Pawłowy obraz porwania na obłoki naprzeciw Pana, aby już zawsze być z Panem, wyraża to, co niewyrażalne: że kresem drogi wszystkich przyjaciół Chrystusa będzie niedające się wyobrazić uwielbienie i przebóstwienie nas całych, którzy będziemy wtedy bez reszty rozkochani w naszym Panu i Zbawicielu. W drodze, 11/2009
Poświęciłem ostatnio trochę czasu, by sprawdzić, w jaki sposób i jak często werset powyższy pomagał objaśniać wiarę wielkim nauczycielom Kościoła. Zająłem się tym pod wpływem młodego człowieka, który na swojej drodze do wiary potknął się o to zdanie. „W głowie mi się nie mieści – mówił – żeby wiara w Chrystusa żądała ode mnie otwarcia się na tak prymitywne wyobrażenia”.
Uświadomiłem sobie wówczas, że ja sam w ciągu dziesiątków lat mojej posługi duszpasterskiej chyba ani razu nie przywoływałem przytoczonych w tytule słów apostoła Pawła. Czyżby ten fragment słowa Bożego stał się w mojej duszy martwy?
Oszałamiające bogactwo interpretacji patrystycznych
W pismach ojców Kościoła znalazłem bezmiar objaśnień, nawiązań i aluzji do słów, że „będziemy porwani w powietrze, na obłoki, naprzeciw Pana”. Tutaj przytoczę tylko niewielką część tego, co znalazłem. I pierwsze zdumienie: Ani razu nie nawiązuje do tych tekstów święty Tomasz z Akwinu w swoich największych dziełach (Komentarz do Sentencji, Summa Contra gentiles, Summa teologiczna) – tylko kilka, jednak dość banalnych odniesień, znajduje się w jego komentarzach biblijnych.
Pierwsze wyjaśnienie tego faktu narzucało się samo: święty Tomasz jest tym teologiem, który zdecydowanie bardziej woli myśleć pojęciami niż symbolami. Stąd wstępna hipoteza: Być może stępiła się nasza wrażliwość na symboliczne wymiary rzeczywistości, a zarazem jednak podświadomie czujemy, że sam apostoł Paweł nie traktował przecież swojej wypowiedzi z materialną dosłownością.
Bliższy kontakt z tekstami ojców Kościoła potwierdza tę hipotezę. Oto na przykład Tertulianowi (Przeciw Marcjonowi, 3,24,11) w ok. 210 roku słowa apostoła Pawła o tym, że będziemy porwani na obłoki naprzeciw Pana, natychmiast kojarzą się z dwoma obrazami ze Starego Testamentu. Po pierwsze, z fragmentem zarysowanej przez proroka Izajasza wizji odnowionej Jerozolimy: „Kto to są ci, co lecą jak chmury i jak gołębie do okien swego gołębnika?” (Iz 60,8), i po wtóre, z wizją proroka Daniela, że „oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy” (Dn 7,13). Zatem nie ma najmniejszej wątpliwości co do tego, że Tertulian myśli tu symbolicznie.
Święty Hieronim w roku 406 zauważy, że nasze wznoszenie się do nieba zaczyna się już teraz: „Przez obłoki należy rozumieć proroków i apostołów. Jeżeli więc ktoś zostaje pochwycony do Chrystusa, wstępuje nad obłoki Prawa i Ewangelii, nad proroków i apostołów, a wziąwszy skrzydła gołębicy i przez ich naukę podniesiony na wysokości, kieruje się nie na dół, lecz w powietrze i ku duchowemu rozumieniu Pisma” (List 119,10).
Kilkanaście lat później święty Augustyn będzie mówił dość podobnie: że chmurami, które wznoszą do nieba, czyli do Pisma Świętego, są nauczyciele wiary. I zakończy Augustyn swoje uwagi osobistym westchnieniem: „Oby i mnie Pan Bóg raczył zaliczyć pomiędzy któreś z tych chmur” (Objaśnienie 1 Psalmu 103,11).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.