja jest bardzo trudna dla dziecka, trudniejsza niż dla rodziców, którzy je adoptowali. Mój problem jest prosty: ja tylko nie mogłam urodzić swojego dziecka. Jego problem jest dużo bardziej skomplikowany: ono musi zmierzyć się ze świadomością, że ktoś go nie chciał. W drodze, 12/2008



Dziś – mądrzejsza o to doświadczenie – co by Pani poradziła rodzicom adopcyjnym?

Żeby raczej nie mówić, nie etykietować. Oczywiście wiedzieć musi dziecko, rodzina, znajomi i najbliżsi przyjaciele. Pozostali – jeśli żyjemy w małym środowisku, gdzie i tak się dowiedzą – lepiej, żeby wiedzieli od nas. Jeśli w anonimowym środowisku wielkomiejskim – wiedzieć nie muszą. Bo niestety na świecie nie brakuje głupich ludzi, którzy chcą zranić drugiego człowieka. I jeśli trafi im się taka okazja, chętnie z niej skorzystają. My już na to nie będziemy mieli żadnego wpływu.

Jak powiedzieć o adopcji swoim rodzicom, jak ich przygotować na to?

To trochę zależy od tego, w jakich relacjach jesteśmy z naszymi rodzicami. Jeśli żyjemy z nimi jak z przyjaciółmi, z którymi rozmawia się o różnych problemach, to dlaczego nie mielibyśmy z nimi rozmawiać o adopcji.

Moi rodzice byli wprowadzeni w problem, wiedzieli, że staramy się o dziecko, że mamy z tym kłopoty. I przyszedł taki moment, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o adopcji. Nie czekaliśmy oczywiście na ich radę, bo rady „adoptuj dziecko” nie można przyjąć od nikogo – nawet od własnej mamy. Ona nie wie, co to znaczy nie mieć dziecka. Dlatego nasze rozmowy nie polegały na radzeniu się, tylko na głośnym myśleniu o tym, że adopcja to jedna z dróg, byśmy mogli zostać rodzicami.

Z teściową było inaczej: ją poinformowaliśmy o naszej decyzji. Było to dla niej trudne i zareagowała dość stereotypowo – strachem.

Nie podlega jednak dyskusji, że nawet jeśli rozmawiamy o tym z bliskimi nam osobami, ostateczną decyzję podejmujemy my: ja i mój mąż. Nikt inny.

A jak i kiedy powiedzieć o tym znajomym?

Bliskim osobom dobrze jest mówić wcześniej, by miały czas na oswojenie się z naszą decyzją, ale musimy być przygotowani na to, że nie wszyscy to zrozumieją, nie wszyscy przyjmą i zaakceptują nasze dziecko. Może się nawet zdarzyć, że część znajomych przestanie nimi być. Nam się tak przytrafiło.

Napisała Pani książkę o adopcji przeznaczoną dla dorosłych. „Wieża z klocków” to rodzaj pamiętnika, w którym szczerze i otwarcie mówi Pani o bólu bezdzietności, o potrzebie bycia rodzicem, o wzajemnym dorastaniu do miłości, o problemach, które może napotkać rodzic adopcyjny. Pisała ją Pani z myślą o tym, by inni mogli znaleźć odpowiedzi, których Pani nigdzie nie znalazła?

Tak. Potrzebowałam takiej książki wiele lat temu i jej nie znalazłam. Potrzebowałam wsparcia i go nie dostałam – nawet w ośrodku adopcyjnym. Chciałam poznać ludzi, którzy przeszli już przez to, do czego ja się przygotowywałam, ale nikt mi tego nie ułatwił.

Pomyślałam więc, że skoro ja takiej książki szukałam, to pewnie innym też się przyda. I dlatego zdecydowałam się podzielić swoim doświadczeniem z tymi, którzy o adopcji myślą, którzy się do niej przygotowują, którzy już adoptowali dziecko.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...