Nie jest tak, żeby nasza miłość coś Bogu dodawała albo w czymś Go wzbogacała. Jest odwrotnie: Dopiero wtedy, kiedy Boga kochamy na pierwszym miejscu, możemy osiągnąć doskonałość naszego człowieczeństwa. Dopiero kochając Boga na pierwszym miejscu, możemy prawdziwie kochać wszystkich innych, począwszy od swoich najbliższych. W drodze, 6/2009
Choć mówiłam wiele z Panem, jednak bez słowa. I powiedział Pan: Jesteś rozkoszą dla serca mojego, od dziś każdy uczynek, najdrobniejszy, ma w oczach moich upodobanie, cokolwiek czynić będziesz. W tym momencie czułam się przekonsekrowana. Powłoka ciała jest ta sama, ale dusza inna, w niej mieszka Bóg z całym swoim upodobaniem. Nie uczucie, ale świadoma rzeczywistość, której nic mi przyćmić nie może. Wielka tajemnica zadzierzgnęła się między mną a Bogiem. Odwaga i moc pozostała w duszy mojej. Kiedy wyszłam z adoracji, ze spokojem spojrzałam w oczy temu wszystkiemu, czego się przedtem tak bardzo lękałam.
W obliczu tak dosłownie całoosobowej miłości chciałoby się westchnąć wraz z Gałczyńskim: „Za duży wiatr na moją wełnę!”. Przecież ja tak kochać nie potrafię!
Stara mądrość chrześcijańska zachęcała jednak ludzi nawiedzonych pokusą takiej rezygnacji, żeby się tak łatwo nie poddawać. Nie zniechęcaj się – mówiono im – ani nie załamuj, kiedy widzisz, że nie potrafisz Boga kochać tak, jak to podziwiasz u innych! Wystarczy, że będziesz starał się kochać Go tak, jak potrafisz! Przecież każdemu z nas Bóg udziela łaski według miary, jaką On wyznacza (por. Rz 12,3).
A jeśli ja po prostu nie umiem kochać Boga?
A jeśli ja w ogóle nie umiem kochać Boga? Ludziom, którzy stawiają to pytanie, trzeba najpierw zwrócić uwagę na to, że miłości nie mierzy się emocjami. Emocje mogą wspierać naszą miłość, ale mogą nas też okłamywać. Sam Pan Jezus ostrzegał nas przecież, że „nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego” (Mt 7,21).
Inaczej to samo ujął apostoł Jan: „Nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą… Jeśliby ktoś mówił: Miłuję Boga, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 3,18; 4,20).
Przede wszystkim jednak starajmy się nie zapominać, że miłość do Boga jest Jego darem, za którym trzeba tęsknić i o niego prosić. Wspaniale wyraził to Tadeusz Żukowski w wierszu pt. Krzew tarniny. Żarliwa prośba zawarta w tym wierszu brzmi jeszcze bardziej przejmująco, jeśli uświadomimy sobie, że nawiązuje do rozdziału trzeciego Księgi Wyjścia:
W świecie
jak w ostrym zaplątany
krzaku tarniny.
Podpal go Panie!
Niech w krzewie Twoich ust
płonę Miłością.
Natomiast rewelacyjne wręcz wyjście z tego prawie-braku-nadziei, że uda mi się kochać wreszcie Boga w sposób doskonały, podpowiada Beata Obertyńska w swoich Grudkach kadzidła (V,LXVII):
No, już dobrze... Niech będzie jak gdy drzwi ktoś zawrze...
Niech mi się nigdy więcej serce nie otworzy.
Niech Cię, Panie, źle kocham... Ale za to sprawże,
aby Cię nikt ode mnie nie miłował – gorzej!
Kto tak kocha Boga, niewątpliwie kocha Go autentycznie, bo bezinteresownie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.